Po mrożącej krew w żyłach Tajemnicy Diabelskiego Kręgu Anna Kańtoch przedstawia dalsze losy Niny Pankowicz, w najlepszym stylu żonglując konwencjami i tworząc opowieść, której nie da się zapomnieć.
Wakacje w Markotach przewróciły życie Niny do góry nogami. Gdy dziewczynka próbuje dojść do siebie, w jej szkole pojawiają się sierżant Sowa i porucznik Lis. Zabierają ją do Instytutu Totenwald pod wschodnią granicę, gdzie przebywają dzieci takie jak ona, obdarzone przez anioły magicznymi mocami. Instytut przypomina koszary – jego mieszkańcy przez całe dnie ciężko pracują, zabierani są na badania i przesłuchania. Co jakiś czas niektóre dzieci dostają czerwoną kartkę i znikają bez śladu. Nikt dokładnie nie wie, czego chcą komuniści. Mroczne tajemnice skrywa także las i opuszczona wioska węglarzy położona nieopodal… Jakie zadanie tym razem otrzyma do wykonania Nina?
[Urobors, 2015]
[Opis i okładka:https://www.gwfoksal.pl/tajemnica-nawiedzonego-lasu-anna-kantoch-sku627da0f78ee9f62a328e.html]
Książka zrecenzowana dla Uroboros.
PATI:
Anna
Kańtoch to autorka, z którą do tej pory miałam niewiele do
czynienia. Dotychczas na koncie mam “13 Anioła” i pierwszą
część serii o Domenicu Jordanie, ale z racji braku jakiś wielkich
zachwytów, nie to, że omijałam pozostałe książki tej autorki,
ale raczej nie szukałam ich jakoś specjalnie. W przypadku
“Tajemnicy diabelskiego kręgu” zadziałała na mnie okładka.
Taka klimatyczna… taka mroczna… opis też zachęcający -
powojenna Polska, anioły (?!) i dziwne wydarzenia w trakcie wakacji
w Markotach. Wszystko zapowiadało, że lektura będzie chociaż
interesująca, pomimo, że to YA. A ja ją chwyciłam i zjadłam i
uznałam ją za nawet bardziej niż zadowalającą. Oczywiście nie
obyło się bez pewnych zastrzeżeń z mojej strony, ale Diabelski
Krąg na tyle przypadł mi do gustu, że już bez ociągania
sięgnęłam po część drugą z ochotą i wyczekiwaniem wręcz
przeogromnym.
Ja(Nina)
wróciła do domu z wakacji “z niespodzianką” od aniołów i
stara się na nowo odnaleźć w normalnym świecie. Ninie po
Markotach pozostały nie tylko wspomnienia, ale i zdobyte tam nowe
umiejętności - w spadku otrzymała 1/12 skilla magicznego Wybrańca
do tego ponadprzeciętną przenikliwość. I trzeba przyznać, że
tak naprawdę nie wyszła na tym bardzo źle. Dziewczyna wróciła
też zauważalnie odmieniona psychicznie i jest zbyt inteligentna by
wierzyć, że takie w miarę normalne życie będzie w ogóle na
dłuższą metę możliwe. Dlatego pojawienie się w jej szkole dwóch
funkcjonariuszy ze Służb Bezpieczeństwa zainteresowanych jej
skromną osobą w ogóle jej nie zaskakuje. Zostaje przymusem
przewieziona do instytutu Totenwald, gdzie poza mniej lub bardziej
ciężką pracą czekają na nią przesłuchania i różne testy. Ale
nasza Nina nie jest sama - wśród znajdującej się tam młodzieży
odnajduje też swoich przyjaciół z Markotów i dziewczyna razem ze
swoją mniej lub bardziej niezawodną grupą wsparcia postanawiać
wiać z nawiedzonego lasu i Totenwaldu najszybciej jak się da.
Zwłaszcza, że las wokół zamieszkują we mgle przerażające
istoty.
Czego
spodziewałam się po “Tajemnicy nawiedzonego lasu”? Na pewno
tego co po innych seriach, że druga część zazwyczaj i niestety
jest gorsza od tej pierwszej. Ale o dziwo, mnie dużo bardziej
podobał się właśnie ten drugi tom - chyba głównie z powodu
rozwiązania ostatecznego zagadki chaty węglarzy. I chociaż
czytałam “Nawiedzony Las” głównie w nocy niepomna na
przestrogi z tylnej części okładki - to jakoś nie miałam
większych problemów z zaśnięciem. Chociaż nie... w sumie to
miałam. Książka na tyle mnie wciągnęła, że naprawdę trudno mi
było się od niej oderwać, nawet kosztem kolejnych utraconych
godzin snu. Nie potrafię niestety ocenić czy “Nawiedzony Las”
rzeczywiście potrafi przerażać i ciarki na ciele stwarzać, ale na
pewno potrafi wciągać i czyta się go z przyjemnością, nawet
jeżeli tak jak ja nie jesteście już targetem i grupą docelową
tej książki. W moim przypadku nie tylko wiek odgrywa rolę, ale i
dobrowolne oraz wieloletnie spaczenie - zaczytywanie się już w
podstawówce horrorami m. in. Grahama Mastertona.
Zaskakujące
jest jak autorka serwuje nam niezłego wielosmakowego shek’a - taki
literacki eklektyzm - quasi gotycką młodzieżową powieść grozy
osadzoną w powojennej Polsce, przemieszana z kryminałem, elementami
horroru i szczyptą sf, niczym wisienką na tej całej bombie
kalorycznej. Trzeba przyznać że jest to niesamowicie smakowite i
sycące. Sama książka klimatem przypomina mi pod pewnymi względami
“Osobliwy dom pani Peregrine”, ale traktuje to tylko na jej plus.
Co mnie zastanowiło to, co się stało z naszą Niną, która w tej
części ryczy i płacze dużo więcej niż przez całą poprzednią.
Przenikliwość dziewczyny i jej nabyta inteligencja często nie
idzie w parze z jej nadpobudliwością i często działaniem w amoku.
A potem następuje kolejny ryk i chlipanie. Ja rozumiem, że
dziewczyna jest w najgorszym możliwym wieku, z jednej strony jest
jeszcze dzieckiem, a z drugiej chce być już traktowana jak dorosła.
To już nie ta sama beztroska nastolatka (tak bardzo beztroska na ile
może sobie na to pozwolić dziewczyna w powojennej Polsce). Nie jest
taka dzielna jak myślała, ale potrafi zagryźć zęby i robić
swoje.
Poziom
trudności także zagadek wzrasta - co było moim głównym zarzutem
do Diabielskiej pierwszej części - w tym tomie autorka nie
wybiera już najbardziej oczywistych i najprostszych rozwiązań i
choć bywają one czasami nadal dość grubo szyte to i tak czuć już
sporą różnicę. Czekam też na kolejne tomy i mam nadzieję, że
Nina wraz z przyjaciółmi mniej lub bardziej szybko będzie dorastać
i odkryją wreszcie co jest straszniejsze - prawdziwe potwory, czy
komunistyczna rzeczywistość trzyma w stalowych pięściach przez
SB. Na koniec chciałabym jeszcze pokazać Wam niespodziankę, którą
otrzymałam wraz z książką, która sprawiła mi wielką frajdę -
tak jestem pustą literacką gadżeciarą xD
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz