Twórczość Dana Simmonsa poznałam dzięki znajomemu, który kiedyś z żarem w oczach przytaszczył z księgarni świeżo zakupione tomy cyklu Hyperion/Endymioni z pasją w głosie agitował do przeczytania ich. Tak też zrodził się pomysł zapoznania się z twórczością Simmonsa bliżej. Idea chwilę poleżała w mojej głowie, dojrzała i w końcu przekłuła się w czyn. Od momentu przeczytania dylogii Hyperiona (dylogia Endymiona była jakimś twórczym nieporozumieniem), uznałam Simmonsa za najlepszego pisarza science fiction, ale żeby nie opierać swojej opinii wyłącznie na jednym przykładzie, sięgnęłam po dylogię Ilion/Olimp.
Ilion/Olimp zostały wydane również, tak jak Hyperion, przez wydawnictwo Amber, w roku 2004, zaledwie rok po ich amerykańskiej premierze. Ponoć, tak jak w przypadku cyklu Hyperion/Endymion, mają być wznowione również przez wydawnictwo Mag, ale kiedy, tego poza nimi nikt nie wie. Ilion w 2004 roku został uhonorowany nagrodą Locusa, a w 2005 roku nagrodą Sfinksa, a Olimp otrzymał wyłącznie nominację do Locusa. Dylogia Simmonsa należy do tego typu książek, do których trzeba dużo wytrwałości, doświadczenia czytelniczego i po prostu lubować się w bardzo dobrej, choć nie prostej i jednoznacznej w odbiorze literaturze science fiction.
Jeżeli nie spotkało się wcześniej z prozą Simmonsa, to można na początku czytania Ilionuczuć się zagubionym i przeładowanym po prostu wszystkim. Wspominałam o wytrwałości, dlaczego? Ponieważ nagromadzenie bohaterów, wątków, rozbicie fabuły na trzy narracje, powoduje mętlik w głowie. Czyta się go mozolnie, nie można początkowo zorientować się o co w tym wszystkim chodzi (to uczucie pozostaje prawie do końca Olimpu), gdzie się akcja toczy i kiedy, pytania się mnożą, a w tekście nie ma na nie odpowiedzi.
Oczywiście u Simmonsa nic nie może być proste.
Akcja rozpoczyna się na równinie między Troją a Skamandrem, gdzie toczy się homerycka walka pomiędzy wojskami zdradzonego Menelaosa, a obwarowanymi krajanami pięknolicego syna Priama, Parysa. Nic nowego, jeśli czytało się Iliadę Homera, wręcz nudnawo. Jednak na polu bitwy poza walecznymi mężami antycznego świata, pojawiają się bogowie, którzy prowadzą w tle swoje intrygi korzystając z nowoczesnej technologii, a nie magicznych, boskich mocy, a także wałęsają się wmorfowani w śmiertelników obserwatorzy, pracujący dla muz i bogów, których celem jest relacjonowanie i sprawdzanie wydarzeń, czy są w zgodności z literackim homerowym dziełem.
Akcja rozpoczyna się na Europie, galileuszowym księżycu Jowisza, gdzie morawiec Mahnmut w swojej łodzi podwodnej „Mrocznej damie”, unika jak vernowski Nemo spotkania z krakenem, tylko po to, aby cało dotrzeć na spotkanie, na którym staje się członkiem zwiadu badawczego na Marsa. Morawce, czyli krzyżówka maszyny z organiczną istotą myślącą, zaniepokoił absurdalnie szybkie terraformowanie się czerwonej planety.
Akcja rozpoczyna się na Ziemi w dworze Ardis, gdzie żywcem ściągnięty z Nabukova Daeman, jedzie na towarzysko-kulturalne przyjęcie w celu uwiedzenia swojej kuzyneczki Ady. Daeman, jak inni ludzie poruszają się między odległymi zakątkami świata za pomocą zaawansowanej technologii faksowania, ale jednocześnie nie potrafią niczego, ani czytać, ani tworzyć, ani zadbać o własne bezpieczeństwo, będąc pod czujną opieką wojniksów i służek.
Wszystko wydaje się rozczłonkowane, niespójne, niepowiązane ze sobą i niejasne. Wtedy zaczyna się zabawa.
Pod Troją scholista Thomas Hockenberry podejmuje się współpracy z Afrodytą. Otrzymuje z jej rąk boską „czapkę niewidkę” w postaci hełmu Hadesa oraz medalion do tekowania się z miejsca na miejsce. Odrzuca zasadę nie wtrącania się w osnowę Iliadyi rozpoczyna własną grę, mającą na celu przede wszystkim przeżycie. XX wieczny wskrzeszony z prochów uczony, rozpoczyna grę zarówno ze śmiertelnymi bohaterami, jak i z bogami olimpijskimi.
Zespół morawców, w składzie Mahnmut z Europy, Orphu z Io, Ri Po z Kallisto i Koros III z Ganimedesa, wyruszają na wyprawę badawczą na Marsa, która ma sprawdzić skąd na czerwonej planecie biorą się niespotykanej siły zaburzenia kwantowe i je wyeliminować, tak by nie zagrażały już więcej swoją niestabilnością Układowi Słonecznemu.
Na końcu Ziemianie za sprawą jedynego na świecie czytającego człowieka, Harmana, poznają możliwość tworzenia czegoś własnoręcznie, bez pomocy służek. Rozpoczynają również podróż w poszukiwaniu jedynej istoty, która mogłaby odpowiedzieć na nurtujące dociekliwego Harmana pytania - Żydówki Wiecznej Tułaczki zwanej też Wiedźmą – Savi.
Zaczyna być ciekawiej dopiero wtedy, gdy wszystko okazuje się czymś innym, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Gdy przebrniemy prze połowę Ilionu, fabuła staje się czytelniejsza. Akcja się zagęszcza, pojawiają się nowi uczestnicy rozgrywki o Wszechświat: skałowce, kalibany, Setebos, Sykoraks, Prospero i Ariel. Wszystkie trzy linie opowieści – Harmana, Mahnmuta i Hockenberrego – przenikają się i uzupełniają, a rozgrywka toczy się o przetrwanie nie tylko ludzi, ale całego Układu Słonecznego. Ludzie pragnął przetrwać, morawce starają rozwikłać kwantową zagadkę i uratować Wszechświat, a trojańczycy i bogowie zdobyć przewagę w wojnie.
Dylogię Simmonsa rozpatruję jako jedną całość, dla mnie te dwa tomy są nierozerwalne, można co prawda zakończyć czytanie na Ilionie, ale nie uzyska się odpowiedzi na nurtujące pytania, a i wiele spraw pozostanie niewyjaśnionych.
Ilion/Olimpjest wspaniałym przykładem intertekstualności. Nawiązania do innych tekstów literackich na pierwszy rzut oka są jasne –IliadaHomera i BurzaWilliama Shakespere'a – jednak to nie wszystko, im dalej czytałam, im bardziej starałam się zrozumieć, im bardziej zagłębiałam się w znaczenia, okazało się, że Simmons czerpał garściami również z innych utworów literackich: walka Mahmuta na początku Ilionu nawiązuje do 20 000 mil podwodnej żeglugi Juliusza Verne'a; relacje pomiędzy Adą i Daemanem, postać Mariny oraz dwór Ardis, żywcem wzięte zostały z Vladimira Nabokova Ady albo Żaru. Kroniki rodzinnej; ciągłe dysputy Orphu z Io o Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu; elojowie, nazwa użyta przez Savi na określenie ludzi, pochodzi przecież z Herberta George'a Wellsa Wehikułu czasu; mogłabym wymieniać i wymieniać, ale zanudziłabym i pozbawiła radości odkrywania powiązań literackich, dlatego też odsyłam na anglojęzyczną stronę Wiki Ilion/Olimp dylogia – TUTAJ, gdzie zostały wyszczególnione wszystkie nawiązania do innych utworów. Można poprzestać na czytaniu Ilionu/Olimpu, bez zagłębiania się w powiązania literackie i onomastyczne, jednak obraz całości będzie wtedy płaski.
Książki Simmonsa są wymagające, ponieważ należy czytać je aktywnie i po prostu myśleć. Nie są napisane językiem trudnym, nie jest to udziwniona proza New Weird. Największą zaletą powieści jest zawarta w niej tajemnica, do czego fabuła nas zaprowadzić, co chce nam autor przekazać, na czym polega jego wykreowany świat, bo do ostatnich stron nie można być pewnym, jak się wszystko zakończy. W dylogii występuje charakterystyczne rozczłonkowanie fabuły, panuje groza i strach, ale jest to przede wszystkim epopeja ludzkości, napisana z rozmachem, ukazująca skalę zmian dokonanych w ciągu wielu tysięcy lat. Jedynym może mankamentem historii są postacie, które w przeciwieństwie do dylogii Hyperiona, stanowią tylko przyczynek do całej opowieści i nie nabierają właściwej sobie głębi.
Nie spotkałam dotąd pisarza, który potrafiłby kreować fabułę i światy przestawione z takim rozmachem i nieprzewidywalnością jak Simmons. Historia przez niego stworzona jest jak sterta puzzli, którą należy poukładać w całość; raz elementy do siebie pasują, a raz okazują się iluzorycznie zgodne, dając nam tylko ułudę całości. A powieść Simmonsa, to takie intertekstualne puzzle składające się z 10000 elementów. Jego twórczość jest tak kreatywna, że nie powstałaby w żadnym innym umyśle. Niestety Ilion/Olimp to lektura dla zaprawionych w bojach czytelników, dojrzałych i lubiących trudne do zgryzienia orzechy. Polecam, jak żadną inną książkę.
Ocena: 9,5/10
Przesłanie książki: „Czytajcie i płaczcie nad prostotą własnych umysłów”.
Zgadzam się, Simmons jest świetny w kreowaniu rzeczywistości i nowych / starych światów... Lubię, takie konkretne książki, które trochę wymagają... Number one od Simmonsa to Terror... Marzłem razem z marynarzami... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń