Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.
Ew. św. Jana 3,19
Gałęzie i korzenie drzewa genealogicznego naszej rodziny splątane są z wieloma innymi drzewami królewskich rodów i, podobnie jak większość roślin w owym mrocznym lesie, skażone złem.
Petersburg. Rok 1888. Krwawi słudzy Ciemności dążą do obalenia cara. Z dnia na dzień mroczny sekret Kateriny Aleksandrownej, umiejętność ożywiania zmarłych, zaczyna ściągać uwagę tych, których zainteresowania powinna za wszelką cenę unikać.
Nadchodzi czas, w którym młodziutka Księżna Oldenburga musi opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu... To wybór umysłu, ale i serca. Ofiarowanemu albo chłodnemu carewiczowi Jurijowi, albo zabójczo przystojnemu księciu Danile, dziedzicowi tronu vladików z owianej przerażającymi opowieściami Czarnogóry.
Tego wieczoru śmierć zatańczy pośród nas.
[Fabryka Słów, 2012]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/137997/nadciaga-burza]
PATI:
"Nadciąga
Burza" to powieść - wydana z trzy lata temu przez Fabrykę Słów - która jakoś od razu wpadła mi w oko, głównie z powodu jakże
sympatycznej okładki rodem jak z romansu historycznego - piękna
blondyna robi do nas dziubek, okutana w czarne futro i wielgachną
quasi rosyjską czapę. A wokół prószy puszysty śnieżek,
bezlistne drzewa pociągnięte lakierem punktowym sugerują nam, że
książka będzie klimatyczna. Niestety tylko sugerują. Myślę, że
nawet jest im trochę wstyd, że aż tak wprowadzają w błąd
niczego nieświadomych czytelników. Pamiętacie jak z Agą wspólnie
cierpiałyśmy przy: "Posępnej Litości" i "Dziewczynie w Stalowym Gorsecie"? Ta powieść idealnie wpasowuje się w ten
trend. Słabo napisana, bardzo banalna treściowo i zadziwiająco
kiepska ogólnie. Robin Brigdes, pielęgniarka, której korzenie są ukraińskie (pradziadkowie prowadzili piekarnię) uznała, że jest
na siłach napisać powieść o Rosji z roku Pańskiego 1888. Co
gorsza, stwierdziła, że podoła nawet z trylogią – dzięki bogom, nie wydanej w Polsce. A pomagała jej przy tym ponoć Ilona Andrews
(sądzę że głównie Ilona, a nie Andrew) - w co aż nie chce mi
się za bardzo wierzyć.
Główną
postacią "Nadciągającej Burzy" jest Katerina Aleksandra
Maria von Holstein-Gottorp, księżniczka Oldenburgu, wiosen 16,
blond panna marząca zostać lekarzem. I choć ojca ma
postępowego, takiego co nie ma nic przeciwko jej fanaberyją, to już
jej "Maman" chce wydać córunię za jakiegoś arystokratę
z odpowiednim nazwiskiem, rodowodem i majątkiem. Mamusia, bardzo
mądra kobiecina, obawia się jednak, że raczej żaden pretendent
nie będzie chciał żony lekarki. Ale to oczywiście nie wszystko.
Nasza bohaterka jest nie tylko błękitnej krwi - jest też potężnym
nekromantą (!!!), co w swojej naiwności ukrywa nawet przed
najbliższymi. Oczywiście w książce już kompletnie nic by się
nie działo, poza kolejnymi opisami bali, na które uczęszcza
Katerina; więc jej sekret musi prędzej czy później wyjść na
jaw. No i rozpoczyna się polowanie na dziewczynę: Książę
Czarnogóry - wąmpierz - upatrzył ją sobie na małżonkę, a jego
siostry czarownice wspomagają go na każdym kroku, nie cofając się
przed niczym. Katia w swojej naiwności daje się im zastraszyć i
godzi się na narzeczeństwo z Daniłą - by jej rodzinie nie stała
się żadna krzywda. A to już niestety ponad połowa książki.
Dalej? Dalej jest już tylko gorzej. Po Petersburgu krążą
ożywieńcy, wilkołaki, ghule, wampiry i wszelkie ich odmiany, a
wszystko to tak nędznie opisane, że czytelnik tylko ziewa – zero
emocji i zero atmosfery.
Poza
bardzo szczegółowymi opisami kolejnych sukien i biżuterii, jakie
ma na sobie nasza bohaterka nie brakuje też opisów licznych pałaców
i sal, oranżerii, korytarzy, ogrodów i co gorsza sukien, jakie mają
na sobie inne Wysokości, oraz dań jakie spożywają łącznie ze
stwierdzeniami, że np. kaczka była gumowa, a zupa bez smaku. Gdyby
wyciąć z książki wszystkie te niepotrzebne opisy, zostałoby
pewnie zaledwie 20% „akcji” i jakieś pół strony dialogów.
Zupełną zgrozą były także „rozdziały”, a właściwie
„rozdzialiki”, książka ma 370 stron, a rozdziałów jest, uwaga,
58! Obliczyłam, że średnia długość to 6,38 strony. Być może
miał to być zabieg sugerujący „dynamikę”, ale dla mnie
bardziej przypominało to książeczkę dla dzieci. To było złe,
ale najgorsze jeszcze przed nami.
Zbrodnią
było umieszczenie przez autorkę (złośliwie nie nazywam jej
pisarką) w tej całej swojej historii prawdziwych postaci, a
dokładniej przedstawicieli dynastii Romanowów. Jeśli nie
pamiętacie dokładnie jak zginęli ostatni car i caryca, to na pewno
obiła wam się o uszy historia o Anastazji, która jak okazało się
całkiem niedawno nie przedostała się jednak do Stanów
Zjednoczonych, ale została bestialsko zamordowana razem z całym
swoim rodzeństwem i rodzicami. Rodzicami, o których śmie pisać
Pani Bridges dając im paranormalne moce i opisując carewicza
Mikołaja II, jako pochodzącego z Jasnego Dworu Fairy. Także
Aleksandra
Fiodorowna,
zwana jeszcze wówczas Alicją
Wiktorią Heleną Ludwiką Beatrycze Hessen-Darmstadt,
nie umknęła zbrodniczej fantazji Bridges, która zasugerowała
kilkakrotnie jej nadnaturalne pochodzenie. Za to Jurijew
Aleksandrowicz – miłość Katii, to nikt inny jak Jerzy
Aleksandrowicz Romanow, który w rzeczywistości był bardzo słabego
zdrowia - chorował na gruźlice i praktycznie mieszkał w gruzińskim
uzdrowisku
Abbas-Tuman. Moim osobistym zdaniem pozostali przy życiu potomkowie
dynastii Romanowów i innych rodów, których nie oszczędza Bridges,
powinni napisać pozew zbiorowy, i nie tylko oskubać pielęgniareczkę
ze wszystkich pieniędzy, ale i zażądać sprostowania, przeprosin
oraz co najmniej rytualnego samobójstwa. Dlaczego tak ostro? Nie
zapominajmy, że Mikołaj oraz jego żona Alicja są nie tylko
świętymi kościoła prawosławnego, ale także zostali zamordowani
ze szczególnym okrucieństwem przez reżim bolszewicki, i chociaż z
tego tytułu należy im się szacunek.
Naprawdę
absolutnie nie warto chwytać tej książki w rękę w innym celu niż
jako podstawkę pod kubek. Może nastolatki pokochają Katię i jej
ptasi móżdżek, choć naprawdę nie wiem dlaczego miałyby to
zrobić – przeraża mnie, że takie pozycje są wydawane i
serwowane młodym czytelnikom. Dla mnie książka ta była tylko
nieustannym pasmem wynudzenia oraz negatywnych emocji z powodu
przekłamań historycznych. Jakby tu zarobić na Romanowach? No
właśnie nie tak.
Dajmy im już spokój - czy nie wystarczająco wiele wycierpieli?
- A book with nonhuman characters
- A book by a female author
- A book set in a different country
- A book set somewhere you've always wanted to visit
- A book with magic
- A book by an author you've never read before
- A book that was originally written in a diffrent language
Przesłanie
książki: „Nadciąga totalna porażka”
Ocena:
1/10
Ah te tandetne okładki Fabryki Słów. Kiedyś były lepsze. (chyba mamy odmienne co do niej zdania:) ) Ale to w ogóle chyba kiedyś było lepsze wydawnictwo.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie (Agnieszka), że Fabryce Słów brakuje tego, co zrobił MAG, a mianowicie MAG wydaje czasem też liche pozycje lub, że tak powiem, "pod publikę", ale równoważy to dwoma seriami ambitniejszymi: Ucztą Wyobraźni i od niedawna Artefaktami. Fabryka Słów została wyłącznie rozrywkowa i niestety coraz mniej ukazuje się tych ciekawszych pozycji.
OdpowiedzUsuń