wtorek, 20 maja 2014

Nomen Omen - Marta Kisiel

Przygoda czai się za rogiem. A imię jej Salomea!
Salomea Przygoda ucieka od zwariowanej rodziny, chcąc rozpocząć samodzielne życie. Gdy okazuje się, że jej stancja przypomina posiadłość z filmów grozy klasy B, prowadzona jest przez trzy siostry w dość podeszłym wieku i papugę, a w telefonie słychać głosy, Salka zaczyna zastanawiać się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Pojawienie się młodszego brata jedynie komplikuje i tak niełatwą już sytuację – zwłaszcza, gdy pewnego dnia próbuje utopić siostrę w Odrze. 



[ Uroboros, 2014 ]
[ Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/203740/nomen-omen ]




PATI: 
Nomen Omen Marty Kisiel to przezabawna historia kryminalno – paranormalna z nieprzesłodzonym wątkiem romantycznym. To po prostu idealna lektura na wieczór, którą przeczytałam w jakieś 3h. I to w sumie mój jedyny zarzut – zdecydowanie zbyt dobrze i szybko się ją czyta. Skończyło się i pozostał jakiś niedosyt choć wszystkie wątki ładnie zostały wyjaśnione i zakończone to chciałoby się dalej. Nie wiem za bardzo co, ale chcę więcej i dłużej – niech trwa i trwa.


O samej Marcie Kisiel usłyszałam pierwszy raz kiedy wychodziło "Dożywocie" – pierwsza książka. Przeczytałam opis i uznałam, że może być fajne i takie w moim stylu. Od czasu do czasu spotykałam się gdzieś z tym tytułem i zawsze powtarzałam sobie, że muszę to przeczytać. Może i lepiej się stało, że to "Nomen Omen" przeczytałam pierwsze. Jest rewelacyjne i bardzo odświeżające po tych ciężkich tytułach, którymi ostatnio się katuję.

Głównym atutem jest niewątpliwie styl pisarski Pani Kisiel. Książka jest lekka, łatwa i czy pisałam już, że przezabawna? Nie jest to humor pokroju Pratchetta, czy Pilipiuka tylko taki Kisielowy – kobiecy, dosadny, miejscami przezłośliwy i przez to bardzo ujmujący i chwytliwy. W trakcie czytania parskałam, prychałam, śmiałam się w głos, raz się zakrztusiłam, a raz oplułam herbatą (próbowałam się odkrztusić cały czas śledząc tekst). Zdecydowanie odradzam picie i jedzenie w trakcie i nawet rzucie gumy może być groźne.
Jeśli chodzi o samą historię to można by się czepiać, że płytka, że słaba, że taka sobie, ale to nic: bo Pani Jadzia lat 85 rżnąca w WoWa wymiata; bo tekst: „Człowiek człowiekowi Panią w dziekanacie” rozłożył mnie na łopatki, a dialogi między wspomnianą wcześniej Jadzią i niejakim Niedasiem absolutnie powalają, że tak brzydko napiszę. I taka właśnie jest tak książka – powalająca z motywem fontanny herbaty z nosa. Zwłaszcza jeśli czytelnik jest graczem w mmo i nie obce mu są rajdy czy killowanie mobków na spocie – znaczy książkowych „gadów”.

Po przeczytaniu "Nomen Omen", a następnie idąc za ciosem "Dożywocia" chodzę i deklamuję Mickiewiczowskie ballady i romanse doprowadzając ludzi do szału. Nawet podróż samochodem wywołuje u mnie wspomnienia: "gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała..." chociaż jadę tylko przez pola kwitnącego rzepaku. A przynajmniej wydaje mi się że to rzepak był, bo ja dziewczyna z miasta jestem. Pani Marto wprowadziła Pani w życie moje, a co za tym idzie mojego otoczenia znów romantyzm, z którym niektórzy nie mieli do czynienia od czasów liceum. Dzisiaj mojego Szefa uraczyłam „Świtezianką”, fragmentem początkowym, raptem zwrotek 10, bo reszta się nie chciała przypomnieć. Patrzył na mnie dziwnie. 

Ale wracając do książki.

Główna bohaterka "Nomen Omen" - Salomea Przygoda to dziewczyna wyjątkowa w swojej przeciętności... Jedyne co ją wyróżnia może poza wzrostem od innych śmiertelników to zapewne niesamowity pech – na prostej drodze orła wywinie i jeszcze szkód innych narobi. W przypływie totalnej rozpaczy wyprowadza się ze swojego rodzinnego miasta z dala od indywiduów, które każą się nazywać jej mamą i tatą, a rujnują jej życie nieustannie i emigruje do Wrocławia by pracować na tamtejszym uniwersytecie. Nie przemyślane chyba do końca to tak było, skoro we Wrocławiu studiuje jej młodszy brat – zmora zjadająca pomarańcze – Niedaś – przypadek beznadziejny – student typowy ze wszystkimi studenckimi wadami. Salka wynajmuje tanio pokój od Sióstr Bolesnych i czego można było się spodziewać po niedługim czasie na głowie ląduje jej geniusz Niedaś wyrzucony z akademika za nieprzystojne obnażanie się na korytarzu – czyt. zapomnienie ręcznika. Niedaś, ten kleszcz jeden wprowadza się na Lipową i życie Salki znowu zamienia się w koszmar i to wyjątkowo dosłownie. Tutaj następują paranormalne wypadki i wpadki, a Niedaś trafia nawet do więzienia – niestety za niewinność, ale jednak. Salka poznaje odpowiedniego jajogłowego, który dzięki bogu potrafi dobrze pływać... I tak historia gna naprzód z upiornym przodkiem w tle i z wojenna i powojenną historią Wrocławia obok. Historia jak historia, ale za to jak opisana!

Poleciłam ją większości moich znajomych rozsiewając to zło i wszyscy jak jeden mąż – lub żona – załapali Nomenowego bakcyla, a Pani Marcie przybyło kilka więcej dusz lajkersowych na fejsbuku – KLIK  (Z resztą polecam fanpage – codziennie poprawia mi humor.) Wszyscy też chwycili za wspomniane wcześniej „Dożywocie”, mogę więc z czystym sercem polecać dalej.

Ocena: 8/10 (bardzo dobra)
Przesłanie: „Słodka Chwila – niestety chwila to kluczowe słowo”


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
AGA:
W 2012 roku napisałam kilka słów o „Dożywociu” na Lubimy Czytać:

„Nuuuda... nic się nie dzieje. Jednak książkę polecam ze względu na cudowną ilość inteligentnego
humoru, specjalizującego się w prześmiewaniu i wyolbrzymianiu Romantyzmu oraz na grze słów i języka - jest to ten typ lektury, który przyprawia o białą gorączkę obcokrajowców i o bezsenne noce tłumaczy. Pani Marta posiada niezwykły talent językowy, potrafi skonstruować inteligentny humor i wykreować atmosferę, brak jednak tego kopniaka, jest puenta, ale jakaś taka mdła. Brak głównego zrębu powieści, który udźwignąłby całą konstrukcję i pociągnął akcje, ale poza tym rewelacyjny talent prozatorski.”

Dlaczego wszyscy porównują Dożywocie z Nomen Omen i dlaczego ja rozpoczynam recenzję od opinii poprzedniej książki autorki? Pewnie dlatego, że Marta Kisiel jest po prostu pisarką charakterystyczną. Co według mnie łączy i różni te dwie powieści? Z pewnością łączy je nieustające zamiłowanie do Romantyzmu, inteligentny humor, przebogaty język, który jeszcze bardziej doprowadza do szału obcokrajowców i przyprawia o palpitację serca tłumaczy, a niezaprzeczalnie dzieli je wartka akcja, skoncentrowana fabuła i jasno zarysowany cel. A zatem... czytać, czytać, czytać.

Oto Salka, czyli Salomea Klementyna Przygoda, która jako córka erotycznie rozbuchanej matki Kaliny i ojca Pawła, ma na nieszczęście być również starszą siostrą niejakiego Niedasia, czyli Adama Joachima, który korzystając beztrosko z życia, utrudnia i uwłacza swoim jestestwem egzystencję nieszczęsnej, bujnej w kształtach Saleczce. Czemu to takie ważne? Dlatego, że to właśnie osoba nadgorliwej seksualnie matki oraz złośliwego, okrutnego brata wypycha Salomeę do Wrocławia, gdzie planuje zacząć oddychać pełną piersią z dala od rodziny. Marzenie całkowicie normalne dla młodej pannicy, tylko nie wszystko przebiega w sposób zaplanowany, a mianowicie główna bohaterka dzięki pomocy swojej koleżanki trafia na trochę dziwną stancję zamieszkiwaną... psst, nie można za dużo zdradzić, odkryję tylko rąbek tajemnicy, Salka trafia pod strzechy domu, który omijają wszyscy mieszkańcy Wrocławia, gdzie początek XX wieku zadomowił się na dobre, i gdzie nie działają sprawnie media, opanowane przez szepczące głosy. Oczywiście to tylko początek, bo ku zgrozie Salomei, jej młodszy brat zwala się jej na głowę i zaczynają się gigantyczne kłopoty, odkrywane są rodzinne tajemnice, zastraszane są złotowłose dziewoje, a nić się przędzie i przędzie. A wszystko to okraszone soczystym, polskim na wskroś humorem.

Powieść miłośniczki kłulików zdecydowanie przypadnie do gustu osobom doceniającym żywy humor czerpiący garściami z polskiej kultury i literatury. Kiedyś czytałam artykuł dotyczący trudności przekładu książek w aspekcie tłumaczenia Kubusia Puchatka w wykonaniu Ireny Tuwim. Debata dotyczyła wierności przekładu względem oryginału w opozycji do przekładu dostosowanego do odbiorcy. Sądzę, że książki pani Kisiel-Małeckiej należą właśnie do tych najtrudniejszych, gdzie stwierdzenie typu „ku pokrzepieniu serc” ewokuje konkretne skojarzenia wyłącznie u czytelników z jednego kręgu kulturowego. Nomen Omen jest interesującą pozycją, ponieważ pozwala czytelnikowi odkryć prawdziwe bogactwo języka polskiego, o czym bardzo często niestety zapominamy, a nie wszyscy pisarze chcą i potrafią je odpowiednio zaprezentować. Kwiecistość wyzbyta jakiegokolwiek patosu, nie powinna jednak przerażać, ponieważ, jeśli czytelnik nie chce wysilać szarych komórek i pragnie wyłącznie przyjemnej lektury nie zawiedzie się. Nomen Omen to po prostu dobrze napisana powieść z elementami grozy, fantastyki i humoru, gdzie wartka akcja i sprawnie skonstruowana fabuła pozwala „łyknąć” lekturkę w jeden wieczór.

Nie byłabym sobą, a blog Zgryźliwym piórem nie byłby zgryźliwy, gdyby nie łyżka dziegciu w beczce miodu, a mianowicie mam nadzieję, że w przyszłości autorka jednak odejdzie od tego nieustającego uwielbienia dla Romantyzmu, bo ileż można w końcu.

Ocena: 7/10
Przesłanie: „Kisiel pełen hermetycznego humoru. A i przestroga dla wszystkich - jak dziadka chować, to raz, a porządnie i pod grubą marmurową płytą.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz