Specjalna edycja z opracowaniem graficznym autorstwa Wojciecha Siudmaka. Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu - substancji przedłużającej życie, umożliwiającej odbywanie podróży kosmicznych i przewidywanie przyszłości. Z rozkazu Padyszacha Imperatora Szaddama IV rządzący Diuną Harkonnenowie opuszczają swe największe źródło dochodów. Planetę otrzymują w lenno Atrydzi, ich zaciekli wrogowie. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne. Przejęcie planety ukartowano. W odpowiedzi na atak połączonych sił Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów, Paul - końcowe niemal ogniwo planu eugenicznego Bene Gesserit - staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i wyciąga rękę po imperialny tron.
[Dom Wydawniczy Rebis, 2011]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/37752/diuna]
AGA:
Najtrudniej mierzyć się z legendą,
zawsze jest niebezpieczeństwo, że albo czytający poniesie klęskę,
gdy książka jest zbyt trudna, albo książka poniesie klęskę, nie
sprostawszy własnemu mitowi. „Diuna” Franka Herberta należy już
od kilku dziesięcioleci do klasyki literatury fantastycznej,
doczekała się kilku adaptacji filmowych i rzeszy fanów. W moim
domu „Diuna” stała na półce odkąd pamiętam, a na filmie
Davida Lyncha zostałam wychowana. Nigdy jednak nie podeszłam do tej
pozycji, uważając, że muszę do niej dorosnąć, mając w pamięci
zakręconą i psychodeliczną adaptację filmową, uważałam, że
nie będzie to łatwa lektura. Najgorzej jest zostać negatywnie
zaskoczonym.
„Diuna” Franka Herberta początkowo
drukowana była w czasopiśmie „Analog Science Fact and Fiction”
w latach 1963-65, po czym doczekała się edycji książkowej,
podbijając serca czytelników i zdobywając w 1965 roku Nagrodę
Nebula i rok później Hugo. W 1984 roku na ekrany kin wszedł film
Lyncha, który również stał się kultowy. Zarówno książka, jak
i film są obowiązkową pozycją dla miłośników fantastyki.
Sięgając po „Diunę” pokładałam
w tej powieści wielkie nadzieje na świetną lekturę, byłam
przekonana, że będzie ona podobna do książek Dana Simmonsa, że
będzie wymagającą lekturą. O zgrozo, porażka jest tak wielka,
jak wielka jest legenda pustynnej epopei. Nie ma potrzeby szczegółowo
omawiać fabuły, którą każdy szanujący się fan fantastyki w
jakimś stopniu zna. W powieści autor ukazuje przełomową chwilę
jednego domu z Wysokich Rodów – Atrydów, który uwikłany w
polityczno-ekonomiczną rozrywkę pomiędzy Impreatorem, Harkonennami
i Gildią Kosmiczną, przejmuje nowe lenno – Arrakis, i stara się
ugruntować swoją władzę. Na pustynną planetę przybywa książę
Leto I, jego konkubina lady Jessika i ich syn Paul. A Arrakis okazuję
się dość kłopotliwym lennem, na którym każdy chciałby położyć
swoją rękę ze względu na endemiczny surowiec zwany przyprawą.
Jednak pustynna planeta dba zazdrośnie o swoje skrzętnie skrywane
tajemnice, które dopiero uciekający przed krwawą eksterminacją
swojej rodziny, Paul Atryda, zacznie je odkrywać; zawiąże sojusz z
autochtoniczną ludnością - Fremenami, a także wykorzysta swoje
nieprzeciętne zdolności, by odebrać Harkonennom protektorat nad
Arrakis.
Przed przeczytaniem powieści znałam
film Davida Lyncha, co wpłynęło zdecydowanie na odbiór lektury.
Niebagatelny jest też fakt, że Frank Herbert nie zaskoczył mnie
niczym, a przecież zazwyczaj film okazuje się skrótem powieści.
Dlatego też po raz pierwszy, z przykrością muszę stwierdzić, że
film okazał się lepszy od książki. David Lynch, jako scenarzysta
i reżyser wykonał kawał dobrej roboty, ująwszy wszystko, co
najważniejsze w „Diunie”, omijając umiejętnie wszystkie
przydługie fragmenty. A wodolejstwa się trochę u Herberta
znajdzie; nieustanne majaczenia i rozterki Paula, czy analizy i
wewnętrzne monologi Jessiki. Co więcej reżyser nadał głębszego
znaczenia całemu obrazowi, przedstawiając osobę Paula-Mesjasza w
sposób oszczędny, ale treściwy, co w książce okazało się po
prostu słowotokiem bez znaczenia. „Diuna” owszem urzekła mnie
swoim bezwodnym ekosystemem, wielkimi ergami, podziemnymi wodnymi
zbiornikami i wielkim marzeniem Fremenów w przeistoczenie planety w
bardziej zdatny do życia świat. Powieść napisana jest bardzo
lekkim piórem, a intrygi i polityczne machinacje wciągają. Ale...
tak, zawsze musi być ale... Frank Herbert nie miał zdecydowanie
talentu do pisania dialogów, które są bezsensowne i często
sztywne jak koci ogon. Postać księcia Leto I mogłaby być wzorcem
dla Neda Starka George'a R. R. Martina, jakby szlachetność, honor i
prawość miały zawsze być gwoździem do trumny polityka.
Najbardziej jednak irytujące okazały się wewnętrzne monologi lady
Jessiki i Paula Atrydy, który trąciły mierną autoanalizą.
Niekonsekwentnie też został ukazany dar widzenia przyszłości
Paula, który ze względu na wygodę pisarską, raz widział
wszystko, raz nie widział niczego, raz zachowywał się jak
apodyktyczny jasnowidzący przywódca, a raz jak zasmarkany
nastolatek. Niestety cała prezentacja mistycyzmu Kwisatz Haderach
okazała się niespójnym tworem, a mam niestety obsesyjną alergię
na wykorzystywanie przez pisarzy religii, mesjanizmu, magii i
nadprzyrodzonych talentów, do zapychania niespójności i braku
pomysłu. Nie znoszę paladynów takich jak Paul Atryda, gdzie ze
względu na manierę, wszystko się im udaje, zawsze są postrzegani
jako nadludzie, a trupy się ścielą wokół nich, a oni jakby nic
idą do przodu, bo przecież działa na nich wyższa konieczność.
„Diuna” Franka Herberta rozbiła
się o własny mit, a raczej o świetny film Lyncha. Powieść
napisana jest lekko, fabuła jest interesująca, ale jednak jest to
wyłącznie lekka space operka. Zapewne moja mocno subiektywna opinia
nie byłaby tak krytyczna, gdyby nie przewartościowanie tej książki.
Spodziewałam się poziomu literackiego Dana Simmonsa, a dostałam w
zamian lekką space operkę. A powinnam wyczuć pismo nosem w
momencie, gdy Pati wyraziła swoją pozytywną opinię na jej temat.
Tak, Pati jest swoistego rodzaju miernikiem-wyznacznikiem dla mojego
doboru lektury; zawsze sięgać po książki, które ona nie trawi.
- A book that was originally written in a different language.
- A book you own but have never read.
- A book at the bootom of your to-read list.
- A book with one word title.
- A book that become a movie.
- A book with more than 500 pages.
Ocena: 6/10
Przesłanie: Za Sztaudyngerem:
"Czasem, gdy runie piedestał,
Widać, że nikt na nim nie stał.”