czwartek, 20 lutego 2014

"Dziewczyna w stalowym gorsecie" - Kady Cross

"Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami

Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.

Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.

Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód."

[Fabryka Słów, 2013]
[Opis i okładka z: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146250/dziewczyna-w-stalowym-gorsecie]

PATI:

Jako, że jestem miłośniczką steampunku - tej całej otoczki, gadżetów i w ogóle wiktoriańskich strojów i czasów- „Dziewczyna w stalowym gorsecie” Kady Cross od razu znalazła się na mojej liście do czytania. Zasiadłam do niej z dużą ciekawością i sporą dozą zaufania, podświadomie spodziewając się czegoś w rodzaju Protektoratu Parasola, który Aga mi kiedyś poleciła i zjadłam wszystkie 4ry części w 2 i pół dnia. Ale niestety moja intuicja mnie tym razem kompletnie zawiodła, ja się chyba nigdy nie przyzwyczaję do tak wielkich rozczarowań...


I chociaż pomysł na książkę, autorka miała całkiem niezły, tak wykonanie jest poniżej wszelkiej krytyki. Ja nie napiszę, że tego nie da się czytać, skoro skończyłam to... coś, ale z całego serca odradzam, i wręcz zalecam omijać szerokim łukiem.

A początek nawet zaczynał się ciekawie. Niestety z każdą kolejną przewróconą kartką widziałam coraz więcej analogi to „Klanu Nieśmiertelnych” Joanny Rybak – jednej z najgorszych pozycji z przeczytanych przeze mnie w życiu książek. Mamy więc grupę przyjaciół / współpracowników, takich X-Menów Steampunkowych. Dołącza do niej właśnie kolejna nowa członkini - Finley Jayne, która wpadła im dosłownie pod koła. Oczywiście najważniejsze było to, żeby jej nakupić strojów i przyodziać odpowiednio i wcielić do swojej ekipy dzielnych wojowników o miłość i sprawiedliwość w imię królowej Anglii i całego świata. Bo Finley okazała się nie być taką tam zwykłą panną, o nie! W jej ciele zamieszkują dwie osobowości – dobra i zła, a w sytuacjach stresowych (np. próba gwałtu) zła przejmuje kontrole nad jej ciałem i zgniata przeciwników na proch, pył, kurz i roztocza. Generalnie jej tatuś za dużo eksperymentował i można by go nazwać bez wielkiego przekłamania - Panem Jekyllem i Hydem. A swoją przypadłość przekazał córeczce w genach. Idiotyczne? To jeszcze nic! Wyobraźcie sobie, że wystarczy trochę pomedytować, żeby scalić obydwie osobowości i już mniej więcej macie obraz na jakim poziomie jest ta książka. Do tego, tak po standardzie, Finley oczywiście nie może być całkowicie zaakceptowana przez całą ekipę, bo musi być jakiś oportunista, który jej grozi, ale jak mu się życie uratuje to już ją lubić będzie forever. Litości... ta książka jest tak głupia, tak naiwna, tak beznadziejna i tak nudna, że żal serce ściska ile biednych drzew musiało oddać żywot na jej druk. Każda z napotykanych przez nas na kartach książki postaci jest płaska i sztuczna; dziwna sytuacja goni płytką, za którą następuje słaba akcja, po której autorka raczy nas nudnym przemyśleniami któregoś z bohaterów. I tak aż do ostatniej strony bez chwili wytchnienia...

W tej książce nie ma czegoś takiego jak intryga czy tajemnica. Śmiem nawet twierdzić, że te słowa są zupełnie obce autorce. Trzeba by mieć naprawdę mały iloraz inteligencji żeby nie domyślić się w trakcie czytania tych wszystkich oczywistości, które nam serwuje Pani Cross. Akcji nie ożywia nawet nieudolna próba wprowadzenia trójkąta, gdzie tak na marginesie Jack to jedyna w miarę sensowna postać o całkowicie zaprzepaszczonym potencjale.

Język pisarki Pani Cross też jest poniżej wszelkiej krytyki. Wytłumaczcie mi jak można w książce stylizowanej na epokę używać zwrotów typu „ma fajny tyłek”? Ani to klimatyczne, ani konieczne. W tamtych czasach powiedziałoby się, że „był raczej dobrą partią na męża z przystojną obustronną fizjonomią”. Wtrącenia z współczesnego młodzieżowego języka do książki, która chociaż w teorii dzieje się w dawnych czasach, uważam osobiście za zbrodnie, która powinna być karana co najmniej ścięciem. I to tępym toporem. Przez ślepego Kata.

Śmiem także twierdzić, że ktoś kto bierze się za literaturę typu steampunk powinien mieć chociaż większą wiedzę i wyobraźnię, wykraczającą poza opisy typu: „przebudowane z żelazka z dyszami i rurami”. Ale może to ja mam po prostu za mało wyobraźni i potrzebuję czegoś bardziej rozbudowanego?

Nie polecam. A najgorsze, że to ma kilka części... Ludzie, chrońmy lasy!

Ocena: 2 (Bardzo zła)
Przesłanie: "Stalowy gorset ciśnie - dosłownie i w przenośni".



----------------------------------------------------------------------------------
AGA:

Kady Cross, to Kathryn Smith kanadyjska autorka licznych romansów historycznych. W Polsce nieznaną pisarkę wprowadziła w 2013 roku na rynek wydawniczy Fabryka Słów, która od czasu do czasu wypuszcza literacką lipę dla młodzieży, a że młodzi z założenia są mało krytyczni, to powinni być zachwyceni. Dziewczyna w stalowym gorsecie odstręcza od początku do końca; począwszy od stwierdzenia autorki, że chce napisać „skrzyżowanie Ligi Niezwykłych Dżentelmenów z nastoletnimi X-menami”, a zakończywszy na zapowiedzi drugiego tomu pt. Dziewczyna w mechanicznym kołnierzu, który ma się ukazać w marcu tegoż roku.

Historia rozpoczyna się w Londynie, a gdzieżby indziej, ma być steampunkowo, prawda?, w roku pańskim 1897, za panowania Wiktorii Hanowerskiej, ma być też wiktoriańsko, gdzie agresywna, schizofreniczka napada w obronie własnej syna swoich mocodawców, który w sposób mało taktowny, chciał zaskarbić sobie jej cnotę. Tak poznajemy główną bohaterkę Finley Jayne, pokojówkę, która w obronie swej godności, zmasakrowała Felixa Augusta-Raynesa, należącego do „gangu uprzywilejowanych drani”, napalających się na pokojóweczki. W tak dramatycznych okolicznościach bohaterce nie pozostaje nic innego, jak zakasać spódnicę i salwować się ucieczką, ale że to ma być romans, rejterada kończy się wpadnięciem pod stalowego rumaka, dosiadanego oczywiście przez księcia. Biedna dziewczyna z niższych sfer trafia pod czułą opiekę księcia Greythorne, Griffina. Akcja się rozkręca, gdy Finley okazuje swoje drugie, drapieżne oblicze, czym urzeka swojego nowego opiekuna. Oczywiście w tle mamy rodzinne tragedie, polityczne dramaty, prywatne zemsty, tajemnicze automatony i schwarz charakter w osobie Mechanisty, ale w sumie to mało ważne.

Kady Cross rozpoczęła pisanie z założeniem, że będzie to skrzyżowanie Ligi Niezwykłych Dżentelmenów z nastoletnimi X-menami w klimacie steampunk. Wykorzystała klasyczny już pomysł, w którym szalony mniej lub bardziej wynalazca, zagraża królowej Wiktorii, a odważni bohaterowie galopują jej na ratunek. Autorka stworzyła też świat steampunkowy z niezbędnymi elementami; po Londynie jeżdżą welocypedy, automatony usługują ludziom, w podziemiach budowane są tajne laboratoria, organity leczą i udoskonalają ludzi, a nawet powstają pierwsze cyborgi. Z powyższego opisu można by wnioskować, że to dobrze zapowiadająca się steampunkowa powieść z klasycznym pomysłem, romantycznym wątkiem i nutką przygody.

Niestety Dziewczyna w stalowym gorsecie jest doskonałym przykładem na to, jak brak umiejętności pisarskich i niefrasobliwości redaktorów, może skończyć się po prostu perfekcyjnym gniotem. Pisarka nie posiada za grosz talentu pisarskiego, a swoje umiejętności szlifowała na tanich romansidłach, co najbardziej uwidacznia się w górnolotnych i patetycznie idiotycznych dialogach. Bohaterowie nawet jeżeli nie są dwuwymiarowi, to generalnie antypatyczni; Griffin jest nijakim i niezdecydowanym smarkaczem, Sam wykazuje wszystkie cechy zakutej pały, a ciotka Kordelia nie może się zdecydować, czy być wścibską telepatką, czy dojrzałą głową rodziny, a główna bohaterka to zagubiona sierotka o agresywnych, kretyńskich schizofrenicznych napadach. Pozostałe postacie takie jak Emily, Machinista, czy jedynie pozytywnie i przystępnie nakreślony, Jack Dandy, są niedopracowane. Fabuła pogrążona w letargu brazylijskiej telenoweli, krąży ciągle wokół relacji Griffin-Finley-Sam i tylko na krótką, końcową chwilę autorka przypomina sobie o spisku i intrydze Machinisty.

Najgorszą stroną książki jest, jak już wspominałam, język. Pisarka prowadzi dialogi w stylu brazylijskich telenowel, i to tych pośledniejszego gatunku, których głównym tematem są uczucia, emocje, frustrujące dylematy i zazdrosne oskarżenia. Niektóre fragmenty będą mi się śniły po nocach, a sporo zdań wryło mi się w pamięć, a oto przykład wiekopomnego porównania: „Aura niebezpieczeństwa przylegała do niej jak plama ropy”. Cóż za urok i powab!

Dziewczyna w stalowym gorsecie jest powieścią, która nie powinna zostać wydana. To, że powstają takie powieści, to nic nowego. Wpisują się one w filozofię hołdującą zasadzie, że nie ma dobra bez zła. Jednak zatrważa mnie fakt, że beztrosko wydaje się taką szmirę, bezrefleksyjnie, wykazując przy tym brak poszanowania młodego czytelnika !!!

Ocena: 1/10
Przesłanie: „Dziewczyna w stalowym gorsecie przylgnęła do Fabryki Słów jak plama ropy”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz