Granica między światem zwyczajnym a magicznym jest zaskakująco cienka, a strzeże jej jedynie pięcioro ludzi. Niegdyś Nadzór, tajny związek strażników, liczył setki dzielnych dusz, dziś można ich policzyć na palcach jednej dłoni. W mieście panoszą się okrutni mordercy, magiczne istoty żerują pod osłoną nocy a wrogowie podchodzą coraz bliżej. Nadzór jest osłabiony i rozdarty. Pewnej nocy pod drzwiami jego siedziby zjawia się opryszek z workiem z niecodzienną zawartością. Wydaje się, że oto pojawiła się szansa na uzupełnienie sił. Jednak wiele wskazuje na to, że pozorne blogosławieństwo jest raczej zmyślną pułapką, która ma doprowadzić Nadzór do ostatecznego i całkowitego upadku.
Mroczna, dickensowska historia opowiada o łowcach czarownic, magach, podróżnikach przechodzących przez lustra i najbardziej zaskakujących bohaterach wygrzebanych z czeluści brytyjskich legend.
Poznajcie Nadzór i pamiętajcie – jeśli oni polegną, polegniemy wszyscy.
[Fabryka Słów, 2017]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4807357/nadzor]
Książka udostępniona dzięki wydawnictwu Fabryka Słów i zrecenzowana dla serwisu Secretum.pl.
AGA:
„Mroczna, dickensowska
opowieść”, tak wytłuszczonym drukiem zachęca nas do sięgnięcia
po „Nadzór” Charlie Fletchera Fabryka Słów. Ilustracja na
okładce fabrycznego wydania też mało optymistyczna, choć owszem
konweniuje z innymi okładkami w serii, pomiędzy dziełami
Gołkowskiego, Noczkina i Przechrzty, to raczej radosnym uniesieniem
nie napawa. Gdyby jeszcze do tego dodać moje prywatne nastawienie do
magii, tajnych stowarzyszeń i na wszelkie sposoby wyeksploatowanego
miejsca akcji, jakim jest Londyn, to nie ma co się dziwić, że
delikatnie określiwszy, moje nastawienie do powieści Charlie
Fletchera było powiedzmy, że sceptyczne. A realnie ujmując
odczucia, które towarzyszyły mi, gdy sięgałam po książkę,
zbliżone były do męczarni w katuszach i powolnej agonii.
Akcja „Nadzoru”
rozpoczyna się zgodnie z opisem na okładce, od sytuacji, gdy do
domu Żyda przy Wallclose Square zostaje dostarczona dziewczyna.
Dosłownie dostarczona, bo zakneblowana i spacyfikowana, w worku.
Osobnikiem tym jest zilustrowany na okładce Bill Ketch, nic nie
znaczący dla fabuły osobnik, ale który trafił na okładkę (!).
Natomiast zawartość worka jest jak najbardziej istotna, choć może
nie najistotniejsza. Panna Lucy Harker okaże się bowiem tą iskrą,
która zapali lont akcji, całej tej awanturniczej powieści. W
Londynie działa Wolne Bractwo do spraw Regulacji i Nadzoru
Enigmatycznych Sytuacji Krytycznych i Ponadnaturalnych Obyczajów,
choć prawdę powiedziawszy swoje lata świetności ma już za sobą,
a i współpracownicy zawiódłszy się, nie ufają im, to jednak
pomimo tego, oni trwają na posterunku i starają się, aby nie
dochodziło do wydarzeń tajemnych i niefortunnych pomiędzy
śmiertelnikami i istotami nadnaturalnymi. Problem polega na tym, że
Nadzór od wieków ma swoich wrogów, którzy pragną odzyskać, to
co do nich należy i zagwarantować sobie należyte miejsce w
świecie. A Lucy Harker to narzędzie, które ma stworzyć wyłom,
umożliwiający przeciwnikowi zdobycie przewagi nad odwiecznym
przeciwnikiem w tej grze o władzę.
Jeżeli piszę tę
recenzję, oznacza to, że nie umarłam w agonii. Co więcej
przyznaję z cudownym zaskoczeniem, że się wspaniale rozczarowałam.
Po pierwsze ilustracja na okładce może pasuje do pierwszych
dziesięciu stron treści, konweniuje się z serią, pasuje do
określenia „dickensowski”, ale za grosz nie oddaje ducha
powieści. Pasuje do niej jak pięść do nosa, pomijając fakt, że
osobnik Bill Ketch nie jest postacią żadno-planową. Po drugie opis
na okładce może nie do końca jest o innej książce, ale lekko
wprowadza w błąd. Sięgając po tę powieść obawiałam się, że
będę czytała mroczną powieść o gnuśnej magii, brudzie, nudzie,
smrodzie i biedzie (no dobrze o tych ostatnich ciut ciut było), a
dostałam awanturniczą powieść przygodową z pogranicza płaszcza
i szpady z elementami dickensowskimi – właśnie wymieniony wyżej
smród, bieda i pełno sierot.
Tak naprawdę Charlie
Fletcher stworzył Nadzór trochę na wzór muszkieterów walczących
w szlachetnej sprawie, bawiących się w kotka i myszkę z
przeciwnikiem, który reprezentowany jest przez Obywatela,
wspieranego przez Francisa Blackdyke’a, naukowca, i bliźniaków
prawników Templebane’ów. Każda ze stron próbuje przechytrzyć
drugą, dzięki czemu fabuła obfituje w zwroty akcji. Nadmienić
trzeba, że autorowi przede wszystkim udało się od samego początku
przywiązać czytelnika do bohaterów i to zarówno do tych
pozytywnych, jak i negatywnych. Posiada on niebagatelną umiejętność
kreślenia postaci, które porywają swoim temperamentem i wydają
się wyjątkowo prawdziwe i wiarygodne. Osobiście do gustu
najbardziej przypadło mi środowisko cyrkowców, a także wyjątkowo
żywotnego Kowala, którego wzorował, co można przeczytać w
Podziękowaniach, na swoim ojcu.
„Nadzór” przyniesie
czytelnikowi przede wszystkim przyjemność czytania. Jest to powieść
lekka i przyjemna, awanturnicza i pełna przygód, ale nie płaska, a
fabuła wcale nie jest taka oczywista, jak wydawać by się mogła na
pierwszy rzut oka. Owszem świat przedstawiony to koniec epoki
wiktoriańskiej, po wojnach napoleońskich, ale to tylko drobne
elementy, tak naprawdę ta powieść to urban fantasy przeniesiona do
przeszłości. Co więcej umiejętność niektórych członków
Nadzoru do wymazywania pamięci albo odwracania uwagi ludzi od tego,
co się wokół nich dzieje, aby nie dowiedzieli się o istnieniu
świata nadnaturalnego, oraz, a raczej forma w jaki sposób jest to
robione, wydało mi się po czasie bezczeną-sprytną kalką z
„Facetów w czerni”. Jak widać dzięki wielu skojarzeniom
kulturowym, które zastosował Charlie Black, nie wspominając już o
skojarzeniach z Susanny Clarke „Jonathanie Strange'u i Panie
Norellu”, czy Neila Gaimana „Nigdziebądź”, to jest to
naprawdę kawałek przyjemnej i ciekawej literatury.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz