środa, 16 listopada 2016

"Neuromancer" - William Gibson


Case, jeden z najlepszych „kowbojów cyberprzestrzeni” poruszających się w wirtualnym wszechświecie, popełnił błąd, za który został srogo ukarany. Za nielojalność wobec zleceniodawców płaci uszkodzeniem systemu nerwowego, co uniemożliwia mu dalszą pracę i skazuje na uwięzienie we własnym ciele. W poszukiwaniu lekarstwa wyrusza do Japońskiej Chiby, gdzie zdobywa fundusze, by w nielegalnych klinikach odzyskać zdolność podłączania swego umysłu do komputera.

[Książnica, 2009]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/47586/neuromancer]





AGA:

„Neuromancer” Williama Gibsona, to jak „Diuna” Franka Herberta – książka z młodości, po którą obawiałam się sięgnąć, obawiając się, że jej nie zrozumiem. W przypadku „Diuny” moje obawy były niepotrzebne, okazało się, że ekranizacja Davida Lyncha, okazała się ambitniejsza od książki, a po powieść Herberta, trzeba było sięgnąć szybciej, jej zbyt późna lektura, mocno mnie rozczarowała. „Neuromancer”, to całkiem inna bajka. Bardzo dobrze, że nie sięgnęłam po nią w 1992, kiedy to ukazało się pierwsze polskie wydanie, nakładem Wydawnictwa Alkazar, mając 11 lat i nie znając w ogóle Internetu, mogłabym polec. Jednak jest to również lektura przeczytana zbyt późno. Dlaczego? O tym będzie więcej później.

„Neuromancer”, to już klasyka literatury science fiction. Jest to książka debiutancka (!) Williama Gibsona, wydana w 1984 roku przez Ace Books z okładką autorstwa Jamesa
Pierwsze wydanie z 1984.
Ace Books, okładka James Warhol
Warhola (bratanka słynnego Andy'ego), nawiązującą w moim mniemaniu do filmu „Tron” Stevena Lisbergera z 1982 roku. Powieść ta przyniosła Williamowi Gibsonowi, jako pierwszemu pisarzowi, potrójną koronę science fiction, czyli Nagrodę im. Phillipa K. Dicka w 1984 i w 1985 Nagrodę Hugo i Nebulę. „Neuromancer” stał się Biblią cyberpunku, który wpłyną na wielu pisarzy i ewoluował, jak żywa istota np. do postcyberpunku u Neala Stephensona w „Zamieci”, czy do steampunku u samego Gibsona i Bruce'a Sterlinga w „Maszynie różnicowej”. A od czego to wszystko się zaczęło? Podwaliny pod „Neuromancera” dały dwa wcześniejsze opowiadania Gibsona, a mianowicie „Wypalić Chrom” ('Burnning Chrome' z 1982r., w Polsce ukazało się w „Fenix” 04 (12) z 1992 r.) i „Johnny Mnemonic” (1981 r., pol. wyd.w antologii pod tym samym tytułem z 1996 r. Zysk i S-ka). W „Wypalić Chrom” pojawia się Ciąg, jako miejsce akcji, a w Johnnym występuje postać Molly Millions, która wielokrotnie pojawia się w twórczości Gibsona. William Gibson w wywiadzie przeprowadzonym przez Larry'ego McCaffery'ego wyjaśnił, jak doszło do powstania tej powieści, która ukazała się dzięki Terry'emu Carrowi. Terry Carr, zdobywca pierwszej Nagrody Hugo dla niezależnego edytora, zaproponował Gibsonowi, by napisał powieść. Gibson zgodził się bez zastanowienia. Terry Carr szukał obiecujących debiutantów, by stworzyć nową serię - Ace Science Fiction Specials, celem serii miało być zwrócenie uwagi na nowych powieściopisarzy. Kolegami Gibsona, których książki ukazały się w tej serii byli m.in. Kim Stanley Robinson, Michael Swanwick i Howard Waldrop. Czemu wspominam całą tę historię? Dlatego, że podchodząc do „Neuromancera”, traktowałam Gibsona jako autora o ugruntowanej pozycji, jako wizjonera, który stworzył cyberpunk. Byłam przekonana o jego geniuszu, pisarza z nieprzeciętną wyobraźnią. Owszem „Neuromancer” na tamte czasy był wizjonerski, ale Gibson podchodząc do pisania powieści wcale nie miał tego świata poukładanego tak na 100%. Gdy zaproponowano mu napisanie powieści uważał, że jest to o pięć lat za wcześnie, był, jak sam mówił w wywiadzie „zwierzęco przerażony”. A jest to o tyle ważne, że miało to wpływ na „Neuromancera”.

Henry Dorsett Case to dwudziestoczteroletni były haker komputerowy, który popełnił, jeden, ale fatalny w skutkach błąd, a mianowicie próbował okraść swojego zleceniodawcę. W „nagrodę” pracodawca uszkodził mu system nerwowy wojenną, rosyjską mytotoksyną, co uniemożliwiło Case'owi poruszanie się w cyberprzestrzeni. Od tamtej pory uzależnił się od prochów, traktuje własne ciało jak skrzynkę/etui (nomen omen w ang. case) na umysł i zamieszkuje na ziemi niczyjej, czyli w Mieście Nocy z Ninsei. I pewnie popełniłby w końcu samobójstwo lub przedawkował narkotyki, gdyby na drodze nie stanęła mu Molly Millions ze swoim szefem Armitagem. Oferuje on Case'owi wyleczenie systemu nerwowego, w zamian za jego usługi „kowboja konsoli”. Oczywiście Case wyraża zgodę i od tego momentu wpada w dziwne i pogmatwane relacje związane z tajemniczym Armitagem, sztucznymi inteligencjami Wintermutem i Neuromancerem, z ludźmi od Turinga, a także z zaibatsu Tessier-Ashpool. A poczynania Case'a przejdą do legendy Ciągu.

Jak sam William Gibson powiedział w wywiadzie, pisząc „Neuromancera” był opanowany przez „Panikę. Ślepą zwierzęcą panikę. (…) Neuromancer jest wypełniony przez mój
Pierwsze polskie wydanie
Wydaw. Alkazar, 1992 r.
Okładka Andrzej Łaski
straszliwy lęk przed utraceniem uwagi czytelnika” („Panic. Blind animal panic. (…) Neuromancer is fueled by my terrible fear of losing the reader's attention”.). Czytając powieść musiałam się wyjątkowo skoncentrować na treści, ponieważ moment dekoncentracji i traciłam wątek. Dziwne było, że co przeczytałam fragment, za chwilę nie pamiętałam, co czytałam. Ewidentnie widać, że Gibson miał swoją wizję i wszystkie pomysły chciał „upakować” naraz, co więcej świetnie je on rozumiał, natomiast niekoniecznie tłumaczył je czytelnikowi. Wiele czasu zabrało mi na przykład zrozumienie czym jest Ciąg i gdyby nie drobne poszukiwania w Internecie, pewnie do głowy by mi nie przyszło, że nie tylko jest to byt w cyberprzestrzeni, ale przede wszystkim jest to megapolis, potoczna nazwa od skrótu BAMA, czyli Boston-Atlanta Metropolitan Axis. A świat Gibsona jest wielopłaszczyznowy i skomplikowany, ludzie nie tylko żyją w świecie realnym, ale również wirtualnym. Rzeczywistość opanowana jest przez narkotyki, inżynierię medyczną, kowbojów konsoli, marionetkowe prostytutki i ciche wony zaibatsu, czyli kartele rodzinne. Ten świat z jednej strony jest okrutny, bezlitosny i odhumanizowany, wręcz ztechnologizowany, z drugiej jednak strony każdy przedstawiony bohater ma swoje pragnienia, porażki i marzenia.

Na początku pisałam, że tę książkę również zbyt późno przeczytałam, tak jak „Diunę”, choć z całkiem innego powodu. Wizja Gibsona, jego cyberprzestrzeń, matryca, deki, konsole, wirtualna rzeczywistość, cyberpunk, to elementy fantastyki, które zostały już wyeksploatowane i przebrzmiały, choć czasem pojawiają się w literaturze i filmie. Przed przeczytaniem „Neuromancera” widziałam już „Blade Runnera. Łowce androidów (film Ridleya Scotta z 1982 r., czyli generalnie wcześniejszego niż Neuromancer), „Johnnego Mnemonica” ( film Roberta Longo z 1995 r. ze scenariuszem Gibsona), „Ghost in the Shell” (anime Mamoru Oshii z 1995 r.; film fabularny będzie miał premierę w 2017 r.), czy serię Matrix braci Wachowskich. Czytając „Neuromancera” nie musiałam zderzyć się z wizją Gibsona, tak jak czytelnicy z 1984 r., co ułatwiło mi odbiór, ale niestety odebrało też lekturze tego niesamowitego efektu „WOOOW”.

Polecam przeczytać wywiad z autorem przeprowadzony przez Larry'ego McCaffery  --> TUTAJ, z którego można dowiedzieć się, jak wielki wpływ miała na pisarza współczesna mu literatura, przede wszystkim twórczość Thomasa Pynchona, i muzyka. W wywiadzie autor zdradza skąd czerpał pomysły na niespotykane dotąd w literaturze słownictwo, jak wypłaszczenie, dermatrody, lód (od LODu) lalki („puppets” - choć lepsze byłoby tłumaczenie marionetki), czy nazewnictwo, jak Rycząca Pięść (ang. Screamming Fist). Dla bardziej zainteresowanych lub tych, którzy pogubili się w zagmatwanej fabule powieści, polecam analizę „Study Guide for William Gibson: Neuromancer (1984)” - -> TUTAJ

Czy polecam „Neuromancera”? Tak i nie. Jeśli ktoś ma ochotę po prostu na dobrą powieść w stylu cyberpunka, to polecałabym tom drugi Ciągu, a mianowicie „Grafa Zero”, w niewielkim stopniu nawiązuje do „Neuromancera”, można go swobodnie czytać, a fabuła jest bardziej poukładana i wciągająca. Jednak jeśli jest się wytrwałym czytelnikiem i chce się zapoznać z rozwojem cyberpunka, zobaczyć od czego te wszystkie matrixy się zaczęły, jak niesamowity był wszechświat Gibsona w roku '84, to koniecznie trzeba przejść przez tę powieść.

Ocena: 8/10
Przesłanie: „Ab ovo”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz