Nazywają ją Babunią Jagódką. Mieszka w skromnej chatce pośrodku lasu, lecz kiedy zapuszcza się do wioski, pleban wali w dzwony na alarm, a władyka idzie pić ze zgrozy. A jeśli na dodatek odmienia się zaklęciem „piękna-i-młoda”, oj, wtedy dzieją się rzeczy zupełnie niemoralne.
Oczywiście jeśli jest w dobrym humorze. Bo jeśli się rozsierdzi, potrafi zakląć najcudniejszego księcia w żabę. Albo w coś jeszcze paskudniejszego.
Nic dziwnego, że wieśniacy starają się trzymać od wiedźmy z daleka. No, chyba że ich przypili. Jak wioskowego świniopasa Szymka, który zakochał się w najbogatszej dziewczynie we wsi. Albo piękną Jarosławnę młynarzównę, która zupełnie nie nadawała się do życia na wsi. Albo wiejską ladacznicę Gronostaj, którą nabożne gospodynie postanowiły wyświęcić ze wsi. Albo zbójcę Waligórę, którego najemnicy zakopali po szyję w ziemi i zostawili na pewną śmierć.
Tak, wiedźma z Wilżyńskiej Doliny może im wszystkim pomóc. Ale, jak dobrze wiadomo, nie ma nic groźniejszego niż własne życzenia. Zwłaszcza jeśli się spełniają.
[Agencja Wydawnicza RUNA, 2002]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/110535/opowiesci-z-wilzynskiej-doliny]
AGA:
Twórczość Anny Brzezińskiej
przesączała się do mojej świadomości czytelniczej stopniowo i
malutkimi strumieniami. Wpierw natknęłam się na jej opowiadanie w
antologii „Zajdel 2003”, po który sięgnęłam z ciekawości, co
tam w polskiej fantastyce słychać, taki przegląd w pigułce, by w
razie czego nie być osłem. Zwróciło tam moja uwagę opowiadanie
Andrzeja Pilipiuka „Kuzynki” do tego stopnia, że sięgnęłam po
jego książkę. Czasem jednak trzeba poprzestać na tym, co dobre i
nie zagłębiać się dalej. Powieść całkowicie mnie rozczarowała,
nie dlatego, że źle została napisana, ale dlatego, że skierowana
była do innego, młodszego odbiorcy. Odmiennie stało się z „Kotem
Wiedźmy” Anny Brzezińskiej, której to krótka historyjka o
wrednej, spasionej, ryżej bestii spodobała mi się równie bardzo
jak opowiadanie Pilipiuka, ale nie zainspirowało mnie do
natychmiastowego sięgnięcia po antologię.
W zbiorach swoich opowiadań, Anna
Brzezińska opowiada historie, których fabuła związana jest z
mieszkańcami Wilżyńskiej Doliny i Babunią Jagódką. Dolina leży
sobie w pobliżu swojsko brzmiących szczytów Maczugi, Pala, Mnicha
i Gór Sowich, a bohaterowie noszą równie rodzime imiona, takie jak
Szymek, Jarosławna, Rozalka, czy Kordelia. Kraj feudalny z
książętami, władyką, kmieciami, również przypomina starodawną
Polskę. Kreacja świata, gdzie pan jest właścicielem wiosek i
uprawia grasancką, aczkolwiek legalną politykę, gdzie pleban
pilnuje moralności i grzmi z ambony, a pod pierzyną rozgrzewa się
o ciepłe kobiece ciało pokrzepiony dobrym jadłem i napitkiem,
gdzie prości kmiecie modlą się zarówno do kościelnych obrazów,
jak i do specyfików i zaklęć wioskowej wiedźmy, do przesady
przypominają obrazki wyjęte z polskiej literatury pozytywistycznej.
Mieszkańcy Wilżyńskiej Doliny to głównie chłopstwo, głupi
motłoch, wierzący w zabobony, pobożnie chodzący do kościoła, a
potem do karczmy, by upić się do nieprzytomności. Anna Brzezińska
nie szczędzi bowiem czasu na czcze historyjki rodem z baśni, tylko
przedstawia najbrzydsze, najbardziej naturalistyczne opowieści o
życiu w zabitej dechami wioskowej dziurze, gdzie po śmierci ojca
wyrzuca się wdowę, a córki przejmuje się jak inwentarz („Córki
grabarza”), gdzie bez ziemi i opieki męża kobiety zmuszone są do
zostania wioskowymi ladacznicami (Gronotaj), czy w końcu gdzie bez
opieki pana i plebana wioska jest najeżdżana przez zbójców i
niszczona doszczętnie. Wydawać by się mogło, że są to kolejne
naturalistyczne opowiadania w kanonie polskiej literatury o trudach i
niedolach chłopstwa. I zapewne byłoby tak, gdyby nie Babunia
Jagódka i wszelaki element fantastyczny. Hola, hola, stop. To teraz
już nie pozytywistyczne nowelki, a klechdy? A właśnie, że nie,
choć pewnie zaczerpnięte z nich to i owo było. Niedaleko wioski
żyje sobie Babunia Jagódka, nie, nie w domku z piernika, po trosze
znachorką, po trosze i akuszerką mogłaby być, ale po co, jak może
się odmienić zaklęciem „młoda-i-piękna” i sławić swe
wdzięki na tyle skutecznie, by wszyscy po latach właśnie tę
rozpustę i zaklętego w kozła gacha wspominali. Babunia Jagódka
stanowi swoistego rodzaju polisę ubezpieczeniową na status quo w
wiosce, ale prywatnie nie sprzyja ona nawet po cichu chłopstwu. Nie
jest ona w żadnym stopniu podobna do wiedźm z bajek i baśni, jest
znacznie gorsza, wredna, harda, okrutna, butna, rozpustna i władna w
magiczną mocą daną jej z przyrodzenia od Kii Krindara, dawnego
boga, a jej ojca. Owszem wiedźma dba o swoje stadko, ale na swój
sposób i na swoich zasadach, gdy ma komuś pomóc, to za wysoką
cenę, nie tylko płaconą w srebrnikach, ale również w krwi,
życzeniach, czasem przyszłości własnych dzieci. Babunia Jagódka
jest jak fiskus, aby żyć spokojnie, trybut wioskowej wiedźmie w
szacunku, trunkach, śliwkach, regularnie należy składać. A jak
kmiecie zapomną, to iskry lecą.
„Opowieści z Wilżyńskiej Doliny”
i „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny” z powodu przaśnego i
archaicznego języka, a także z powodu cierpkiego, okrutnego po
trosze humoru, jest na wskroś swojska, a w odbiorze wydaje się
lekką lekturą, tym bardziej, że przewija się co rusz magiczny
element rodem z podań (koboldy, nocnice, rusałki), baśni (smok,
wiedźma), czy powieści fantasy (szczurzacy). Jednak baśniowość
Brzezińskiej przypomina bardziej pierwotne baśnie, mające straszyć
i pokazywać okrucieństwo, a Babunia Jagódka czasami może ratuje z
opresji, aczkolwiek inaczej niż chłop by chciał, a z pewnością
nie w sposób radośnie bajkowy. Wiedźma u Brzezińskiej to taki zły
dżin, który pomaga, a także spełnia życzenia, ale zawsze mając
na uwadze nie to, co dana osoba pragnie, tylko to, co Babunia uważa
za właściwe, w szczególności dla siebie. Opowiadania o
Wilżyńskiej Dolinie to jakby odczarowana bajkowość, krzywe
zwierciadło bajek.
Wilżyńska Dolina nie ma wielu powodów do sławy.
Pleban załadował na drabiniasty wóz dobytek i gospodynię i niecnie zdezerterował. Władyka szuka chwały na bitewnych polach. Zdesperowani wieśniacy kryją się po krzakach. No, ale jest jeszcze wiedźma. Ginekologiczna znakomitość pięciu powiatów. Posiadaczka zaklęcia „piękna-i-młoda”, kijów-samobijów, stada kur ziejących ogniem oraz cudownego remedium na hemoroidy.
Babunia Jagódka lubi proste życie. Święty spokój, gorzałkę i jurnego parobka. Ale wielki świat zewsząd wali do jej obejścia. Rycerstwo złośliwie urządza polowanie na smoka. Chłopstwo pod nieobecność feudała chce parcelować folwark. Syn najbogatszego gospodarza znajduje w pniu drzewa rusałkę i zakochuje się w niej na umór. Bogobojna gospodyni chce się pozbyć męża, a inna, wprost przeciwnie, chce ich mieć aż dwóch. A co najgorsze, prześladują ją dzieci, szukające w lesie swej matki-księżniczki, którą podobno porwała okrutna wiedźma.
Babunia Jagódka zna najskrytsze życzenie swoich zacnych sąsiadów. Czasami nawet je spełnia.
I właśnie dlatego trzeba się jej bać.
[Agencja Wydawnicza RUNA, 2010]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/72509/wiedzma-z-wilzynskiej-doliny]
„Opowiadania z Wilżyńskiej Doliny”
kontynuowane są w zbiorze pt. „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny”,
który w swoim ogólnym charakterze nie różni się zbytnio od
opowiadań z pierwszej antologii, aczkolwiek zaszły w nich dwie
znaczące zmiany. W „Wiedźmie” punkt ciężkości został
skierowany na mieszkańców Doliny, pomimo że antologia nosi tytuł
„Wiedźma...”, to Babunia Jagódka w tych opowiadaniach jest
wartością dodaną, a jej udział został zepchnięty do biernego
uczestnictwa. Nie jest to zbyt dobry zabieg. W pierwszej antologii
Babunia wszędzie się wpychała, wszystko nadzorowała, egzekwowała
od chłopstwa szacunek, zawsze musiała na swoim postawić, a w
kontynuacji jest bierna, ospała, ewentualnie pofatyguje się na
koniec historii pojawić i postawić przysłowiową kropkę nad i.
Opowiadania straciły niestety na swoim ostrym charakterze, a zyskały
niestety na rozwlekłości. Na uwagę zwraca jedno opowiadanie, a
mianowicie „Zagubione dzieci”, w którym to Brzezińska naprawdę
w swobodny, lekki i prześmiewczy sposób wykorzystała dosłowne
nawiązania do bajek i baśni; Rańczyk i Lila to nowa wersja Jasia i
Małgosi, wspominana przez nich Jarosławna jawi się jako nomen omen
młynarzówna z Rumpelsztyka, a Babunia oczywiście za czarownicę z
chatki z piernika robi. Groteska z realizmem się miesza,a
odkrywanie zabawnych nawiązań, daje sporo przyjemności
czytelnikowi. Nie zmienia niestety to opowiadanie fakty, że drugi
tom jest przegadany, a trzonem fabuły stały się problemy
społeczno-politycznych.
Obie antologie pomimo bardzo bliskiego
pokrewieństwa z polską literaturą i podaniami krajów
europejskich, czyta się z przyjemnością. Autorka świetnie
balansuje pomiędzy naturalizmem, humorem i magicznością, choć
zdecydowanie w pierwszym tomie wprawniej, a wszystko okrasza
cudownym, żywym, przaśnym językiem zaczerpniętym z dawnej mowy.
Ocena tom 1: 7/10
Ocena tom 2: 6/10
Przesłanie: „Swojskość, powrót do
domu, przaśny język i wredna baba... jaga?”
Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń