środa, 2 września 2015

„Nadciąga burza” - Robin Bridges


Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.

Ew. św. Jana 3,19


Gałęzie i korzenie drzewa genealogicznego naszej rodziny splątane są z wieloma innymi drzewami królewskich rodów i, podobnie jak większość roślin w owym mrocznym lesie, skażone złem.

Petersburg. Rok 1888. Krwawi słudzy Ciemności dążą do obalenia cara. Z dnia na dzień mroczny sekret Kateriny Aleksandrownej, umiejętność ożywiania zmarłych, zaczyna ściągać uwagę tych, których zainteresowania powinna za wszelką cenę unikać.

Nadchodzi czas, w którym młodziutka Księżna Oldenburga musi opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu... To wybór umysłu, ale i serca. Ofiarowanemu albo chłodnemu carewiczowi Jurijowi, albo zabójczo przystojnemu księciu Danile, dziedzicowi tronu vladików z owianej przerażającymi opowieściami Czarnogóry.

Tego wieczoru śmierć zatańczy pośród nas.

[Fabryka Słów, 2012]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/137997/nadciaga-burza]

PATI:

"Nadciąga Burza" to powieść - wydana z trzy lata temu przez Fabrykę Słów - która jakoś od razu wpadła mi w oko, głównie z powodu jakże sympatycznej okładki rodem jak z romansu historycznego - piękna blondyna robi do nas dziubek, okutana w czarne futro i wielgachną quasi rosyjską czapę. A wokół prószy puszysty śnieżek, bezlistne drzewa pociągnięte lakierem punktowym sugerują nam, że książka będzie klimatyczna. Niestety tylko sugerują. Myślę, że nawet jest im trochę wstyd, że aż tak wprowadzają w błąd niczego nieświadomych czytelników. Pamiętacie jak z Agą wspólnie cierpiałyśmy przy: "Posępnej Litości" i "Dziewczynie w Stalowym Gorsecie"? Ta powieść idealnie wpasowuje się w ten trend. Słabo napisana, bardzo banalna treściowo i zadziwiająco kiepska ogólnie. Robin Brigdes, pielęgniarka, której korzenie są ukraińskie (pradziadkowie prowadzili piekarnię) uznała, że jest na siłach napisać powieść o Rosji z roku Pańskiego 1888. Co gorsza, stwierdziła, że podoła nawet z trylogią – dzięki bogom, nie wydanej w Polsce. A pomagała jej przy tym ponoć Ilona Andrews (sądzę że głównie Ilona, a nie Andrew) - w co aż nie chce mi się za bardzo wierzyć.

Główną postacią "Nadciągającej Burzy" jest Katerina Aleksandra Maria von Holstein-Gottorp, księżniczka Oldenburgu, wiosen 16, blond panna marząca zostać lekarzem. I choć ojca ma postępowego, takiego co nie ma nic przeciwko jej fanaberyją, to już jej "Maman" chce wydać córunię za jakiegoś arystokratę z odpowiednim nazwiskiem, rodowodem i majątkiem. Mamusia, bardzo mądra kobiecina, obawia się jednak, że raczej żaden pretendent nie będzie chciał żony lekarki. Ale to oczywiście nie wszystko. Nasza bohaterka jest nie tylko błękitnej krwi - jest też potężnym nekromantą (!!!), co w swojej naiwności ukrywa nawet przed najbliższymi. Oczywiście w książce już kompletnie nic by się nie działo, poza kolejnymi opisami bali, na które uczęszcza Katerina; więc jej sekret musi prędzej czy później wyjść na jaw. No i rozpoczyna się polowanie na dziewczynę: Książę Czarnogóry - wąmpierz - upatrzył ją sobie na małżonkę, a jego siostry czarownice wspomagają go na każdym kroku, nie cofając się przed niczym. Katia w swojej naiwności daje się im zastraszyć i godzi się na narzeczeństwo z Daniłą - by jej rodzinie nie stała się żadna krzywda. A to już niestety ponad połowa książki. Dalej? Dalej jest już tylko gorzej. Po Petersburgu krążą ożywieńcy, wilkołaki, ghule, wampiry i wszelkie ich odmiany, a wszystko to tak nędznie opisane, że czytelnik tylko ziewa – zero emocji i zero atmosfery.

Poza bardzo szczegółowymi opisami kolejnych sukien i biżuterii, jakie ma na sobie nasza bohaterka nie brakuje też opisów licznych pałaców i sal, oranżerii, korytarzy, ogrodów i co gorsza sukien, jakie mają na sobie inne Wysokości, oraz dań jakie spożywają łącznie ze stwierdzeniami, że np. kaczka była gumowa, a zupa bez smaku. Gdyby wyciąć z książki wszystkie te niepotrzebne opisy, zostałoby pewnie zaledwie 20% „akcji” i jakieś pół strony dialogów. Zupełną zgrozą były także „rozdziały”, a właściwie „rozdzialiki”, książka ma 370 stron, a rozdziałów jest, uwaga, 58! Obliczyłam, że średnia długość to 6,38 strony. Być może miał to być zabieg sugerujący „dynamikę”, ale dla mnie bardziej przypominało to książeczkę dla dzieci. To było złe, ale najgorsze jeszcze przed nami.

Zbrodnią było umieszczenie przez autorkę (złośliwie nie nazywam jej pisarką) w tej całej swojej historii prawdziwych postaci, a dokładniej przedstawicieli dynastii Romanowów. Jeśli nie pamiętacie dokładnie jak zginęli ostatni car i caryca, to na pewno obiła wam się o uszy historia o Anastazji, która jak okazało się całkiem niedawno nie przedostała się jednak do Stanów Zjednoczonych, ale została bestialsko zamordowana razem z całym swoim rodzeństwem i rodzicami. Rodzicami, o których śmie pisać Pani Bridges dając im paranormalne moce i opisując carewicza Mikołaja II, jako pochodzącego z Jasnego Dworu Fairy. Także Aleksandra Fiodorowna, zwana jeszcze wówczas Alicją Wiktorią Heleną Ludwiką Beatrycze Hessen-Darmstadt, nie umknęła zbrodniczej fantazji Bridges, która zasugerowała kilkakrotnie jej nadnaturalne pochodzenie. Za to Jurijew Aleksandrowicz – miłość Katii, to nikt inny jak Jerzy Aleksandrowicz Romanow, który w rzeczywistości był bardzo słabego zdrowia - chorował na gruźlice i praktycznie mieszkał w gruzińskim uzdrowisku Abbas-Tuman. Moim osobistym zdaniem pozostali przy życiu potomkowie dynastii Romanowów i innych rodów, których nie oszczędza Bridges, powinni napisać pozew zbiorowy, i nie tylko oskubać pielęgniareczkę ze wszystkich pieniędzy, ale i zażądać sprostowania, przeprosin oraz co najmniej rytualnego samobójstwa. Dlaczego tak ostro? Nie zapominajmy, że Mikołaj oraz jego żona Alicja są nie tylko świętymi kościoła prawosławnego, ale także zostali zamordowani ze szczególnym okrucieństwem przez reżim bolszewicki, i chociaż z tego tytułu należy im się szacunek.

Naprawdę absolutnie nie warto chwytać tej książki w rękę w innym celu niż jako podstawkę pod kubek. Może nastolatki pokochają Katię i jej ptasi móżdżek, choć naprawdę nie wiem dlaczego miałyby to zrobić – przeraża mnie, że takie pozycje są wydawane i serwowane młodym czytelnikom. Dla mnie książka ta była tylko nieustannym pasmem wynudzenia oraz negatywnych emocji z powodu przekłamań historycznych. Jakby tu zarobić na Romanowach? No właśnie nie tak. Dajmy im już spokój - czy nie wystarczająco wiele wycierpieli?

  • A book with nonhuman characters
  • A book by a female author
  • A book set in a different country
  • A book set somewhere you've always wanted to visit
  • A book with magic
  • A book by an author you've never read before
  • A book that was originally written in a diffrent language

Przesłanie książki: „Nadciąga totalna porażka”
Ocena: 1/10