piątek, 7 lutego 2014

"Posępna litość" - Robin LaFevers

"Po co być owcą, skoro można być wilkiem. Zakłamanie, żądze i zdrada. Sam bóg śmierci naznaczył 17-letnią Ismae niezwykłym brzemieniem i zdolnościami. Jako assassin, może uchronić swój lud przed zatraceniem i zdradą. Jednakże, aby tego dokonać, musi zabijać. Nawet tych, których kocha." „Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swego łona. Według znachorki, fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci” 

[Fabryka Słów, 2013]
[Opis i okładka z: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/178749/posepna-litosc]



AGA:

Jak dotąd chyba nie spotkałam się z książką, która miałaby tak adekwatny tytuł do swojej treści, jak „Posępna litość”. To było posępne doświadczenie, gdzie z każdą stroną błagałam o litość. Tym oto prologiem do mojej opinii, ekstatycznie zachęcam was do nie czytania tej książki.



Autorka jest nie znaną na polskim rynku, i miejmy nadzieję, że tak pozostanie, amerykańską pisarką prozy dziecięcej i młodzieżowej. „Posępna litość” to powieść dla początkujących czytelników w wieku  zdecydowanie młodym, takim, który wybacza wszystko. Niestety nie jestem takim czytelnikiem; ani młodym, ani początkującym, ani wybaczającym.

Powieść ta, to historia Ismae, chłopki, która wyrwana ze świata brutalnych mężczyzn, trafia do żeńskiego zakonu boga Śmierci, gdzie po trzech latach nauki sztuk wszelakich, miała stać się super zabójczynią, genialną kobietą szpiegiem, perfekcyjną panią domu, a nie przepraszam to nie ta książka, perfekcyjną trucicielką i kusicielską uwodzicielką. Po okresie nauki zostaje wysłana na misję, jak Nikita, w której ma sprawdzić swoje umiejętności. Oczywiście to, że nie rozpoznaje innego szpiega, daje się przyłapać i w końcu uwikłać w nową misję, to tylko „zamierzone” działanie autorki, które ma w przemyślany sposób połączyć bohaterkę z początkowo przerażającym i aroganckim Gavrielem Duvalem, książęcym bękartem – książę musi wszakże być. Kopciuszek oczywiście wyszykowany powinien zostać na bal, dlatego też siostrzyczki przygotowują toaletę, będącą aktualnym krzykiem weneckiej mody, wszystko jest piękne i nawet broń olśniewa swoją urodą. Akcja się rozwija Ismae trafia na dwór z Gavrielem, gdzie wpada w sieć intryg i pułapkę miłości. Uff.

Świat wykreowany przez panią LaFevres jest boleśnie dziurawy i niekształtny, pełen nielogiczności i niedoróbek. Brzemię Mortaina noszą wyłącznie kobiety i to w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach olśniewająco piękne, była jedna brzydka, zapewne by inne mogły się z nią porównywać i cieszyć, jakież to one są urodziwe. Można by zadać pytanie skąd siostrzyczki biorą fundusze na wszystkie misje i fatałaszki, biorąc pod uwagę fakt, że jest to zakon podupadającego kultu? Oczywiście czymś tak trywialnym i przyziemnym, jak pieniądze, w bajkach nie zawraca się głowy, puff !!, wróżka wyczarowała, albo mają siostry czterdziestu i czterech rozbójników ukrytych po lasach. Dlaczego tak zaprawione w szpiegostwie edukatorki o jakże ostrych i przebiegłych umysłach, miały tylko jeden kontakt na dworze w osobie kanclerza Crunarda? Zapewne dwór był tak mały, że tylko jednego wyznawcę tam upchnęły. I na koniec zakon miał szkolić adeptki również w uwodzeniu, ale wszystkie były dziewicami dosłownie lub w przenośni? Takich i innych pytań można by mnożyć.

Pomimo tego, że „Posępna litość” napisana została dla młodzieży, to jej poziom obraża nawet niewprawnego czytelnika. Miałam okazję zapoznać się, jako osoba dorosła z powieściami dla młodego czytelnika, takimi choćby jak Trudi Canavan „Gildia Magów”, czy Philipa Pullmana „Zorza północna”, i każda z nich była napisana przynajmniej poprawnie. Pierwsze sto stron czyta się makabrycznie; fabuła, składnia, świat wykreowany są na poziomie talentu pisarskiego przeciętej licealistki, wiem, bo sama takie rzeczy pisałam. W początkowej części w ogóle nie widać pracy korektora i redaktorów, zarówno po stronie amerykańskiej, jak i polskiej. Zdania zbudowane są topornie, a i często wkrada się metonimia, nie będąca tutaj figurą retoryczną, tylko błędem. Niejakim pocieszeniem jest fakt, że po tych początkowych torturach, autorka na tyle się rozpisała, że akcja wciąga i resztę książki czyta się szybko, aczkolwiek nie bezboleśnie. Język, którym pisarka posługuje się jest niejednolity, raz pisze naturalnym, współczesnym czytelnikowi językiem, by akapit dalej starać się pisać na modłę dawniejszą, a i wtedy jest niekonsekwentna.

Największymi dwoma minusami książki, pomijając już te wypisane powyżej, jest nieodwracalnie naiwna i głupia bohaterka oraz fabuła, która jest prosta jak cep, odtwórcza i niezaprzeczalnie trywialna. Początek książki przywodzi na myśl feministyczny pean nienawiści nastolatki do mężczyzn i złego świata stawiającego ich w uprzywilejowanej pozycji, aby na końcu wszystko skończyło się romansem, prawie że białą suknią i garami do mycia. Czytając powieść pani LaFevres cały czas miałam nadzieję, że Ismae zmądrzeje, czego się nie doczekałam, a niestety na głupocie głównej bohaterki ucierpiała akcja, która musiała być na tyle nieskomplikowana, by sprostać jej intelektowi.

Osobiście nie jestem zadowolona z treści tej recenzji, chciałabym napisać coś konstruktywnego, odnaleźć w powieści głębię, ale nie mogę, jaki materiał taka opinia. Jeżeli chcielibyście zobaczyć, jak taką książkę o spiskach, intrygach, polityce i dyplomacji można napisać, polecam trylogię Kusziela Jaquelina Carey, a lekturę „Posępnej litości” odradzam, chyba, że jak Pati, lubicie masochistycznie drwić z idiotyzmów.

Moja ocena to 2 na 10.
Przesłanie: „Litości nawet seksu na otarcie łez nie było!!!”


----------------------------------------------------------------------------------
PATI:

Nie zamierzam bronić tej książki, bo i nie ma za bardzo czego, ale zacznę od tego, że czytałam jak to już Aga wspomniała gorsze pozycje na tle, których "Posępna Litość" wypada przeciętnie i to nawet na plus. Już w sumie sam tytuł i opis wskazywał, że nie będzie to szczyt literacko umysłowej rozkoszy, ale w ogólnym rozrachunku okazało się to po prostu - ot takim czytałem do poduszki. Takim co to można, ale bynajmniej nie trzeba.

Young Adoult Paranormal Romance dla nastolatek nie jest moim ulubionym gatunkiem literackim, ale poczyniam go czasem w ramach odprężenia i trzymania ręki na pulsie nowości i mód wydawniczych. O dziwo książka okazała się nawet mniej erotyczna niż zmierzch - tylko jedna scena z golizna, ale bez żadnych ciekawych scenek. Są tylko pocałunki i to niewiele. Pod tym względem zieje nudą. Ale pod innymi niestety też.

Fabuła jest przewidywalna do bólu i bez problemu już na początku książki wiemy kto jest zdrajcą i wiemy jak się to zakończy. Nie wiemy tylko dlaczego i co będzie pomiędzy...Niemniej od połowy książka kiedy intryga się „rozkręca” zaczyna trochę wciągać. Podkreślam trochę. Przynajmniej czyta się to coś łatwiej, ale nadal bez jakieś większej przyjemności, a o wypiekach zapomnijcie, chyba że macie grypę. „Posępna” serwuje nam mniej lub bardziej oczekiwane zwroty akcji i oczywiście wątek romantico, ale i tak suma summarum otrzymujemy tylko płytką historię, której fanem na pewno nie zostanę, ale może kiedyś tam z nudów zaliczę kolejne części. Autorka bowiem odgraża się, że napisze jeszcze dwa tomy, o dwóch kolejnych bohaterkach i już z całą pewnością jestem wstanie wytypować o kim będą. I to nie dlatego że jestem taka mądra, ale dlatego że ta książka jest generalnie taka słaba i głupiutka.

Ale przenieśmy się na chwilę do Bretanii roku pańskiego 1485, bo młoda kobieta stoi właśnie na ślubnym kobiercu z mężczyzną wybranym przez swego ojca kata. Nie zna go i co bardzo znaczące pachnie on świniami. Ale nasza Ismae stara się być dobrej myśli, bo skoro jej oblubieniec był skłonny zapłacić za nią 3 srebrne grosze to może nie będzie źle. Idiotka? Co jeszcze ważne - okazuje się, że nasza główna bohaterka kryje w sobie tajemnice - jej matka chcąc pozbyć się jej w stanie prenatalnym dostaje od zielarki truciznę. Trucizna jednak nie zabija Ismae, ale zostawia na jej ciele znak przynależności do Boga śmierci. Oczywiście nasza bohaterka ma przez to nieszczęśliwe dzieciństwo, ale stara się z optymizmem patrzeć w przyszłość. Idiotka? Bez zdziwienia na twarzy okazuje się, że Ismae wpadła z deszczu pod rynny. IDIOTKA! Mąż na widok znamienia wpada w szał katuje naszą dzielnie broniącą się bohaterkę i wrzuca do piwnicy samemu idąc rozpalić stos. Ratuje ją ksiądz, który kilka godzin wcześniej dawał jej ślub, który przemyca ją do miejsca starej wiary, klasztoru w którym chodzące w habit ach siostry są mistrzyniami w zabijaniu w imię boga śmierci Mortaina. No litości! Really? Mortain? Naprawdę nie można było wymyślić żadnego bardziej hm... odkrywczego imienia?
Ale wracając do historii, autorka pomija trzy lata trudnego szkolenia naszej Ismae żebyśmy nie odczuli jaki to klon książek podobnych i wracamy do naszej bohaterki oczywiście w momencie kiedy dostaje pierwsze zadanie i poznaje miłość swego życia. Dalej zostaje jej już tylko sprzymierzyć się i z przystojnym książęcym bastardem i chronić młodą księżną przez zdrajcami, francuzami i resztą świata. A ja przez całą książkę miałam wrażenie, że ta nasza Ismae chyba nie za wiele nauczyła się w klasztorze, a plebejskie pochodzenie i myślenie wypływa z niej na każdym kroku. Autorka uzupełniła w wywiadzie, że chciała szczególną uwagę zwrócić na przemiany które zachodzą w Ismae - jak zaczyna wątpić w swój assasin zakon i w jego niektóre doktryny i zaczyna myśleć... Serio? Ja miałam wrażenie ze nasza bohaterka jest upośledzona na umyśle i wskazówki nie zobaczyłaby nawet gdyby ta ja kopnęła w 4ry litery. Ja wiem, ona chłopka z urodzenia, ale jak można tak niemyśląca istotę uczynić główna bohaterką? Miejscami aż chce się wyć: myśl idiotko! I taka jest niestety cała książka. Jak miło jednak, że Pani LaFevers wyjaśnia nam co miała na myśli pisząc. 

Posępnie płytka ta książka, ale jednak coś w sobie ma skoro nie zabrała mi dużo czasu. Pozycja typu nie muszę przy niej myśleć, wiem jak się skończy, ale interesujące będzie może wyjaśnienie motywów... Niestety nie było, ale da się przeżyć.

Co osobiście mnie denerwowało w tej książce, to ciągły powrót tematu kobiecych atrybutów – piersi niewieścich. No po prostu co chwilę mamy przez pierwszą połowę książki coś o nich, nazywanymi przez naszą Ismae jakże poetycko per „kule mięsa”, przez 1/3 nie wiemy jaki kolor oczu główna bohaterka, ale wiem ze ma niezłe cycki i faceci się za nią oglądają. Zdecydowanie książka dla młodych panienek, nie wymagająca używania mózgu (bo to szkodzi w trakcie) ale i tak ciut lepsza od zmierzchu :) Czytać zimowa porą zamiennie z harlequinem, chociaż one bywają i lepiej napisane.

Ocena: 4 na 10 (ujdzie)
Przesłanie książki: "Kobiety mają cycki, a faceci je lubią".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz