Pierwszy tom trylogii Mistrza Zagadek. Dawno, dawno temu z powierzchni ziemi zniknęli czarodzieje, pozostawiając po sobie ukrytą w zagadkach wiedzę. Morgon, książę prostych kmieci z wyspy Hed, okazał się mistrzem w ich rozwiązywaniu, kiedy to rzucając na szalę własne życie, wezwał na pojedynek Pevena, zmarłego lorda Aum, i wygrał od niego koronę. Ale oto przeciwko Morgonowi sprzysięgły się starożytne siły zła...
[MAG, 1999]
[opis i okładka z: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/41513/mistrz-zagadek-z-hed ]PATI:
„Mistrz
Zagadek z Hed” czekał na mnie wiele lat, zanim się porządnie za
niego zabrałam. Za starych czasów, kiedy na polskiej scenie fantasy
brylował pan Andrzej Sapkowski, pojawił się nawet cykl wydawniczy
Maga sygnowany jego nazwiskiem. Przeczytałam zachwalaną przez
„Sapka” Rapsodię, która okazała się kawałkiem porządnego
fantasy, a do Mistrza Zagadek z Hed miałam chyba jedno podejście.
Już wtedy - ponad 10 lat temu - odrzuciła mnie ta pozycja, chyba głównie
dlatego, że jest to naiwne na potęgę posępnego czerepu,
prościuteńkie fantasy. Niestety, książka po tych latach jest
nadal bardzo kiepska, ale tym razem przynajmniej udało mi się ją
skończyć.
Już
sam początek książki, jest co najmniej dziwny, bo trafiamy w sam
środek jakieś chryjo - hecy, gdzie książę z zapyziałego
królestwa Hed przyznaje się swej rodzinie, iż korona wypatrzona pod
łóżkiem przez jego młodszą siostrę, to ta słynna od upiora z
Aum. Przez ten wyjątkowo nietypowy początek, ma się wrażenie, że
nie czyta się pierwszej części, tylko coś bardzo ważnego nas
ominęło i zdezorientowani sprawdzamy, czy na pewno nie ma jakiegoś
poprzedniego tomu.
Tego
samego dnia na wyspę Hed przybywa Harfiarz Najwyższego i dalej
wszystko się tak zazębia, że wpada w tryb jakieś ciągłej akcji,
a skołowany i zniesmaczony czytelnik ledwo nadąża przewracać
kartki. Nasz dzielny i mądry chłopak wypływa po rękę
księżniczki, która została zawarta w pakiecie do korony, o czym informuje go Harfiarz. Oczywiście miał on już możliwość poznać ową Pannę, bo studiował z jej
bratem, a do tego zdążył się już w niej na zakochać w skrytości serca. Banał jakich mało, ale to nie
koniec takich idiotycznych rozwiązań w tej książce. Niedługo po
wizycie na „zagadkowym uniwersytecie” ma miejsce wypadek łodzi,
którą nasze książątko płynie i zostaje wyrzucony przez fale
na brzeg... Bez pamięci i nie wiadomo dlaczego, nie potrafiący
mówić. Ale oczywiście zostaje uratowany przez brata okolicznego
możnowładcy, który opiekuje się nim jak własnym synem...
Zmiennokształtni czyhają na życie księcia z Hed, raz po raz
próbując go zaszlachtować, a ich kończące się ciągłymi
niepowodzeniami próby są tak nudne, że w pewnym momencie zaczęłam
już im nawet kibicować, tak jak trzymało się kciuki za biednego
kojota, co by wreszcie złapał tego cholernego strusia z bajek
Hanna-Barbera.
Im
dłużej czytałam tym to bardziej, kartka po kratce, było
idiotyczne. Główny bohater okazał się niezwykle irytującą
jednostką pokroju Shinji Ikari
z Evangeliona – z podejściem - nie chce nie i nie będę, żeby po
chwili robić dokładnie to, co mu każą, jęcząc przy tym: „jestem
taki biedny, chce być tylko zwykłym chłopcem”... Fakt, że ktoś
coś sobie wymyślił 2 tysiące lat temu i przewraca to Morgonowi
świat do góry nogami, nie zezwala jednak na zachowywanie się jak
cipa. Nasz, jakże antypatyczny, bohater jest w sumie prowadzony na
smyczy jak piesek bez możliwości wyboru, to jednak marudząc, ale
grzecznie uczy się nowych skilli i we wszystkim jest absolutnie
rewelacyjny.
Choć
to zabrzmi pewnie trochę ironicznie, to wszystkie postacie w tej
książce są papierowe - płaskie i płytkie. Trudno mi tu opisywać bohaterów, wątki czy głębszy sens, bo go tu nie
znajdziemy. Całość tchnie na kilometr: nudą, odtwórstwem i
banałem.
Jedyne
co - odrobinę - broni tą książkę, to bardzo nielubiane przeze mnie
zakończenie typowo suspensowe, które sprawia, że człowiek myśli sobie "wtf?!" i pomimo
kiepskiej książki ma ochotę kontynuować czytanie tej kiepskiej historii dalej. O dziwo, bo
myślałam, że nie chwycę za dalsze tomy. Uznajmy więc, że lepiej nie zaczynać tej trylogii w ogóle. Nie polecam nikomu, może jedynie dzieciom w
podstawówce, które uważają, że Harry Potter rządzi.
Ocena: 3 (słaba)
Przesłanie
książki: „Nie
chcem, ale muszem”
dokładnie odżegnałaś mnie od przeczytania tej pozycji :) dziękuję :)
OdpowiedzUsuńniestety musze sie zgodzić. Bohater nie nadąża za akcją, a logika dawno podziękowała za współpracę. Autorka, z sobie znanych powodów nawet nie próbuje zarysować podstaw funkcjonowania społeczeństwa, jakiegoś kontekstu geograficznego czy czasowego. Część bohaterów ma po 700 lat i w ogóle nie można się zorientować, co uznać za "działo się dawno". Aczkolwiek przyznaję, że też zerknęłam czy w bibliotece nie ma kolejnego tomu..
OdpowiedzUsuń