Obcy gromadzą się na obrzeżach Układu Słonecznego, umacniają podbitego Marsa i zaczynają spoglądać w stronę Ziemi.
Odległej lodowatej kolonii Nowy Svalbard, odciętej od reszty galaktyki grozi chaos i śmierć głodowa. Dla zmęczonego walką sierżanta sztabowego Andrew Graysona i zdziesiątkowanych oddziałów Wspólnoty Północnoamerykańskiej, wojna o przetrwanie wkracza właśnie w katastroficzną nową fazę.
Po zawarciu niepewnego sojuszu z dotychczasowymi chińsko-rosyjskimi wrogami WPA organizuje ryzykowną misję przebicia się przez blokadę obcych i odzyskania kontaktu z Ziemią. Tym razem walka o przyszłość ludzkości może zakończyć się wyłącznie pełnym zwycięstwem lub unicestwieniem.
[Fabryka Słów, 2017]
[Opis i okładka: http://fabrykaslow.com.pl/autorzy/marko-kloos/natarcie-frontlines-t-1-marko-kloos/]
Książka udostępniona dzięki uprzejmości Fabryki Słów.
AGA:
Gdy w 2016 roku Fabryka Słów
rozpoczęła wydawanie serii Frontlines, zupełnie nieznanego autora
Marko Kloosa, obawiałam się, że na polu space opery i fantastyki
militarnej generalnie nie można nic nowego za bardzo osiągnąć.
Polski rynek przecież już był pełen książek takich wielkich
nazwisk jak Weber, Heinlein, Haldeman, Scalzi, a przecież były też
pomniejsze jak Currie, Campbell, Douglas, czy Nagata. Jednak to
właśnie ten cykl pochłaniam z wielką przyjemnością i to ten
pisarz ma wielki dar utrzymywania czytelnika przy sobie.
Jeśli czytaliście „Ewakuację”,
drugi tom cyklu, to doznaliście nieprzyjemnego doświadczenia, jakim
jest wredne zawieszenie fabuły przez autora w momencie, w którym
chciałoby się natychmiast sięgnąć po następny tom. Ludzkość,
a przynajmniej ta jej cząstka, która została wraz z Andrew
Graysonem, na Nowym Svalbardzie, w systemie Fomalhaut, dowiedziała
się, że Dryblasy, czyli agresywny i mocno ekspansywny gatunek,
przedostał się do Układu Słonecznego. Nikt nie wie, co się
dzieje z Ziemią, poza tym, że zapewne nikomu dużo czasu nie
zostało, ani ludziom na Nowym Svalbardzie, którzy umrą z głodu,
jeśli będą musieli wyżywić nadprogramową ilość przybyłej
armii, ani ludzkości, jeśli resztki sił zbrojnych szybko nie
przedostaną się do rodzimego układu i nie wesprą swoich w walce o
utrzymanie macierzystej planety. Nic jednak u Marko Kloosa nie jest
takie proste, a przecież jest jeszcze Andrew Grayson, który, gdzie
się pojawi jest w epicentrum wszelakiego.... zamętu, delikatnie
mówiąc.
Sięgając po „Natarcie” byłam
przekonana o tym, o czym będzie ten tom. Chyba nadal zbyt sztampowo
traktując Marko Kloosa, pomyliłam się. A tom trzeci, choć jest
tomem przejściowym i lekko wydłuża cały cykl, to w ogóle, ale to
w ogóle, nie daje tego odczuć czytelnikowi, że musi pozamykać
kilka wątków, aby móc, zapewne w następnym tomie, pójść dalej
z fabułą. Zdecydowanie należy docenić talent pisarza, który
potrafi nie wydłużać niepotrzebnie fabuły, tworzyć każdorazowo
oryginalnie nową koncepcję dla każdego tomu i prowadzić narrację
tak, że czytelnik nie ma, ale to wcale, ochoty odrywać się od
lektury. Jakby nie patrząc autor bazuje na bardzo sztampowych
elementach: źli kosmici atakują Ziemię, trzeba ją obronić, a
całą narrację skupia wokół głównego bohatera, który dzięki
łutowi szczęścia zawsze wychodzi z opresji, ale żeby nie
wychodził na supermena, najlepiej, aby miał zwykłe cechy, czyli
dobrych przyjaciół, dylematy moralne, dobrą kobietę, a i niech od
czasu do czasu lubi się napić. Niby bardzo prosta recepta, którą
wielu próbuje wykorzystać, ale jednak niewielu umie tak, jak Marko
Kloos tchnąć w ten pomysł naprawdę żywą i ciekawą duszę. Nic
jednak samo nie przychodzi, w Podziękowaniach „skromny padawan”
dziękuje za cenne uwagi i pomoc właśnie wyżej wymienionemu
Johnowi Scalzi'emu i Elizabeth Bear, co oznacza, że pisarz, wie, od
kogo należy się uczyć.
Szczerze polecam cały cykl Frontlines
i z niecierpliwością będę oczekiwała tomu czwartego „Chains of
Command”.
Ocena: 9/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz