wtorek, 31 października 2017

"Dwór Skrzydeł i Zguby" - Sarah J. Maas

Długo oczekiwana trzecia część bestsellerowego cyklu Sarah J. Maas
Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.
[Uroboros, 2017]
[Opis i okładka: http://www.empik.com/dwor-cierni-i-roz-tom-3-dwor-skrzydel-i-zguby-maas-sarah-j,p1162077769,ksiazka-p]

Książka udostępniona dzięki uprzejmości Wydawnictwu Uroboros.

PATI:

Przyznam uczciwie, że na finalny tom historii Rhysa i Feyry czekałam z niecierpliwością, ciesząc się bardzo z tego, że Pani Maas uznała, iż tylko trzy tomy wystarczą, dzięki czemu nie będzie to opera mydlana, jak „Szklany tron”. Czekałam z jeszcze jednego powodu – sposób w jaki autorka poprowadzi fabułę, powie też dużo o tym, czego będzie można się spodziewać po zakończeniu „Tronu”. Na pewno uważny czytelnik zauważy sporo zbieżności między tymi dwoma pozycjami - ot chociażby to, że pierwszy wybór partnera, nie jest wyborem ostatecznym naszych bohaterek, a ten drugi zawsze okazuje się lepszy, niż ten deflorujący :) Takich podobieństw uważny czytelnik znajdzie na pewno kilka, no tak, ale to ma być recenzja „Dworu Skrzydeł i Zguby”, a nie praca porównawcza. Naprawdę ze sporą nadzieją w sercu porzuciłam wszystkie inne rozgrzebane mniej lub bardziej lektury, na rzecz „Dworu Skrzydeł i Zguby”, i chciałam zatopić się w historii... Chciałam, ale mi nie wychodziło. I właśnie nie mam absolutnie pojęcia dlaczego?! To nie to, że mnie nie wciągnęło, ale jednak czytało mi się ten tom zdecydowanie wolniej niż pozostałe. Podejrzewam, że chciałam odwlec nieuniknione, to że będę musiała się w końcu pożegnać z Rhysem. Z pewnością obawiałam się także zakończenia, że będzie słodko lipne, jeśli mam być szczera. Jakie jest zakończenie tego Wam nie mogę zdradzić, a bardzo żałuję. Natomiast odnoszę wrażenie, że autorka puszcza do nas oczko i pewnie w niedługim czasie uraczy nas jakimiś opowiadankami, może sub seriami z bohaterami, do których już tak się przyzwyczailiśmy i żal ich trochę zostawić tak na pastwę losu. W końcu przynoszą Pani Maas niemałe pieniądze.


Czego można spodziewać się po trzecim tomie Dworu? Na pewno sporo scen batalistycznych – działań wojennych i działań „łóżkowych”. Na pewno rozmachu, ale nie spodziewajcie się opisów, jak z Wiedźmina, bo strategia stosowana przez naszych bohaterów, to stań tu i walcz, a ty idź tam i zrób co musisz. Serce jakoś nie drżało z obawy o ich losy, a bohaterskie rany goiły się w dni dwa z okładem. Jest krew, bywają flaki, bywa okrutnie, ale w granicach rozsądku. Cieszę się, że Feyra wyrobiła się i wyrosła na dumną (czasami aż za) i zdecydowaną kobietę. Natomiast nadal zdarza jej się nie myśleć dalekowzrocznie i często podejmuje nieprzemyślane decyzje pod wpływem chwili i emocji. Ale to chyba też taki urok tej postaci - moim zdaniem na pewno o wiele sympatyczniejszej i mniej denerwującej niż (nie)sławna Celaena z Tronu, której uczciwie przyznaję nie trawię.

Historia rozpoczyna się dokładnie w miejscu gdzie skończył się tom 2 – Feyra na własne życzenie zamieszkała ponownie w Dworze Wiosny razem z sprzymierzonym z Hybernią Tamlinem i „leczy traumę po porwaniu”, co dokładnie można opisać, jako szpiegowanie na terenach wroga. Jak się później okazuje, zupełnie niepotrzebnie, bo wszystkie informacje jakie zdobyła były już reszcie znane, ale została pocieszona tym, że je po prostu potwierdzała. Trochę to takie hm... naiwne? Ja na miejscu Feyry trochę bym się przynajmniej wkurzyła, ale rozumiem – hormony / Rhys / mroczny urok, dawno się nie widzieli, a jego zapach... :D No tak – tego możemy się dokładnie spodziewać po tym tomie, czego przedsmak mieliśmy w tomie drugim. Nasza parka gzi się jak króliki, a autorka nie pozostawia nam miejsca na wyobraźnie i podaje wszystko na przysłowiowej tacy. Ale ja jestem już za stara, by mnie to ruszało, choć myślę, że młodsze czytelniczki mogą dostać chociaż wypieków.

Nadchodzi jednak czas wojny i Feyra razem ze swoim Księciem oraz gronem przyjaciół muszą stawić czoła Królowi Hybernii. I choć wiedzą, że jest to raczej przegrana walka i szans za wielkich na wygraną nie mają, to za to są świetni w wymyślaniu sposobów, jak by tu zginąć bohaterską śmiercią. No właśnie, co mnie naprawdę uderzyło to to, że każda z głównych postaci w tej książce, jest tak absolutnie chętna by poświęcić swoje życie w najbardziej szalony, czy bezsensowny sposób, by uratować resztę. Często nie konsultując tego ze sobą wzajemnie, lezą gdzieś z jakimś głupim, nieprzemyślanym pomysłem do zrealizowania i chcą jakże ochoczo zginąć. Człowiek, by się trochę więcej spodziewał po istotach, które żyją trochę dłużej na tym świecie, niż przeciętny zjadacz chleba. No chyba, że życie im się już całkowicie znudziło – w takim wypadku wszystko jest całkowicie jasne, chociaż powiem, że mnie to całkiem ubawiło.

Główne pytanie brzmi: czy warto przeczytać? Odpowiem - tak: Rhys, Rhysand, Mroczny Książę... I wszystko jasne. Trzeba przyznać Pani Maas, że bardzo dobrze konstruuje męskich bohaterów, którzy potrafią w sobie rozkochać, nie tylko główną bohaterkę, ale i rzeszę fanek na całym świecie. Straumatyzowani chłopcy, idealni, mroczni, altruistyczni i tak pięknie oraz wiernie kochający... Tak. Faceci wychodzą jej naprawdę świetnie.

Mam nadzieję, że jednak to nie będzie ostateczne i definitywne pożegnanie z Rhysem znaczy się z Dworem, i że jeszcze kiedyś się spotkamy. Na pewno zamierzam jeszcze raz  przeczytać lub przesłuchać całą trylogię, bo przyznam się, że czasami czułam się równie głupio jak Nesta czy Lucien, kiedy wszyscy patrzyli na siebie znacząco, a ja zachodziłam w głowę o co biega. To jak bycie w towarzystwie, które się zna od lat i śmieją się ze wspólnego żartu, czy półsłówkami wspominają jakąś imprezę. Tak się kończy, kiedy tyle czasu mija między wydawaniem kolejnych tomów, że człowiek zdąży zapomnieć, co tam dokładnie się zdarzyło, ale dzięki bogom za Internet.

Reasumując, jeśli nie czytaliście poprzednich części, lepiej po nie najpierw sięgnijcie. Jeśli przeczytaliście... to myślę, że i tak nie trzeba Was namawiać po chwycenie za „Dwór Skrzydeł i Zguby”.

Ocena: 7/10
Motto: RHYSSSSSSS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz