Mercy Thompson powraca w siódmej powieści bestselerowej serii z listy New York Times’a.
W życiu Mercy Thompson zaszła zmiana na miarę przesunięcia tektonicznego. Na szczęście wychodząc za Adama Hauptmana, charyzmatycznego Alfę lokalnej watahy wilkołaków, stała się macochą jego córki, Jesse, a relacja ta zapewniała jej chwile błogiej zwyczajności w całym tym szaleństwie. Jednakże w życiu na pograniczu świata ludzkiego, coś, co normalnie byłoby niefortunnym zdarzeniem, może zmienić się w coś znacznie więcej…
Po wypadku w korku, ani Mercy ani Jesse nie mogą skontaktować się z Adamem, ani też innym członkiem stada. Wszyscy zostali porwani.
Poprzez więź krwi Mercy czuje tylko, że Adam jest zły i cierpi. Podejrzewa, że zniknięcie może być związane z batalią polityczną, jaką prowadza wilkołaki, by zdobyć przychylność społeczeństwa i że Adam oraz wataha mogą znajdować się w poważnym niebezpieczeństwie. Pozbawiona wsparcia stada, osamotniona Mercy będzie musiała szukać pomocy wszędzie, nawet tam, gdzie jej uzyskanie wydaje się całkiem nieprawdopodobne.
[Fabryka Słów, 2015]
[Opis i okładka: Fabryka Słów]
Książka udostępniona dzięki uprzejmości Fabryki Słów.
AGA:
Niewiele jest cykli książkowych,
które przeradzając się w wielotomową historię, są w stanie
utrzymać niesłabnącą uwagę czytelnika. Seria o przygodach
Mercedes Thompson jest jedną z nielicznych, po której kolejne tomy,
sięgam z przyjemnością.
Patricia Biggs na prośbę swojego
wydawcy, który zareagował szybko na wielkie zapotrzebowanie
czytelnicze na powieści z gatunku urban fantasy, w 2006 roku
napisała pierwszy tom przygód Mercy, zatytułowany „Moon Called”.
W dwa lata później został on przetłumaczony na język polski i
ukazał się nakładem Fabryki Słów pod tytułem „Zew księżyca”.
To był bardzo dobry czas dla powieści o wilkołakach i wampirach,
przypomnę, że rok wcześniej, w 2007 r., ukazał się „Zmierzch”.
2010 rok to już samo apogeum wielkiego boomu na powieści urban
fantasy, w tym też roku Fabryka Słów wznawia serię, szczęśliwie
z oryginalnymi okładkami z ilustracjami Dana don Santosa. Od tamtego
momentu Fabryka Słów regularnie, co roku wydawała kolejne tomy. W
związku jednak ze słabnącym zainteresowaniem wilkołaczymi
powieściami, na szósty tom „Piętno rzeki” kazano czytelnikom
czekać aż trzy lata, w rok po tym tomie ukazał się na szczęście
„Żar mrozu”.
Mercedes Athena Thompson Hautman
rozpoczęła nowe, sielankowe życie, jako żona Adama, alfy watahy z
Tri-Cities. Stop. Coś tu nie pasuje. Jak to możliwe, że
zmiennokształtna kojocica, która ma bardzo dużo szczęścia, a
jeszcze więcej kłopotów, spokojnie miała wieść życie radosnej
małżonki? Oczywiście, że to niemożliwe. W drodze na zakupy
podczas czarnego piątku wraz z Jesse, córką Adama, bierze udział
w kolizji, której ofiarą śmiertelną staje się Królik,
legendarny WV Garbus. A to dopiero początek kłopotów. Nikt nie
odbiera telefonów od poobijanej Mercy. Cała wataha zostaje pojmana,
a kojocicy pozostaje chronić, tych, którzy pozostali na wolności i
uratować swojego męża. Najważniejsze w całej rozgrywce okaże
się znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto jest celem porywaczy:
Adam, wataha, Bran, Mercy, a może jeszcze ktoś inny?
Sięgając po „Żar mrozu” miałam
ogromną nadzieję, że siódmy tom będzie lepszy niż poprzedni.
„Piętno rzeki” bardzo mnie rozczarowało i obawiałam się, że
historia Mercy po prostu się wypaliła. A tu bardzo przyjemna
niespodzianka. Patty Briggs zawiązała akcję w ciągu niespełna
dwudziestu stron, a potem wydarzenia gnały jedne za drugimi. Jeżeli
jeszcze nie czytaliście powieści z tego cyklu, to należy
szybciutko nadgonić zaległości, tym bardziej, że Fabryka Słów
postanowiła wznowić wszystkie tomy. A przygody Mercy Thompson,
pomimo że kręcą się wokół jej związku z Adamem, nie są
nasączone obrzydliwym romantyzmem i ich miłość nie jest tak
naprawdę osią wydarzeń. Trzeba przyznać, że Patrcia Briggs
umiejętnie przedstawiła związek Mercy z Adamem, w którym ich
relacje, a dość egzotyczne biorąc pod uwagę, że on jest
wilkołakiem, a ona zmiennokształtną córką Kojota, przedstawione
są bardzo naturalnie i zwyczajnie. Może właśnie dlatego te
książki tak porywają, romans głównych bohaterów, nie
przeszkadza w snuciu intryg, przeżywaniu przygód i w ekstremalnym
ratowaniu tyłka różnego autoramentu sierściuchów.
„Żar mrozu” to bardzo przyjemna,
wciągająca odskocznia od rzeczywistości i innych bardziej
ambitnych lektur. Ma wszystko to, co pozwala się zrelaksować:
delikatny romans, mnóstwo akcji, tajemnice i dramatyczne ratowanie
się z opresji. Jak każda seria, tak i też ta, ma swoje lepsze i
gorsze tomy, ten zaliczam do tych bardziej udanych i bardzo liczę na
to, że Fabryka Słów w niedalekim czasie wyda kolejne trzy tomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz