czwartek, 21 maja 2015

"Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza." - Robert M. Wegner


Wozy wygnanych niegdyś koczowników stanęły u stóp gór, które oddzielają ich od upragnionej wolności. Losy Szóstej Kompanii Górskiej Straży, dziewczyn z wolnego czaardanu i małej dziewczynki z rodu Verdanno zaczynają się splatać… Zanim na niebie o barwie stali wzejdzie słońce, wyżyna spłynie krwią.

Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza to pełna rozmachu epicka powieść ze świata wielu narodów, języków, wierzeń i egzotycznych kultur. Losy bohaterów potrafią wycisnąć łzę z oka największych twardzieli, a pióro Roberta M. Wegnera sprawia, że czytelnik kocha i nienawidzi wraz z nimi. I wraz z nimi staje naprzeciw przeznaczenia.

[Powergraph, 2012]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/128330/niebo-ze-stali-opowiesci-z-meekhanskiego-pogranicza]


AGA:


Wspominałam przy okazji recenzowania Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ – Południe, że nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek spodoba mi się książka fantasy polskiego autora i nadal trwam w pozytywnym szoku, że jednak Polak potrafi napisać tak, jak robi się to na Zachodzie i zrobić to nawet lepiej i z klasą. Po Niebo ze stali sięgnęłam dopiero wtedy, gdy miałam na półce następny tom Opowieści z meekhańskiego pogranicza, choć teraz zdaję sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie tak długo czekałam z przeczytaniem.


Niebo ze stali tym różni się od pierwszych dwóch tomów tym, że nie jest zbiorem opowiadań, lecz powieścią. Trzeci tom łączy w sobie historie z górskiej Północy i stepów Wschodu. Fabuła książki dzieli się na trzy wątki, które przez całą powieść będą do siebie nawiązywać i przenikać się. Pierwszy wątek odnosi się do spotkania Szóstej Kompani z Czaardanem Laskolnyka, czego skutkiem było wysłanie z ramienia Szczurów Dagheny i Kailean do zamku hrabiego Cywrasa-der-Malega, celem wyjaśnienia zagadkowych zniknięć i morderstw ludności w Olekadach. Drugi wątek związany jest z, ubóstwianymi przez czytelników, czerwonymi szóstkami, którym wyznaczono zadanie przeprowadzenia karawany wozów Verdanno przez góry. I trzeci wątek, przeplatający się z drugim, a mianowicie wyprawa Wozaków na wyżynę, na której będą musieli zmierzyć się z Yawenyrem, Ojcem Wojny.

Robert M. Wegner dobrze wybrał wątki na swoją pierwszą powieść, zdecydowanej większości czytelników, najbardziej do gustu przypadły bowiem opowiadania z Północy i Wschodu, na przygody bohaterów właśnie z tych krain, również ja, oczekiwano z niecierpliwością. Atutem Nieba ze stali jest wykorzystywanie dobrze sprawdzonych motywów. Wyprawa Wozaków przez Olekady przypomina Dziki Zachód, co prawda mnie bardziej Verdanno kojarzą się z taborami cygańskimi, niż z traperami, ale sposób przedstawienia przeprawy bardziej przypomina western. Wątek Dagheny i Kailean to natomiast klasyczny wątek szpiegowski. A wszystko i tak kończy się wielką sceną batalistyczną. Ta różnorodność gatunkowa na szczęście nie przytłacza, a pozwala utrzymać uwagę czytelnika, a trzeba przyznać autorowi, że jego dzieło trzyma w napięciu i wciąga bez reszty. Po poprzednich zbiorach opowiadań musiałam się jednak przestawić z bohatera indywidualnego na zbiorowego – Verdanno, a Kenneth-lyw-Darawyt, Varhenn Velergorf, Kocimiętka, Kalevenhowie, będą się pojawiać, ale jednak tylko jako część większej całości. Wegner zapędził bowiem wszystkich pojedynczych bohaterów do pracy w ramach wielkiej machiny historii, bowiem wyprawa Wozaków tak naprawdę stała się osią całej fabuły. Z jednej strony przedstawienie tej zbiorowej dążności do celu, determinacji, patriotyzmu i walki o swoją ziemię, jest godne podziwu, z drugiej strony bywają momenty, że ten ośli upór Wozakó irytuje. Oczywiście od początku byłam przekonana, że Verdanno osiągną swój cel, to jednak udało się Wegnerowi stworzyć realny obraz zwycięstwa, który oparty był na wielu czynnikach, a nie tylko na przekonaniu o słuszności ich sprawy. Inaczej się ma sprawa Kailean i Dagheny, które po odkryciu prawdy o dziwnych wypadkach w górach, spotykają Czerwone Szóstki i razem z nimi trafiają do innego świata, innej płaszczyzny rzeczywistości i ten niestety wątek dla mnie był niedopracowany i stanowił jedynie przerywnik spowalniający narrację i podkręcający napięcie. Jedynie pozostaje zawierzyć autorowi, że ten wątek zostanie wyjaśniony do końca i rozwinięty w dalszych tomach, bo w Niebie ze stali nie otrzymaliśmy jasnego i prostego wyjaśnienia.

Podsumowując. Książka Wegnera, jak na debiut powieściowy, jest wyjątkowo udany. Nadal podtrzymuję zdanie, że jest to najlepsza, jak na razie czytana przeze mnie polska fantasy. Niebo ze stali jest różnorodnym, wielowątkowym, wciągającym dziełem. Oczywiście można odnaleźć kilka mankamentów, jeśli jest się wystarczająco zgryźliwym, jak spowalnianie akcji, mętny wątek magiczny, przedłużające się sceny batalistyczne, choć należy oddać sprawiedliwość, że nie były nużące, a także nader optymistyczne pogodzenie się Verdanno z plemionami Sahrendey. Pomimo wszystkiego, czyta się Niebo ze stali w napięciu i z wielką przyjemnością, i jedynie pozostaje sięgnąć po Pamięć wszystkich słów.

  • A book with magic.
  • A book with more than 500 pages.


Ocena: 9/10

Przesłanie: „Znane motywy literackie, wielkie cele, waleczni bohaterowie, sceny batalistyczne – polski przepis na sukces.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz