Case, jeden z najlepszych „kowbojów cyberprzestrzeni” poruszających się w wirtualnym wszechświecie, popełnił błąd, za który został srogo ukarany. Za nielojalność wobec zleceniodawców płaci uszkodzeniem systemu nerwowego, co uniemożliwia mu dalszą pracę i skazuje na uwięzienie we własnym ciele. W poszukiwaniu lekarstwa wyrusza do Japońskiej Chiby, gdzie zdobywa fundusze, by w nielegalnych klinikach odzyskać zdolność podłączania swego umysłu do komputera.
[Książnica, 2009]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/47586/neuromancer]
AGA:
„Neuromancer” Williama Gibsona, to
jak „Diuna” Franka Herberta – książka z młodości, po którą
obawiałam się sięgnąć, obawiając się, że jej nie zrozumiem. W
przypadku „Diuny” moje obawy były niepotrzebne, okazało się,
że ekranizacja Davida Lyncha, okazała się ambitniejsza od książki,
a po powieść Herberta, trzeba było sięgnąć szybciej, jej zbyt
późna lektura, mocno mnie rozczarowała. „Neuromancer”, to
całkiem inna bajka. Bardzo dobrze, że nie sięgnęłam po nią w
1992, kiedy to ukazało się pierwsze polskie wydanie, nakładem
Wydawnictwa Alkazar, mając 11 lat i nie znając w ogóle Internetu,
mogłabym polec. Jednak jest to również lektura przeczytana zbyt
późno. Dlaczego? O tym będzie więcej później.
„Neuromancer”, to już klasyka
literatury science fiction. Jest to książka debiutancka (!)
Williama Gibsona, wydana w 1984 roku przez Ace Books z okładką
autorstwa Jamesa
Warhola (bratanka słynnego Andy'ego), nawiązującą
w moim mniemaniu do filmu „Tron” Stevena Lisbergera z 1982 roku.
Powieść ta przyniosła Williamowi Gibsonowi, jako pierwszemu
pisarzowi, potrójną koronę science fiction, czyli Nagrodę im.
Phillipa K. Dicka w 1984 i w 1985 Nagrodę Hugo i Nebulę.
„Neuromancer” stał się Biblią cyberpunku, który wpłyną na
wielu pisarzy i ewoluował, jak żywa istota np. do postcyberpunku u
Neala Stephensona w „Zamieci”, czy do steampunku u samego Gibsona
i Bruce'a Sterlinga w „Maszynie różnicowej”. A od czego to
wszystko się zaczęło? Podwaliny pod „Neuromancera” dały dwa
wcześniejsze opowiadania Gibsona, a mianowicie „Wypalić Chrom”
('Burnning Chrome' z 1982r., w Polsce ukazało się w „Fenix” 04
(12) z 1992 r.) i „Johnny Mnemonic” (1981 r., pol. wyd.w
antologii pod tym samym tytułem z 1996 r. Zysk i S-ka). W „Wypalić
Chrom” pojawia się Ciąg, jako miejsce akcji, a w Johnnym
występuje postać Molly Millions, która wielokrotnie pojawia się w
twórczości Gibsona. William Gibson w wywiadzie przeprowadzonym
przez Larry'ego McCaffery'ego wyjaśnił, jak doszło do powstania
tej powieści, która ukazała się dzięki Terry'emu Carrowi. Terry
Carr, zdobywca pierwszej Nagrody Hugo dla niezależnego edytora,
zaproponował Gibsonowi, by napisał powieść. Gibson zgodził się
bez zastanowienia. Terry Carr szukał obiecujących debiutantów, by
stworzyć nową serię - Ace Science Fiction Specials, celem serii
miało być zwrócenie uwagi na nowych powieściopisarzy. Kolegami
Gibsona, których książki ukazały się w tej serii byli m.in. Kim
Stanley Robinson, Michael Swanwick i Howard Waldrop. Czemu wspominam
całą tę historię? Dlatego, że podchodząc do „Neuromancera”,
traktowałam Gibsona jako autora o ugruntowanej pozycji, jako
wizjonera, który stworzył cyberpunk. Byłam przekonana o jego
geniuszu, pisarza z nieprzeciętną wyobraźnią. Owszem
„Neuromancer” na tamte czasy był wizjonerski, ale Gibson
podchodząc do pisania powieści wcale nie miał tego świata
poukładanego tak na 100%. Gdy zaproponowano mu napisanie powieści
uważał, że jest to o pięć lat za wcześnie, był, jak sam mówił
w wywiadzie „zwierzęco przerażony”. A jest to o tyle ważne, że
miało to wpływ na „Neuromancera”.
Pierwsze wydanie z 1984. Ace Books, okładka James Warhol |
Henry Dorsett Case to
dwudziestoczteroletni były haker komputerowy, który popełnił,
jeden, ale fatalny w skutkach błąd, a mianowicie próbował okraść
swojego zleceniodawcę. W „nagrodę” pracodawca uszkodził mu
system nerwowy wojenną, rosyjską mytotoksyną, co uniemożliwiło
Case'owi poruszanie się w cyberprzestrzeni. Od tamtej pory uzależnił
się od prochów, traktuje własne ciało jak skrzynkę/etui (nomen
omen w ang. case) na umysł i zamieszkuje na ziemi niczyjej, czyli w
Mieście Nocy z Ninsei. I pewnie popełniłby w końcu samobójstwo
lub przedawkował narkotyki, gdyby na drodze nie stanęła mu Molly
Millions ze swoim szefem Armitagem. Oferuje on Case'owi wyleczenie
systemu nerwowego, w zamian za jego usługi „kowboja konsoli”.
Oczywiście Case wyraża zgodę i od tego momentu wpada w dziwne i
pogmatwane relacje związane z tajemniczym Armitagem, sztucznymi
inteligencjami Wintermutem i Neuromancerem, z ludźmi od Turinga, a
także z zaibatsu Tessier-Ashpool. A poczynania Case'a przejdą do
legendy Ciągu.
Jak sam William Gibson powiedział w
wywiadzie, pisząc „Neuromancera” był opanowany przez „Panikę.
Ślepą zwierzęcą panikę. (…) Neuromancer jest wypełniony przez
mój
straszliwy lęk przed utraceniem uwagi czytelnika” („Panic.
Blind animal panic. (…) Neuromancer is fueled by my terrible fear
of losing the reader's attention”.). Czytając powieść musiałam
się wyjątkowo skoncentrować na treści, ponieważ moment
dekoncentracji i traciłam wątek. Dziwne było, że co przeczytałam
fragment, za chwilę nie pamiętałam, co czytałam. Ewidentnie
widać, że Gibson miał swoją wizję i wszystkie pomysły chciał
„upakować” naraz, co więcej świetnie je on rozumiał,
natomiast niekoniecznie tłumaczył je czytelnikowi. Wiele czasu
zabrało mi na przykład zrozumienie czym jest Ciąg i gdyby nie
drobne poszukiwania w Internecie, pewnie do głowy by mi nie
przyszło, że nie tylko jest to byt w cyberprzestrzeni, ale przede
wszystkim jest to megapolis, potoczna nazwa od skrótu BAMA, czyli
Boston-Atlanta Metropolitan Axis. A świat Gibsona jest
wielopłaszczyznowy i skomplikowany, ludzie nie tylko żyją w
świecie realnym, ale również wirtualnym. Rzeczywistość opanowana
jest przez narkotyki, inżynierię medyczną, kowbojów konsoli,
marionetkowe prostytutki i ciche wony zaibatsu, czyli kartele
rodzinne. Ten świat z jednej strony jest okrutny, bezlitosny i
odhumanizowany, wręcz ztechnologizowany, z drugiej jednak strony
każdy przedstawiony bohater ma swoje pragnienia, porażki i
marzenia.
Pierwsze polskie wydanie Wydaw. Alkazar, 1992 r. Okładka Andrzej Łaski |
Na początku pisałam, że tę książkę
również zbyt późno przeczytałam, tak jak „Diunę”, choć z
całkiem innego powodu. Wizja Gibsona, jego cyberprzestrzeń,
matryca, deki, konsole, wirtualna rzeczywistość, cyberpunk, to
elementy fantastyki, które zostały już wyeksploatowane i
przebrzmiały, choć czasem pojawiają się w literaturze i filmie.
Przed przeczytaniem „Neuromancera” widziałam już „Blade
Runnera. Łowce androidów (film Ridleya Scotta z 1982 r., czyli
generalnie wcześniejszego niż Neuromancer), „Johnnego Mnemonica”
( film Roberta Longo z 1995 r. ze scenariuszem Gibsona), „Ghost in
the Shell” (anime Mamoru Oshii z 1995 r.; film fabularny będzie
miał premierę w 2017 r.), czy serię Matrix braci Wachowskich.
Czytając „Neuromancera” nie musiałam zderzyć się z wizją
Gibsona, tak jak czytelnicy z 1984 r., co ułatwiło mi odbiór, ale
niestety odebrało też lekturze tego niesamowitego efektu „WOOOW”.
Polecam przeczytać wywiad z autorem
przeprowadzony przez Larry'ego McCaffery --> TUTAJ,
z którego można dowiedzieć się, jak wielki wpływ miała na
pisarza współczesna mu literatura, przede wszystkim twórczość
Thomasa Pynchona, i muzyka. W wywiadzie autor zdradza skąd czerpał
pomysły na niespotykane dotąd w literaturze słownictwo, jak
wypłaszczenie, dermatrody, lód (od LODu) lalki („puppets” -
choć lepsze byłoby tłumaczenie marionetki), czy nazewnictwo, jak
Rycząca Pięść (ang. Screamming Fist). Dla bardziej
zainteresowanych lub tych, którzy pogubili się w zagmatwanej fabule
powieści, polecam analizę „Study
Guide for William Gibson: Neuromancer (1984)”
- -> TUTAJ
Czy
polecam „Neuromancera”? Tak i nie. Jeśli ktoś ma ochotę po
prostu na dobrą powieść w stylu cyberpunka, to polecałabym tom
drugi Ciągu, a mianowicie „Grafa Zero”, w niewielkim stopniu
nawiązuje do „Neuromancera”, można go swobodnie czytać, a
fabuła jest bardziej poukładana i wciągająca. Jednak jeśli jest
się wytrwałym czytelnikiem i chce się zapoznać z rozwojem
cyberpunka, zobaczyć od czego te wszystkie matrixy się zaczęły,
jak niesamowity był wszechświat Gibsona w roku '84, to koniecznie
trzeba przejść przez tę powieść.
Ocena:
8/10
Przesłanie:
„Ab ovo”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz