Dowódca ekspedycji ratunkowej odkrywa prawdę o planecie Ksi, lecz sam powątpiewa, czy to aby cała prawda. Po powrocie na Ziemię zdaje raport swym przełożonym i znowu leci na Ksi. O tym, co tam zastanie i jak potoczą się losy żyjących w ekstremalnych warunkach kolonistów, nie dowiemy się już nigdy, ponieważ autor książki zmarł.
[superNOWA, 2005]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4143/cala-prawda-o-planecie-ksi-drugie-spojrzenie-na-planete-ksi ]
AGA:
Janusz A. Zajdel to ikona polskiej
fantastyki socjologicznej, człowiek, który zapisał się na kartach
tej literatury na tyle wyraźnie w ciągu dwudziestu lat swojej
literackiej działalności, że po jego przedwczesnej śmierci
przemianowano ówczesną nagrodę fandomu polskiego Sfinks na Nagrodę
im. Janusza A. Zajdla. Jak wspomniałam powyżej Janusz A. Zajdel
jest przede wszystkim reprezentantem fantastyki socjologicznej,
pisanej w latach 60/70-tych XX w., należy więc zdawać sobie
sprawę, że w jego twórczości będą dominowały problemy,
zagadnienia i obserwacje odwołujące się do tamtych, trudnych dla
Polski czasów. Nie oznacza to jednak, że treść jego książek
zdezaktualizowała się w momencie odzyskania niepodległości.
„Cała prawda o planecie Ksi” to
typowa powieść szkatułkowa, w której opowieść odnalezionego
kosmicznego rozbitka, staje się osią całej fabuły, i przyczynkiem
do dalszych wydarzeń. Zacznę jednak od początku. Komandor Sloth,
pilot pozaukładowy, którego metryczka drastycznie różni się od
jego wyglądu, zostaje wysłany z misją, mającą wyjaśnić, co się
stało z Konwojem, który miał dotrzeć na nową planetę. Sloth
odnajduje dryfujący statek, a na nim starego człowieka oraz
dziennik pokładowy, w którym rozbitek spisał tragiczną historię
ekspedycji. Pokrótce, by nie zdradzać całej fabuły, statek
„Alfa”, a następnie pozostałe jednostki Konwoju, został
przejęty przez grupę terrorystów, którzy zdecydowali się na
wprowadzenie nowego ładu społecznego w koloni. Opowieść „11-tki”,
bo tak nazywany jest rozbitek, opisuje kształtowanie się nowego
społeczeństwa pod wpływem fanatyków opanowanych przez ideę, aż
do momentu, który doprowadza go do stanu, zastanego przez komandora
Slotha.
Ciężko mi zrecenzować tę książkę
Zajdla, ponieważ z jednej strony ukazuje ona mechanizmy tworzenia
się społeczeństwa totalitarnego, z drugiej strony jest to pod
względem konstrukcji i w sumie nawet realizacji, jeden ze słabszych
utworów tego autora.
W posłowiu (SuperNowa, 2005) Maciej
Parowski wspomina o proweniencji powieści; miała ona być wypadkową
historycznych wydarzeń na świecie związanych z terroryzmem, a
frustracją odrzucenia przez cenzora jego książki „Wyjście z
cienia”. Napięcie, które odczuwane było w Polsce pod koniec lat
siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych, a także
czysto osobista, pisarska frustracja, zostały rozładowane przez
stworzenie właśnie „Całej prawdy o planecie Ksi”, a gorąca
głowa i zawiedzione ambicje, nie są złym motywem do pisania,
jednak dzieło potrzebuje później szlifu redakcyjnego, którego tu
zabrakło.
Fabuła książki jest prosta jak cep.
Misja komandora Slotha jest przyczynkiem do opowiedzenia historii
kolonii przez pryzmat spostrzeżeń „11-tki”, dziennik pokładowy
ujawnia tragiczne wypadki na pokładzie „Alfy” i na planecie.
Zajdel ukazuje cały proces zniewalania społeczeństwa przez grupkę
fanatyków, kolejne etapy i metody wprowadzania reżimu za pomocą
monopolu informacyjnego i propagandy, ideologii oraz terroru tajnych
służb wobec przeciwników rebelii. Rebelianci z „Alfy”
przejmują władzę nad społeczeństwem, wykorzystując przewagę i
element zaskoczenia, przewrót na szczęście ma prawie bezkrwawy
charakter, głównie dzięki temu, że mogą decydować o tym kogo i
kiedy wyciągnął ze stanu anabiozy. Kolejnymi cechami
charakterystycznymi dla państwa terroru, autokracji i totalitaryzmu,
które wprowadził Zajdel do książki są: monopol „tymczasowych”
władz na broń, psychologia nienawiści kolonistów wobec Ziemian,
fabrykowanie informacji, wyciąganie z anabiozy najmniej
inteligentnych jednostek i typowo polski obrazek, czyli żywność i
dobra wydawane na bony, o cichym przyzwoleniu na pokątne pędzony
bimber nie wspominając. Wszystkie te elementy składają się na
kanon państwa totalitarnego. Niestety ten akademicki obraz reżimu,
powoduje, że powieść tą czyta się, jak łopatologiczną lekturę
szkolną. Konstrukcja fabuły wygląda, jakby całą nienawiść
autor przelał względem ówcześnie panującego systemu, wytknął
wszystko, a potem za szybko to wydał, by zauważyć, że to takie
trywialnie nieskomplikowane.
Niezrealizowana kontynuacja pt. „Drugie
spojrzenie na planetę Ksi”, której pomysł Janusz A. Zajdel
porzucił z powodu niezadowalającej zaliczki na poczet właśnie
drugiej części, doczekała się realizacji, jako efekt
przeprowadzonego w 2011 roku konkursu, pod egidą Jadwigi Zajdel,
Joanny Zajdel-Przybył i Wydawnictwa superNOWA. W 2014 roku wydano
powieść autorstwa Janusza A. Zajdla i Marcina Kowalczyka pt.
„Drugie spojrzenie na planetę KSI”.
- A book set in the future.
Ocena: 4/10
Przesłanie:
„Totalitarny powrót do szkoły.”
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PATI:
„Cała prawda o
planecie Ksi”... jest niczym koszmarny powrót do szkoły, gdzie
stawiano przed nami wyzwania w postaci lektur mniej lub bardziej
przeczytywalnych. Jak ktoś czytał Orwell'a to nie wiem czy
przypadnie mu do gustu kolejne odgrzewanie tego samego kotleta. Mnie
niestety nie przypadło.
„Główny” bohater,
Sloth (jak idealnie pasujące imię), kosmonauta, przez całą tą
książeczkę nie zabłysnął ani razu: ani charyzmą, ani
inteligencją, ani błyskotliwymi dialogami. Generalnie nie lubię
ludzi, stawiających innych na niższym poziomie - bo są od niego
młodsi. A już zupełnie nie cierpię facetów, którym w głowie
jest bazowanie na swojej opinii (w tym przypadku rzeczywistego wieku)
i zasobności portfela (z powodu wykonywanej pracy). A już zupełnie
nienawidzę gnojków, którym w głowie tylko, że zacytujmy książkę,
„oczy” kobiet i kolejne zaliczanie zdobyczy. Tego bohatera to też
i z premedytacją umieściłam w cudzysłowiu, bo w sumie jakby się
zastanowić szczerze zastanowić to do od głównych bohaterów
czegoś jednak się oczekuje, prawda? Pan Gnuśny natomiast w tej
książce nie zrobił zupełnie nic... Pozwolę sobie pokrótce
przedstawić „akcję” tej książki: Sloth ma wakacje, które
każą mu dowódcy przerwać, bo musi wyruszyć na akcje ratunkową,
a Sloth oczywiście marudzi. Slotha budzą przedwcześnie piloci
statku, bo spotykają „obiekt latający” i razem z nimi wkraczają
na prom należący do konwoju, któremu wyruszyli na ratunek (ojej).
Spotykają tam szalonego mumio-pilota – taki tam żywy, ale martwy,
czytają jego dziennik (jakieś 50% zawartości książki) po czym
docierają na Ksi gdzie oglądają społeczeństwo, a Sloth decyduje
się na powrót na ziemię, bo to przewyższa jego kompetencje.
KONIEC. Serio i wcale mi nie jest do śmiechu. Najwięcej akcji jest
w dzienniku „11” zwanego też Pradziadkiem i to z niego
dowiadujemy się co naprawdę miało miejsce na Ksi, a Sloth ma
okazję to potwierdzić i zobaczyć co z tego wynikło. Tylko, czy to
ciekawe? Jak dla mnie strasznie toporna antyutopia z aż rażącymi
odniesieniami do PRL. Ale potem następuje porównanie Lenina do
Chrystusa - jako jedynych bezinteresownych przywódców w historii
świata - i no kurza noga, aż mnie przytkało na chwilę. Poezję i
literaturę socrealizmu to ja czytałam w szkole jako taką tam
ciekawostkę humorystyczną, ale Jezus=Lenin - to już cios poniżej
pasa i paskudna podlizka pod cenzurę. Od tego momentu zaczęłam
postrzegać Zajdla prawie jako Pradziadka, któremu też na końcu
nikt nie wierzył, że „on to wszystko robił dla innych”, a nie
był sprzedawczykiem i zdrajcą. I tyle w temacie.
Wyobraźcie sobie
eksperyment, gdzie świnkami morskimi są ludzie, którzy wybudzeni
ze stanu hibernacji dowiadują się, że Ziemia ich oszukała i nie
wyposażyła w żadne ułatwiające kolonizacje akcesoria, a żywności
jest tyle co kot napłakał. A do „domu” daleko, bo aż 40 lat
lotu. Ale to oczywiście jest kłamstwo wymyślone przez
rewolucjonistów, chcących wychować społeczeństwo idealne, którzy
dokonują w trakcie lotu na Ksi ataku terrorystycznego i obejmują
dowodzenie na statku. Wszelakie przywiezione dobra zostają ukryte, a
ludzie stopniowo budzeni i zaganiani do pracy przy minimalnych
racjach żywnościowych. Wszyscy są niby równi (ale oczywiście
niektórzy są równiejsi, o czym decyduje wytatuowany numer
porządkowy na czole). Jakikolwiek opór i próba zdrowego rozsądku
była karana i piętnowana. Pierwsi osadnicy ze strachu przyjęli
nowe doktryny, ale już każde następne pokolenie, które nigdy nie
poznało Ziemi, wyrastało w przeświadczeniu, że tam jest jeszcze
gorzej. I tak to wszyscy, choć biedni i zacofani, są szczęśliwi i
w przyszłości chcą wyzwolić lud macierzystej Ziemi spod jarzma
tyranii... Ot i cała historyjka. A teraz się zapytam: no i? Co
dalej? Dobra, przyznaję się, że trochę się złośliwie znęcam
nad tym tekstem, bo Zajdel zaczął pisać „Drugie spojrzenie na
planetę Ksi”, którego nie zdążył już dokończyć, ale
traktując to jako osobny tekst literacki, to ewidentnie brakuje mi
jakiegokolwiek rozwiązania, podsumowania... no czegokolwiek. Taka
tam opowieść trochę o niczym.
Chcecie? To sobie
czytajcie. Ja za Zajdla już raczej nigdy nie chwycę.
- A book set in the future.
- A book by an author you've never read before.
Ocena: 2/10
Przesłanie: "Co tam chore
społeczeństwo, ja chcę urlopu i lasek."