środa, 28 października 2015

"Diuna" - Frank Herbert

Specjalna edycja z opracowaniem graficznym autorstwa Wojciecha Siudmaka. Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu - substancji przedłużającej życie, umożliwiającej odbywanie podróży kosmicznych i przewidywanie przyszłości. Z rozkazu Padyszacha Imperatora Szaddama IV rządzący Diuną Harkonnenowie opuszczają swe największe źródło dochodów. Planetę otrzymują w lenno Atrydzi, ich zaciekli wrogowie. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne. Przejęcie planety ukartowano. W odpowiedzi na atak połączonych sił Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów, Paul - końcowe niemal ogniwo planu eugenicznego Bene Gesserit - staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i wyciąga rękę po imperialny tron.

[Dom Wydawniczy Rebis, 2011]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/37752/diuna]


AGA:

Najtrudniej mierzyć się z legendą, zawsze jest niebezpieczeństwo, że albo czytający poniesie klęskę, gdy książka jest zbyt trudna, albo książka poniesie klęskę, nie sprostawszy własnemu mitowi. „Diuna” Franka Herberta należy już od kilku dziesięcioleci do klasyki literatury fantastycznej, doczekała się kilku adaptacji filmowych i rzeszy fanów. W moim domu „Diuna” stała na półce odkąd pamiętam, a na filmie Davida Lyncha zostałam wychowana. Nigdy jednak nie podeszłam do tej pozycji, uważając, że muszę do niej dorosnąć, mając w pamięci zakręconą i psychodeliczną adaptację filmową, uważałam, że nie będzie to łatwa lektura. Najgorzej jest zostać negatywnie zaskoczonym.

„Diuna” Franka Herberta początkowo drukowana była w czasopiśmie „Analog Science Fact and Fiction” w latach 1963-65, po czym doczekała się edycji książkowej, podbijając serca czytelników i zdobywając w 1965 roku Nagrodę Nebula i rok później Hugo. W 1984 roku na ekrany kin wszedł film Lyncha, który również stał się kultowy. Zarówno książka, jak i film są obowiązkową pozycją dla miłośników fantastyki.

Sięgając po „Diunę” pokładałam w tej powieści wielkie nadzieje na świetną lekturę, byłam przekonana, że będzie ona podobna do książek Dana Simmonsa, że będzie wymagającą lekturą. O zgrozo, porażka jest tak wielka, jak wielka jest legenda pustynnej epopei. Nie ma potrzeby szczegółowo omawiać fabuły, którą każdy szanujący się fan fantastyki w jakimś stopniu zna. W powieści autor ukazuje przełomową chwilę jednego domu z Wysokich Rodów – Atrydów, który uwikłany w polityczno-ekonomiczną rozrywkę pomiędzy Impreatorem, Harkonennami i Gildią Kosmiczną, przejmuje nowe lenno – Arrakis, i stara się ugruntować swoją władzę. Na pustynną planetę przybywa książę Leto I, jego konkubina lady Jessika i ich syn Paul. A Arrakis okazuję się dość kłopotliwym lennem, na którym każdy chciałby położyć swoją rękę ze względu na endemiczny surowiec zwany przyprawą. Jednak pustynna planeta dba zazdrośnie o swoje skrzętnie skrywane tajemnice, które dopiero uciekający przed krwawą eksterminacją swojej rodziny, Paul Atryda, zacznie je odkrywać; zawiąże sojusz z autochtoniczną ludnością - Fremenami, a także wykorzysta swoje nieprzeciętne zdolności, by odebrać Harkonennom protektorat nad Arrakis.

Przed przeczytaniem powieści znałam film Davida Lyncha, co wpłynęło zdecydowanie na odbiór lektury. Niebagatelny jest też fakt, że Frank Herbert nie zaskoczył mnie niczym, a przecież zazwyczaj film okazuje się skrótem powieści. Dlatego też po raz pierwszy, z przykrością muszę stwierdzić, że film okazał się lepszy od książki. David Lynch, jako scenarzysta i reżyser wykonał kawał dobrej roboty, ująwszy wszystko, co najważniejsze w „Diunie”, omijając umiejętnie wszystkie przydługie fragmenty. A wodolejstwa się trochę u Herberta znajdzie; nieustanne majaczenia i rozterki Paula, czy analizy i wewnętrzne monologi Jessiki. Co więcej reżyser nadał głębszego znaczenia całemu obrazowi, przedstawiając osobę Paula-Mesjasza w sposób oszczędny, ale treściwy, co w książce okazało się po prostu słowotokiem bez znaczenia. „Diuna” owszem urzekła mnie swoim bezwodnym ekosystemem, wielkimi ergami, podziemnymi wodnymi zbiornikami i wielkim marzeniem Fremenów w przeistoczenie planety w bardziej zdatny do życia świat. Powieść napisana jest bardzo lekkim piórem, a intrygi i polityczne machinacje wciągają. Ale... tak, zawsze musi być ale... Frank Herbert nie miał zdecydowanie talentu do pisania dialogów, które są bezsensowne i często sztywne jak koci ogon. Postać księcia Leto I mogłaby być wzorcem dla Neda Starka George'a R. R. Martina, jakby szlachetność, honor i prawość miały zawsze być gwoździem do trumny polityka. Najbardziej jednak irytujące okazały się wewnętrzne monologi lady Jessiki i Paula Atrydy, który trąciły mierną autoanalizą. Niekonsekwentnie też został ukazany dar widzenia przyszłości Paula, który ze względu na wygodę pisarską, raz widział wszystko, raz nie widział niczego, raz zachowywał się jak apodyktyczny jasnowidzący przywódca, a raz jak zasmarkany nastolatek. Niestety cała prezentacja mistycyzmu Kwisatz Haderach okazała się niespójnym tworem, a mam niestety obsesyjną alergię na wykorzystywanie przez pisarzy religii, mesjanizmu, magii i nadprzyrodzonych talentów, do zapychania niespójności i braku pomysłu. Nie znoszę paladynów takich jak Paul Atryda, gdzie ze względu na manierę, wszystko się im udaje, zawsze są postrzegani jako nadludzie, a trupy się ścielą wokół nich, a oni jakby nic idą do przodu, bo przecież działa na nich wyższa konieczność.

„Diuna” Franka Herberta rozbiła się o własny mit, a raczej o świetny film Lyncha. Powieść napisana jest lekko, fabuła jest interesująca, ale jednak jest to wyłącznie lekka space operka. Zapewne moja mocno subiektywna opinia nie byłaby tak krytyczna, gdyby nie przewartościowanie tej książki. Spodziewałam się poziomu literackiego Dana Simmonsa, a dostałam w zamian lekką space operkę. A powinnam wyczuć pismo nosem w momencie, gdy Pati wyraziła swoją pozytywną opinię na jej temat. Tak, Pati jest swoistego rodzaju miernikiem-wyznacznikiem dla mojego doboru lektury; zawsze sięgać po książki, które ona nie trawi.

  • A book that was originally written in a different language.
  • A book you own but have never read.
  • A book at the bootom of your to-read list.
  • A book with one word title.
  • A book that become a movie.
  • A book with more than 500 pages.


Ocena: 6/10

Przesłanie: Za Sztaudyngerem: 
"Czasem, gdy runie piedestał, 
Widać, że nikt na nim nie stał.”

czwartek, 15 października 2015

"Nakręcana dziewczyna. Pompa numer sześć" - Paolo Bacigalupi


„Nakręcana Dziewczyna”

Zdobywczyni HUGO, NEBULA, LOCUS 2010

To najbardziej oczekiwana powieść fantastyczna roku. Bacigalupi czerpie pomysły ze swoich wielokrotnie nagradzanych opowiadań i je rozwija, badając je głębiej i dokładniej niż dotąd. Wyniki są imponujące. Już nigdy nie da się patrzeć na przyszłość tak samo, jak przedtem.
C. C. Finlay, autor serii “Traitor to the Crown”.

“Pompa numer sześć”

Debiut Paolo Bacigalupiego – ten zbiór opowiadań pokazuje siłę i zasięg opowiadania fantastycznego. Sednem twórczości Paolo jest krytyka społeczna, polityczna przypowieść i dyskurs ekologiczny. Każde z zawartych tu opowiadań ostrzega i jednocześnie zachwyca się tragikomedią ludzkich przeżyć. Utwory Paolo ukazywały się już w różnych dorocznych antologiach, były nominowane do Nebuli i Hugo oraz zdobywały nagrodę Theodore Sturgeona za najlepsze opowiadanie fantastyczne.
„Nie cierpię go. Pojawia się znikąd, pisze jak szalony anioł, zgarnia nagrody i wytrąca nas, starych wyjadaczy, z równowagi opowieściami o czymś, co jeszcze nie przyszło nam do głowy. (Na przykład ten głupi biopies!). A do tego jest młody i przystojny. Dobrze, że chociaż nazwisko ma nie do wymówienia.”

Terry Bisson, autor “Numbers Don’t Lie” i “Greetings”

Paolo Bacigalupi to najlepszy autor opowiadań, jaki pojawił się w ciągu ostatniego dziesięciolecia. To Ted Chiang nowego milenium. W niezapomniany sposób potrafi połączyć piękny styl, wstrząsające obrazowanie i szokujące pomysły.

Robert J. Sawyer, laureat Hugo za powieść „Hominidzi”

Te opowiadania, drapieżne, inteligentne i precyzyjnie odmalowane, zaliczają się do moich ulubionych „okrutnych historii” i dydaktycznych przypowieści XXI wieku. Paolo Bacigalupi ewidentnie jest piątym jeźdźcem Apokalipsy, no wiecie, tym, co w wolnym czasie pisuje fantastykę.

Kelly Link, autorka „Magii dla początkujących”.

[Wydawnictwo Mag, 2011]

AGA:

Napisanie recenzji książki Paolo Bacigulapiego pt. „Nakręcana dziewczyna. Pompa numer sześć” przychodzi mi z wielkim trudem, prawie tak dużym, jak sięgnięcie po nią. To ociąganie się nie jest wynikiem niechęci, czy oporu względem reprezentowanego przez pisarza nurtu science fiction, ale ze względu na swą wielkość, dosłowną i przenośną. Ten dwupak z Uczty Wyobraźni zebrał dotychczas tak wiele nagród i doskonałych recenzji, że wiedziałam, że potrzebuję właściwego momentu, by spokojnie siąść, i nie z doskoku, zapoznać się z twórczością tego autora. I tak minęły cztery długie lata. Jednak warto było poczekać i nacieszyć się nią do woli. Natomiast pisanie recenzji jest dość trudne, bo Paolo Bacigulapiego świat albo się od razu pokocha, albo nigdy się go nie zrozumie i znienawidzi, dlatego ci pierwsi recenzji nie będą potrzebowali, a ci drudzy nie zgodzą się z moim zdaniem nigdy. Zawsze jednak pozostają ci niezdecydowani.

„Nakręcana dziewczyna” to zbiór dziesięciu opowiadań i jedną krótką formą literacką, który zebrał wiele nominacji i nagród, w tym między innymi Nagrodę Locusa za najlepszy zbiór opowiadań. Większość tekstów trzyma dość równy poziom, oczywiście niektóre widać, że są bardziej dopracowane, inne mniej, ale jak na zbiór, jest całkiem nieźle, no może z jednym wyjątkiem, ale o tym później, a zacznę od tych zdecydowanie najlepszych.

Światy Paolo Bacigulapiego to zdecydowanie daleka, choć może nie zastraszająco odległa, przyszłość, w której wspólnym mianownikiem są problemy związane z ekologiczną apokalipsą lub z technologicznym Armageddonem. Zagadnień poruszanych w opowiadaniach jest tak wiele, że ciężko je wszystkie tak naprawdę wymienić. Niektóre z nich nawiązują do poruszanych już wcześniej przez innych pisarzy zagadnień związanych z techno-zachwytem. Tak na przykład opowiadanie „Kieszeń pełna dharmy” (Pocketful of Dharma , 1999) sentymentalnie nawiązuje do powieści Williama Gibsona i jego pomysłów wykorzystania nowych technologii do przenoszenia różnych danych. Zaskakujące jest jednak u Bacigulapiego to, CO jest zawarte w małej elektronicznej kostce pamięci. Pomysł na przenoszenie osobowości-duszy człowieka w kostce pamięci, implikuje zaskakujące problemy natury zarówno etycznej, jak i religijnej. Inne opowiadanie „Pompa numer sześć” (Pump Six, 2008), pewnie przypadkowo, ale jednak skojarzyło mi się z niedawno czytanym „Przedrzeźniaczem” Waltera Tevisa, w którym ludzie przez i dzięki robotom, zapomnieli wiele rzeczy i umiejętności, a tutaj ludzkość degeneruje intelektualnie w wyniku zbyt doskonałej technologii, która tak długo się nie psuła, aż wszyscy zdolni inżynieryjnie wymarli. „Fletka” (The Fluted Girl , 2003), trochę idiotyczne opowiadanie, którego pomysł mógłby zostać inaczej opracowany, o kobietach-instrumentach, traktuje o nieograniczonych możliwościach genetyki, która wykorzystywana jest ku uciesze dystyngowanej i „szlachetnej” gawiedzi, tworząc nowy rodzaj niewolnictwa genetycznego. Historia Lidii stworzonej, by cieszyć i zabawiać publiczność, przypomina, co prawda baśniowe opowiadanie Catherynne Valente „Subtelną architekturę”, gdzie dziecko również stworzono ze słodyczy ku uciesze królewskiej pary. Bacigalupi podejmuje też problem przeludnienia, choć z całkiem innej perspektywy niż inni autorzy, w „Regulatorze” (Pop Squad , 2006), gdzie problemem populacyjnym staje się długowieczność, czy w „Paszo” (The Pasho, 2004), ukazano, podobnie jak w cyklu opowiadań Mike'a Resnicka „Kirynyaga”, nierozwiązywalny dylemat pomiędzy zachowaniem własnej kultury, nawet kosztem gorszych warunków życiowych, a globalizacją i postępem technologicznym, często ratującym życiem. Te opowiadania ewidentnie nawiązywały według mnie do wielu tematów i problematyki wcześniej już podejmowanej przez innych autorów science fiction, jednak nie znaczy to, że stanowią one przysłowiowy „odgrzewany kotlet”. Nie, Bacigalupi umiejętnie odświeża w kółko przewijające się kwestie w literaturze, nadając im ciekawy koloryt, podkręca każde opowiadanie poprzez inny punkt widzenia lub spostrzeżenia. Poza tymi opowieściami jest też kilka całkowicie świeżych, które można by nazwać eko-punkiem. „Kaloriarz” (The Calorie Man, 2005), „Łowca tamaryszków” (The Tamarisk Hunter, 2011), „Ludzie piasku i popiołu” (The People of Sand and Slag, 2004), to dystopie ekologiczne ukazujące efekt zanieczyszczenia środowiska, deficytu wodnego, genetycznie modyfikowanej żywności, monokultur, załamania się łańcuchów dostaw, czy wyczerpania surowców. W nich ukazuje się w pełni troska i aktualność problemów, z którymi możemy się w przyszłości zmierzyć. Na koniec autor poruszył również problemy migracji w „Człowieku z żółtą kartą” (Yellow Card Man, 2006), a także monopolu farmaceutycznego w „Maleńkich ofiarach” (Small Offerings, 2007). Na tym tle bardzo wizjonerskich i wrażliwych pod względem kondycji człowieczej i środowiskowej opowiadań, „Miękki” (Softer, 2007), najgorszy ze wszystkich utwór, wydaje się być całkowicie nie na miejscu, odstaje on od reszty zarówno poziomem, jak i podejmowaną tematyką zbrodni.

W opowiadaniach Bacigulapi mógł skupić się przede wszystkim na koncepcie, takimi między innymi jak: biopies ukazujący odhumanizowanego człowieka; czy spektakularny wynalazek bioinżynieryjny w postaci robaków symbiotycznych, który likwiduje problem wyżywienia ludzkości, jednocześnie doprowadzający do likwidacji słabszych gatunków, jako zbyt kosztownych elementów sieci życia; albo płody dziecięce jako filtry odtruwające organizm matki. Najszersze jednak spektrum twórczych możliwości rozwinął autor w „Nakręcanej dziewczynie” (The Windup Girl, 2009), będącej rozszerzeniem i kontynuacją opowiadania „Człowiek z żółtą kartą”.

Tajlandia, Bangkok, izolujące się gospodarczo państwo, walczące o niezależność i samowystarczalność. Na północy Tajlandię gnębią wszelakiego rodzaju zarazy dziesiątkujące roślinność, a na południu, w Bangkoku, ludzie starają się bronić przed wdzierającym się oceanem i zgubnym wpływem pasatów. Na tym tle odwiecznej walki człowieka o przeżycie, działają jeszcze inne siły – polityczne i ekonomiczne; cudzoziemcy, zwani pejoratywnie farangami, próbują otworzyć rynek tajlandzki na firmy kaloryczne i inne „dobra” Zachodu, a Ministerstwo Środowiska ściera się w walce o wpływy z Ministerstwem Handlu. Na tle wielkich ruchów historycznych pojedyncze jednostki próbują znaleźć dla siebie niszę, dążą do własnych celów i starają się przetrwać; Hock Seng, tytułowy człowiek z żółtą kartą, uciekinier z Malezji, pragnie ponownie stać się armatorem i odbudować swoją firmę handlową, Anderson Lake, próbuje wytropić źródło nieskażonej żywności i nielegalnego genhakera, Emiko, nakręcanka, marzy o podróży w głąb dżungli do wioski Nowych Ludzi (genetycznie wyhodowanych), a Jaidee, dowódca białych koszul, próbuje utrzymać zarazę cudzoziemską i epidemie biologiczną z dala od miasta. Bacigalupi przedstawił Bangkok jako tykającą bombę ekologiczną, ekonomiczną i polityczną, gdzie świat przyszłości gnębiony jest przez firmy kaloryczne, zarazy, epidemie, technologiczne wynaturzenia, głód, biedę, niedostatek energii, genhakerów i siły przyrody. Jest to powieść prezentująca jeden z możliwych scenariuszy przyszłości, będącej konsekwencją aktualnego działania człowieka na polu zarówno ekologicznym, przemysłowym, jak i ekonomicznym.

Wizje Paolo Bacigulapiego dotyczące ewentualnego rozwoju technologii, genetyki, przemysłu i handlu są odrażająco niepokojące. Jego opowiadania, jak i powieść, prezentują niewielki wycinek zagrożeń, jakie niesie niekontrolowana i nieprzemyślana działalność człowieka. Sam autor stwierdził w wywiadzie (1), że zachłysnęliśmy się możliwościami technologicznymi, że nie lubimy zastanawiać się nad ewentualnymi, długofalowymi skutkami naszych poczynań, bo to nas unieszczęśliwia. W swoich opowiadaniach stara się ukazać fantastyczne rozwiązania technologiczne, jak na przykład robaki symbiotyczne, które pozwalają człowiekowi konsumować wszystko, które rozwiązują wiele problemów, np. kwestię głodu, ale nie koniecznie mogą być w rzeczywistości tym do czego dążymy. Dochodzi do wniosku, że technologia nie jest równoznaczna z mądrością, nie zapewnia jej. Zastanawia się, czy my, jako ludzie jesteśmy mądrzy? Czy będziemy mądrzy? A jeśli tak, to JAK będziemy mądrzy? Piętnuje naszą rzeczywistość, nasze uwielbienie dla gadżetów, dla techno-zabawek, nasz styl życia „szybko - i – prosto”, bez zastanowienia i refleksji. Dystopia Bacigulapiego dostarcza znacznie więcej intensywnych doznań niż, jakakolwiek inna powieść, świat wykreowany jest odpychający, zatrważający, a jednocześnie fascynuje swoimi spekulacjami i potencjalnością.

Opowiadania, jak i powieść napisane są bardzo dobrze, wsparte wiedzą i doświadczeniemautora, zdobytym podczas wielokrotnych pobytów w Azji. Jego wizje przyszłości są zatrważająco możliwe i ukazują nasze aktualnymi działanie, lekkomyślne postępowanie i niefrasobliwe wykorzystywanie nowinek technologicznych i zasobów, w bardzo krytyczny i przejrzysty sposób.

Paolo Bacigalupiego wpisuję na listę moich ulubionych pisarzy. Mam nadzieję, że nadal będzie trzymał tak wysoki poziom, choć życzę mu, aby spróbował również tematyki odmiennej od dystopii ekologicznej. Z pewnością sięgnę po jego najnowszą powieść „Wodny nóż” (premiera 16 października 2015), która wydaje się rozwinięciem opowiadania pt. „Łowca tamaryszków”.

(1) http://grist.org/article/bacigalupi/

Polecam stronę autora:

i wywiady:

  • A book that was originally written in a different language.
  • A book you own but have never read.
  • A book by an author you have never read before.
  • A book set in the future.
  • A book at the bootom ofyour to-read list.
  • A popular's author first book.
  • A book set in different country.
  • A book of short stories.
  • A book with a number in the title.
  • A book with more than 500 pages.


Ocena: 10/10
Przesłanie: „Technologia nie gwarantuje mądrości.”


wtorek, 6 października 2015

"Trawa" - Sheri S. Tepper


Wiele pokoleń temu ludzie uciekli na kosmiczną anomalię zwaną Trawą. Jednakże, zanim tam przybyli, inny gatunek uznał planetę za swój dom i zbudował na niej swoją kulturę... Teraz śmiercionośna zaraza rozprzestrzenia się pośród gwiazd, nie omijając żadnego świata poza Trawą. Okazuje się, że za tajemnicą odporności planety kryje się prawda tak wstrząsająca, że może oznaczać koniec wszelkiego życia.

„Sheri S. Tepper podejmuje umysłowe ryzyko, które stanowi siłę napędową science fiction i każdego gatunku literackiej fikcji”.                                                                                                                                             - Ursula K. Le Guin

„Tepper to mądra i subtelna artystka. Udają się jej rzeczy, których inni pisarze nawet nie powinni próbować”.
                                                                                                                                                      - Washington Post

[Wydawnictwo Mag, 2015]
[Okładka i opis: http://www.mag.com.pl/ksiazka/189]

AGA:

„Trawa” Sheri S. Tepper to druga po „Przedrzeźniaczu” przeczytana przeze mnie książka z serii Artefakty i tak samo jak powieść Tevisa, odebrana została przeze mnie pozytywnie. Powieść Sheri S. Tepper została wydana w 1989 roku przez amerykańskie wydawnictwo Doubleday, w 1990 roku została nominowana do nagród Hugo i Nebuli, a w 2002 roku uwzględniona została w SF Masterworks, serii wydawniczej zawierającej najlepsze książki science fiction wydane po 1950 roku. Seria ta zapoczątkowana w 1999 roku „Wieczną wojną” Joe Haldemana jest nadal kontynuowana przez Wydawnictwo Victor Gollancz, ostatnim tytułem z 2015 roku jest braci Strugackich „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”. W Polsce w ostatnich latach podobne przedsięwzięcie podjęło najpierw w 2006 roku Wydawnictwo Solaris serią Klasyka Science Fiction, a teraz Wydawnictwo Mag serią Artefakty. Czy klasyczna literatura science fiction może być nadal aktualna?

W jednym z wywiadów autorka stwierdziła, że "In my reviews, I'm accused of being a writer who preaches. Actually, I'm a preacher who writes!"(1) - "W moich recenzjach, jestem oskarżona o bycie pisarzem, który głosi. Właściwie jestem kaznodzieją, który pisze!". Czy rzeczywiście powieść Sheri S. Tepper jest dydaktyczna?

W świecie wykreowanym przez pisarkę ludzkość rozpleniła się po całym dostępnym wszechświecie, uciekając z przeludnionej Terry. Człowiek zasiedlił wiele planet, mniej lub bardziej przyjaznych, jednak nie uciekł przed problemami. Na planetach niestety panoszą się dwie zarazy, jedną z nich jest Świętość, instytucja o charakterze religijnym, oraz prawdziwa zaraza, dziesiątkująca potajemnie ludzkość. Jedyną kolonią ludzką wolną zarówno od protektoratu Świętości, jak i zarazy, jest Trawa, planeta słabo zaludniona, pokryta różnobarwnymi trawami, na której pielęgnuje się, przynajmniej z pozoru, dawne tradycje szlachecko-łowieckie. Na ten odległy świat zostaje oddelegowana rodzina Yrarierów; Roderigo, Marjorie, Anthony i Stella, celem odkrycia lekarstwa na zarazę. Rodzina zostaje wysłana na Trawę, gdzie musi zmierzyć się nie tylko z ksenofobią szlachty, ale także z dziwnymi stworzeniami o hipnotycznych zdolnościach, własnymi kłopotliwymi i trudnymi rodzinnymi relacjami, a ponad wszystko z czasem, który działa na korzyść zarazy, a także terrorystycznego ugrupowania Pleśń, dążącego do eksterminacji rasy ludzkiej.

Podchodząc do książek napisanych w innych czasach, innej sytuacji społecznej czy historycznej zawsze próbuję dowiedzieć się więcej o autorze. Owszem pozostaje część integralna książki, która trafi do większości czytelników, jednak wiele aspektów może zostać niezauważonych, pominiętych, niezrozumianych lub strywializowanych. Na pierwszy plan początkowo wysuwa się w powieści tajemnica Trawy, na której nigdy nie pojawiła się dziwna choroba; jest to planeta o niespotykanym, aczkolwiek dość ubogim, ekosystemie składającym się głównie z różnogatunkowych traw, roślinożernych zwierząt i potencjalnie inteligentnych istot; rzekotek, ogarów, hippae i lisów, a w tle majaczy jeszcze stara tajemnica starożytnych Arbaiów, ludu, który zamieszkiwał kiedyś Trawę i inne planety, a który wyginął w tajemniczych okolicznościach. W dalszej części książki punkt ciężkości, jakby się lekko przesuwa, w stronę społecznych i obyczajowych problemów, na które natyka się rodzina Yrarierów. Zdobycie jakichkolwiek informacji na temat odmienności planety utrudnia Marjorie i Roderigo system kastowy, jaki zastają na Trawie. Rodziny bonów odizolowane, ksenofobiczne, wrogo nastawione do Świętości, kultywujące tradycje Polowań, niechętnie przyjmują do swojej przestrzeni towarzyskiej rodzinę ambasadora, bardzo oszczędnie udzielają wyjaśnień na nurtujące ich pytania. Na szczęście poza posiadłościami szlacheckimi istnieją jeszcze: Zieloni Bracia, zdyskredytowani członkowie świętości, zesłani do trawiańskiego zakonu lub na wykopaliska Arbaiów, a także zwykli ludzie, pracujący i handlujący, rzemieślnicy i kupcy, którzy zasiedlają Wspólnotę. Dodatkowym utrudnieniem, który zapewne dla większości czytelników będzie największym mankamentem powieści, są bezustanne nieporozumienia małżeńskie Marjorie i Roderiga, które znamionują rozpad ich rodziny, a którym pisarka poświęca dość sporo przestrzeni literackiej.

Prawdę powiedziawszy, gdyby oprzeć się wyłącznie na tym powierzchownym odbiorze lektury można by uznać, że jest to powieść obyczajowa z elementami thrillera, lekko traktującej, a akurat to dość aktualny temat, o fundamentalnym wpływie ruchów religijnych na społeczeństwa. Gdyby dalej się nie zagłębiać, to nawet można by uznać, że jest to przegadana powieść o rozterkach małżeńskich w dość egzotycznym, monochromatycznym i wydumanym świecie traw i inteligentnych, choć lekko perwersyjnych zwierząt.

Oczywiście każdy ma prawo zatrzymać się na dowolnym poziomie interpretacji.

Chciałabym wrócić do stwierdzenia, że czytając książki z innej, nawet dość nieodległej, epoki, należy zaznajomić się przynajmniej z osobą autora. A w przypadku Sheri S. Tepper jest to dość ważne. Jak sama wspomniała w wywiadzie (2) to, co rozważała w swoich powieściach, wpływało następnie na jej życie. Należała ona bowiem do dwóch organizacji CARE (3) (Cooperative for Assistance and Relief Everywhere), organizacji humanitarnej, a także do Planned Parenthood (4), amerykańskiej organizacji non-profit działającej na rzecz praw reprodukcyjnych. Poglądy i idee popierane przez pisarkę znalazły swoje odbicie w postaci Marjorie, silnej, aczkolwiek rozdartej wewnętrznie, kobiety, która poświęca się dobroczynności i dba o kontrolę urodzeń w najuboższych i najmniej uświadomionych grupach społecznych. Jest to jednak dość kontrowersyjne podejście do kontroli urodzeń, ponieważ dotyczy wyłącznie biedoty, którą się kontroluje zamiast edukuje. Zresztą był to zarzut względem organizacji Planned Parenthood, która skupiła się na działalności kontroli narodzin głównie w dzielnicach zamieszkanych przez biedotę afroamerykańską, nie wspominając o „Projekcie Murzyn” Margaret Sanger. A jednak u Tepper można odnaleźć właśnie ten problem kontrolowania płodności i narodzin u gorszej „rasy” Nielegalnych. Jednak jest to marginalny problem podejmowany przez autorkę. Wydaje się, że dominującym problemem, z którym próbowała się zmierzyć pisarka, było miejsce kobiety w społeczeństwie. Początkowo Marjorie Yrarier jest bohaterką dość stłamszoną, która jak sama stwierdza jest „nieuleczalnie sumienna” i obowiązkowa, zarówno wobec przewodnika duchowego księdza Sandovala, jak i wobec męża. Jako żona została sprowadzona do roli ofiary i człowieka drugiej kategorii. Dzięki przybyciu na Trawę i postawionemu przed nią zadania, powoli odnajduję siebie oraz znajduje stabilność psychiczną, staje się niezależna i silniejsza. Stopniowe odnajdywanie siebie poprzez kontakt z przyrodą i nawiązywanie relacji z innymi istotami inteligentnymi, a taki sposób przedstawienia ewolucji roli kobiety w całej powieści, spowodował, że Sheri S. Tepper zaczęto nazywać ekofeministką. W feminizmie stroną pokrzywdzoną jest kobieta, a w ekofeminizmie – przyroda, jako poszerzona strefa kobiecości. Nad jednym i drugim mężczyźni chcą sprawować władzę, dominować, kontrolować, oba podmioty traktowane są jak towar i czyjaś własność, którą można handlować oraz ją eksploatować (5). Co więcej autorka krytykuje imperializm i rasizm Świętości, antropocentryzm i podział na klasy, wykpiwając ułomność bonów względem mieszkańców Wspólnoty. Wspólnota, wioska nadrzewna Arbaiów, czy nawet posiadłości bonów, są niczym innym jak, głoszoną przez ekofeministów i niektórych antropologów, najzdrowszą i najstabilniejszą formą współżycia społecznego w postaci niewielkich wspólnot, zorganizowanych wokoło eko-wiosek. I na sam koniec idea powrotu do dzikości, jako jedynej drogi do poznania natury kobiety, a czymże innym jest asymilowanie się Marjorie z lisami.

Wydaje się, że Sheri S. Tepper była wielką głosicielką ekofeministycznych idei, broniących niezależności kobiet, przeciwniczką jakiegokolwiek ucisku, zwolenniczką kontroli urodzeń i dobroczynności. Rzeczywiście, gdyby tak podejść do tej lektury, to w swoim wydźwięku, jest dość parenetyczna, choć ten kaznodziejski ton nie jest, poza końcowym motywem listu (och, mogła sobie to podsumowanie autorka darować), aż tak ordynarnie oczywisty.

„Trawa” Sheri S. Tepper jest nieocenioną skarbnicą, dla mnie całkowicie dotąd nieznanych, idei ekofeministycznych. Jest także tajemniczą opowieścią o niespotykanych nigdzie indziej istotach, a także pięknie napisaną historią o odnajdywaniu własnej tożsamości. Jednego pisarce nie można odmówić, a mianowicie hipnotycznego stylu pisania, który wciąga i ciekawi nawet pomimo drobnego emocjonalnego gadulstwa i ekscentrycznego pomysłu na obce inteligentne rasy.


(1) http://www.strangehorizons.com/2008/20080721/szpatura-a.shtml
(2) http://www.strangehorizons.com/2008/20080721/szpatura-a.shtml
(3) CARE - międzynarodowa organizacja pozarządowa, założona w 1945 r., zajmująca się dostarczaniem pomocy humanitarnej i wspieraniem długoterminowych projektów rozwojowych, przede wszystkim w krajach trzeciego świata. Jest to jedna z najstarszych i największych organizacji humanitarnych, zajmujących się walką ze światowym ubóstwem. W 2013 r. CARE działała w 87 krajach, angażując się w 927 projektów i obejmując pomocą 97 milionów ludzi.
(4) Planned Parenthood Federation of America -jej celem jest propagowanie świadomego rodzicielstwa, kompleksowej edukacji seksualnej, szerokiego dostępu do legalnej antykoncepcji i aborcji, walki z chorobami przenoszonymi drogą płciową oraz szerzenie, w ramach posiadanych środków, podstawowej opieki medycznej na całym świecie, szczególnie w ubogich krajach Afryki i Ameryki Łacińskiej. Organizacja jest również operatorem jednej z największych sieci klinik oferujących zabiegi związane z aborcją, antykoncepcją oraz diagnostyką chorób wenerycznych.
(5) Marta Lelek. Feministyczne podejście do ekofeminizmu. „Dzikie życie”, wrzesień 1998. Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

  • A book published this year.
  • A book with nonhuman character.
  • A book  by female author.
  • A mystery or thiller.
  • A book with one word title.
  • A book set in the future.
  • A book by an author you have never read before.
  • A book that was originally written in a different language.

Przesłanie książki: "Ekofeminizm, trend minionych dni".
Ocena: 8/10