Czasem życie wykręca takie numery, jakich nawet w filmie nie uświadczysz - żaden normalny scenarzysta na coś takiego by nie wpadł.
Umierasz. Wszystkie problemy stają się po prostu śmieszne i w zasadzie nieaktualne. W takiej chwili mało komu przyszłoby do głowy, by myśleć o światach równoległych, czarodziejach, elfach, krasnoludach. Bo okoliczności są jednak dalekie od bajkowych...
A skoro już przy bajkach jesteśmy... W królestwie Ortan nikt nie wpadłby na to, by nazwać czarodziejów, elfy i krasnoludy bajkami.
Istnienie światów równoległych również nie budziło najmniejszych wątpliwości, poparte jak najbardziej namacalnymi dowodami w postaci tak zwanych przesiedleńców.
A skoro już przy przesiedleńcach jesteśmy... Uwierz, tej nocy pojawi się ktoś i ma wydarzyć się coś, co zaważy na dalszych losach królestwa.
[Fabryka Słów, 2010]
[Okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/55155/przekraczajac-granice]
AGA:
„Człowiekowi różnie się może
przytrafić. Czasem życie wykręca mu takie numery, jakich nawet w
filmie nie uświadczysz”. I właśnie takiej dwudziestojednoletniej
studentce hispanistyki taki numer zostaje wykręcony. Olga wracając
do domu pada ofiarą psychola, co to bawi się w podrzynanie gardeł
i byłby to zapewne koniec opowieści, gdyby nie ten mały życiowy
numer, który przerzuca szczęśliwie Olgę do innego świata.
Dziewczyna ratuje szyję i trafia do królestwa Ortanu, które
przypomina bardzo liberalne średniowiecze. Jak wieki średnie i
królestwo, to musi być król, który ubóstwia zagadki,
przesiedleńców i namiętnie pali fajkę. Jak jest król to musi być
i rycerstwo, tutaj zwane paladynami, którzy ponumerowani, co do
jednego przystojni i odważni. Są też magowie, którzy rzucają
kule ogniste, podglądają w lustrach, a czasami z innych światów
wyciągają dziewice. A i jest smok, smok koniecznie musi być, a ten
jest wrednym zbereźnym zboczeńcem. Tak zaczyna się historia o
Oldze, która będąc stuprocentowo przeciętną osóbką wplątuje
się w przyjacielskie układy z księciem-bękartem Elmarem, staje
się obiektem dociekliwych badań króla Szellara, wzbudza nienawiść
żeńskiej części dworu, zakochuje się nieszczęśliwie w błaźnie
Żaku i próbuje w tym całkowicie nowym świecie odnaleźć swoje
miejsce.
„Przekraczając granice” jest udaną
powieścią Oksany Pankiejewej, mniej znanej niż Olga Gromyko,
pisarki zza wschodniej granicy. Cykl opiera się na pomyśle światów
równoległych, do których można się dostać wtedy, gdy umiera mag
lub gdy osoba ma zginąć nagłą i niespodziewaną śmiercią, a
akurat w tym samym czasie jakiś mag bawi się w teleportowanie
przedmiotów z innych wymiarów. Świat Pankiejewej oparty jest na
konwencji średniowiecznej, ale potraktowany jest swobodnie i z dużą
ilością dodatkowych elementów. W Ortanie spotkać można nimfy,
smoki, elfy, ale również zdobycze naszego świata, jak granatniki,
pistolety, czy kamizelki kuloodporne. Akcja jest wartka, bo to Olga
narazi się metresom królewskim, to ulula się w trupa z pierwszym
paladynem królestwa, to zabije wilka, to wpadnie w oko zabójcy lub
na odmianę będzie cierpiała w wyniku niefortunnego zaklęcia.
Jednak to, co wyróżnia powieści wschodnich pisarek, to
nieprzeciętny, lekki i szalenie błyskotliwy humor. Powieść
nasycona jest dialogami, czasem nawet bywa przegadana, ale dzięki
genialnemu poczuciu humoru, nie dłuży się i nie nudzi.
Szczerze polecam powieść ukraińskiej
pisarki, która rozwesela ponure dni, powoduje bóle mięśni
mimicznych twarzy i przyprawia o cudowną lekkość bytu.
Ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz