środa, 3 lutego 2016

"Opowieści z Wilżyńskiej Doliny" i "Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny" - Anna Brzezińska


Nazywają ją Babunią Jagódką. Mieszka w skromnej chatce pośrodku lasu, lecz kiedy zapuszcza się do wioski, pleban wali w dzwony na alarm, a władyka idzie pić ze zgrozy. A jeśli na dodatek odmienia się zaklęciem „piękna-i-młoda”, oj, wtedy dzieją się rzeczy zupełnie niemoralne. 


Oczywiście jeśli jest w dobrym humorze. Bo jeśli się rozsierdzi, potrafi zakląć najcudniejszego księcia w żabę. Albo w coś jeszcze paskudniejszego. 

Nic dziwnego, że wieśniacy starają się trzymać od wiedźmy z daleka. No, chyba że ich przypili. Jak wioskowego świniopasa Szymka, który zakochał się w najbogatszej dziewczynie we wsi. Albo piękną Jarosławnę młynarzównę, która zupełnie nie nadawała się do życia na wsi. Albo wiejską ladacznicę Gronostaj, którą nabożne gospodynie postanowiły wyświęcić ze wsi. Albo zbójcę Waligórę, którego najemnicy zakopali po szyję w ziemi i zostawili na pewną śmierć. 
Tak, wiedźma z Wilżyńskiej Doliny może im wszystkim pomóc. Ale, jak dobrze wiadomo, nie ma nic groźniejszego niż własne życzenia. Zwłaszcza jeśli się spełniają.

[Agencja Wydawnicza RUNA, 2002]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/110535/opowiesci-z-wilzynskiej-doliny]

AGA:

Twórczość Anny Brzezińskiej przesączała się do mojej świadomości czytelniczej stopniowo i malutkimi strumieniami. Wpierw natknęłam się na jej opowiadanie w antologii „Zajdel 2003”, po który sięgnęłam z ciekawości, co tam w polskiej fantastyce słychać, taki przegląd w pigułce, by w razie czego nie być osłem. Zwróciło tam moja uwagę opowiadanie Andrzeja Pilipiuka „Kuzynki” do tego stopnia, że sięgnęłam po jego książkę. Czasem jednak trzeba poprzestać na tym, co dobre i nie zagłębiać się dalej. Powieść całkowicie mnie rozczarowała, nie dlatego, że źle została napisana, ale dlatego, że skierowana była do innego, młodszego odbiorcy. Odmiennie stało się z „Kotem Wiedźmy” Anny Brzezińskiej, której to krótka historyjka o wrednej, spasionej, ryżej bestii spodobała mi się równie bardzo jak opowiadanie Pilipiuka, ale nie zainspirowało mnie do natychmiastowego sięgnięcia po antologię.

W zbiorach swoich opowiadań, Anna Brzezińska opowiada historie, których fabuła związana jest z mieszkańcami Wilżyńskiej Doliny i Babunią Jagódką. Dolina leży sobie w pobliżu swojsko brzmiących szczytów Maczugi, Pala, Mnicha i Gór Sowich, a bohaterowie noszą równie rodzime imiona, takie jak Szymek, Jarosławna, Rozalka, czy Kordelia. Kraj feudalny z książętami, władyką, kmieciami, również przypomina starodawną Polskę. Kreacja świata, gdzie pan jest właścicielem wiosek i uprawia grasancką, aczkolwiek legalną politykę, gdzie pleban pilnuje moralności i grzmi z ambony, a pod pierzyną rozgrzewa się o ciepłe kobiece ciało pokrzepiony dobrym jadłem i napitkiem, gdzie prości kmiecie modlą się zarówno do kościelnych obrazów, jak i do specyfików i zaklęć wioskowej wiedźmy, do przesady przypominają obrazki wyjęte z polskiej literatury pozytywistycznej. Mieszkańcy Wilżyńskiej Doliny to głównie chłopstwo, głupi motłoch, wierzący w zabobony, pobożnie chodzący do kościoła, a potem do karczmy, by upić się do nieprzytomności. Anna Brzezińska nie szczędzi bowiem czasu na czcze historyjki rodem z baśni, tylko przedstawia najbrzydsze, najbardziej naturalistyczne opowieści o życiu w zabitej dechami wioskowej dziurze, gdzie po śmierci ojca wyrzuca się wdowę, a córki przejmuje się jak inwentarz („Córki grabarza”), gdzie bez ziemi i opieki męża kobiety zmuszone są do zostania wioskowymi ladacznicami (Gronotaj), czy w końcu gdzie bez opieki pana i plebana wioska jest najeżdżana przez zbójców i niszczona doszczętnie. Wydawać by się mogło, że są to kolejne naturalistyczne opowiadania w kanonie polskiej literatury o trudach i niedolach chłopstwa. I zapewne byłoby tak, gdyby nie Babunia Jagódka i wszelaki element fantastyczny. Hola, hola, stop. To teraz już nie pozytywistyczne nowelki, a klechdy? A właśnie, że nie, choć pewnie zaczerpnięte z nich to i owo było. Niedaleko wioski żyje sobie Babunia Jagódka, nie, nie w domku z piernika, po trosze znachorką, po trosze i akuszerką mogłaby być, ale po co, jak może się odmienić zaklęciem „młoda-i-piękna” i sławić swe wdzięki na tyle skutecznie, by wszyscy po latach właśnie tę rozpustę i zaklętego w kozła gacha wspominali. Babunia Jagódka stanowi swoistego rodzaju polisę ubezpieczeniową na status quo w wiosce, ale prywatnie nie sprzyja ona nawet po cichu chłopstwu. Nie jest ona w żadnym stopniu podobna do wiedźm z bajek i baśni, jest znacznie gorsza, wredna, harda, okrutna, butna, rozpustna i władna w magiczną mocą daną jej z przyrodzenia od Kii Krindara, dawnego boga, a jej ojca. Owszem wiedźma dba o swoje stadko, ale na swój sposób i na swoich zasadach, gdy ma komuś pomóc, to za wysoką cenę, nie tylko płaconą w srebrnikach, ale również w krwi, życzeniach, czasem przyszłości własnych dzieci. Babunia Jagódka jest jak fiskus, aby żyć spokojnie, trybut wioskowej wiedźmie w szacunku, trunkach, śliwkach, regularnie należy składać. A jak kmiecie zapomną, to iskry lecą.

„Opowieści z Wilżyńskiej Doliny” i „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny” z powodu przaśnego i archaicznego języka, a także z powodu cierpkiego, okrutnego po trosze humoru, jest na wskroś swojska, a w odbiorze wydaje się lekką lekturą, tym bardziej, że przewija się co rusz magiczny element rodem z podań (koboldy, nocnice, rusałki), baśni (smok, wiedźma), czy powieści fantasy (szczurzacy). Jednak baśniowość Brzezińskiej przypomina bardziej pierwotne baśnie, mające straszyć i pokazywać okrucieństwo, a Babunia Jagódka czasami może ratuje z opresji, aczkolwiek inaczej niż chłop by chciał, a z pewnością nie w sposób radośnie bajkowy. Wiedźma u Brzezińskiej to taki zły dżin, który pomaga, a także spełnia życzenia, ale zawsze mając na uwadze nie to, co dana osoba pragnie, tylko to, co Babunia uważa za właściwe, w szczególności dla siebie. Opowiadania o Wilżyńskiej Dolinie to jakby odczarowana bajkowość, krzywe zwierciadło bajek.


Wilżyńska Dolina nie ma wielu powodów do sławy.


Pleban załadował na drabiniasty wóz dobytek i gospodynię i niecnie zdezerterował. Władyka szuka chwały na bitewnych polach. Zdesperowani wieśniacy kryją się po krzakach. No, ale jest jeszcze wiedźma. Ginekologiczna znakomitość pięciu powiatów. Posiadaczka zaklęcia „piękna-i-młoda”, kijów-samobijów, stada kur ziejących ogniem oraz cudownego remedium na hemoroidy.

Babunia Jagódka lubi proste życie. Święty spokój, gorzałkę i jurnego parobka. Ale wielki świat zewsząd wali do jej obejścia. Rycerstwo złośliwie urządza polowanie na smoka. Chłopstwo pod nieobecność feudała chce parcelować folwark. Syn najbogatszego gospodarza znajduje w pniu drzewa rusałkę i zakochuje się w niej na umór. Bogobojna gospodyni chce się pozbyć męża, a inna, wprost przeciwnie, chce ich mieć aż dwóch. A co najgorsze, prześladują ją dzieci, szukające w lesie swej matki-księżniczki, którą podobno porwała okrutna wiedźma.
Babunia Jagódka zna najskrytsze życzenie swoich zacnych sąsiadów. Czasami nawet je spełnia.
I właśnie dlatego trzeba się jej bać.

[Agencja Wydawnicza RUNA, 2010]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/72509/wiedzma-z-wilzynskiej-doliny]

„Opowiadania z Wilżyńskiej Doliny” kontynuowane są w zbiorze pt. „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny”, który w swoim ogólnym charakterze nie różni się zbytnio od opowiadań z pierwszej antologii, aczkolwiek zaszły w nich dwie znaczące zmiany. W „Wiedźmie” punkt ciężkości został skierowany na mieszkańców Doliny, pomimo że antologia nosi tytuł „Wiedźma...”, to Babunia Jagódka w tych opowiadaniach jest wartością dodaną, a jej udział został zepchnięty do biernego uczestnictwa. Nie jest to zbyt dobry zabieg. W pierwszej antologii Babunia wszędzie się wpychała, wszystko nadzorowała, egzekwowała od chłopstwa szacunek, zawsze musiała na swoim postawić, a w kontynuacji jest bierna, ospała, ewentualnie pofatyguje się na koniec historii pojawić i postawić przysłowiową kropkę nad i. Opowiadania straciły niestety na swoim ostrym charakterze, a zyskały niestety na rozwlekłości. Na uwagę zwraca jedno opowiadanie, a mianowicie „Zagubione dzieci”, w którym to Brzezińska naprawdę w swobodny, lekki i prześmiewczy sposób wykorzystała dosłowne nawiązania do bajek i baśni; Rańczyk i Lila to nowa wersja Jasia i Małgosi, wspominana przez nich Jarosławna jawi się jako nomen omen młynarzówna z Rumpelsztyka, a Babunia oczywiście za czarownicę z chatki z piernika robi. Groteska z realizmem się miesza,a odkrywanie zabawnych nawiązań, daje sporo przyjemności czytelnikowi. Nie zmienia niestety to opowiadanie fakty, że drugi tom jest przegadany, a trzonem fabuły stały się problemy społeczno-politycznych.

Obie antologie pomimo bardzo bliskiego pokrewieństwa z polską literaturą i podaniami krajów europejskich, czyta się z przyjemnością. Autorka świetnie balansuje pomiędzy naturalizmem, humorem i magicznością, choć zdecydowanie w pierwszym tomie wprawniej, a wszystko okrasza cudownym, żywym, przaśnym językiem zaczerpniętym z dawnej mowy.

Ocena tom 1: 7/10
Ocena tom 2: 6/10

Przesłanie: „Swojskość, powrót do domu, przaśny język i wredna baba... jaga?”