środa, 28 października 2015

"Diuna" - Frank Herbert

Specjalna edycja z opracowaniem graficznym autorstwa Wojciecha Siudmaka. Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu - substancji przedłużającej życie, umożliwiającej odbywanie podróży kosmicznych i przewidywanie przyszłości. Z rozkazu Padyszacha Imperatora Szaddama IV rządzący Diuną Harkonnenowie opuszczają swe największe źródło dochodów. Planetę otrzymują w lenno Atrydzi, ich zaciekli wrogowie. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne. Przejęcie planety ukartowano. W odpowiedzi na atak połączonych sił Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów, Paul - końcowe niemal ogniwo planu eugenicznego Bene Gesserit - staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i wyciąga rękę po imperialny tron.

[Dom Wydawniczy Rebis, 2011]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/37752/diuna]


AGA:

Najtrudniej mierzyć się z legendą, zawsze jest niebezpieczeństwo, że albo czytający poniesie klęskę, gdy książka jest zbyt trudna, albo książka poniesie klęskę, nie sprostawszy własnemu mitowi. „Diuna” Franka Herberta należy już od kilku dziesięcioleci do klasyki literatury fantastycznej, doczekała się kilku adaptacji filmowych i rzeszy fanów. W moim domu „Diuna” stała na półce odkąd pamiętam, a na filmie Davida Lyncha zostałam wychowana. Nigdy jednak nie podeszłam do tej pozycji, uważając, że muszę do niej dorosnąć, mając w pamięci zakręconą i psychodeliczną adaptację filmową, uważałam, że nie będzie to łatwa lektura. Najgorzej jest zostać negatywnie zaskoczonym.

„Diuna” Franka Herberta początkowo drukowana była w czasopiśmie „Analog Science Fact and Fiction” w latach 1963-65, po czym doczekała się edycji książkowej, podbijając serca czytelników i zdobywając w 1965 roku Nagrodę Nebula i rok później Hugo. W 1984 roku na ekrany kin wszedł film Lyncha, który również stał się kultowy. Zarówno książka, jak i film są obowiązkową pozycją dla miłośników fantastyki.

Sięgając po „Diunę” pokładałam w tej powieści wielkie nadzieje na świetną lekturę, byłam przekonana, że będzie ona podobna do książek Dana Simmonsa, że będzie wymagającą lekturą. O zgrozo, porażka jest tak wielka, jak wielka jest legenda pustynnej epopei. Nie ma potrzeby szczegółowo omawiać fabuły, którą każdy szanujący się fan fantastyki w jakimś stopniu zna. W powieści autor ukazuje przełomową chwilę jednego domu z Wysokich Rodów – Atrydów, który uwikłany w polityczno-ekonomiczną rozrywkę pomiędzy Impreatorem, Harkonennami i Gildią Kosmiczną, przejmuje nowe lenno – Arrakis, i stara się ugruntować swoją władzę. Na pustynną planetę przybywa książę Leto I, jego konkubina lady Jessika i ich syn Paul. A Arrakis okazuję się dość kłopotliwym lennem, na którym każdy chciałby położyć swoją rękę ze względu na endemiczny surowiec zwany przyprawą. Jednak pustynna planeta dba zazdrośnie o swoje skrzętnie skrywane tajemnice, które dopiero uciekający przed krwawą eksterminacją swojej rodziny, Paul Atryda, zacznie je odkrywać; zawiąże sojusz z autochtoniczną ludnością - Fremenami, a także wykorzysta swoje nieprzeciętne zdolności, by odebrać Harkonennom protektorat nad Arrakis.

Przed przeczytaniem powieści znałam film Davida Lyncha, co wpłynęło zdecydowanie na odbiór lektury. Niebagatelny jest też fakt, że Frank Herbert nie zaskoczył mnie niczym, a przecież zazwyczaj film okazuje się skrótem powieści. Dlatego też po raz pierwszy, z przykrością muszę stwierdzić, że film okazał się lepszy od książki. David Lynch, jako scenarzysta i reżyser wykonał kawał dobrej roboty, ująwszy wszystko, co najważniejsze w „Diunie”, omijając umiejętnie wszystkie przydługie fragmenty. A wodolejstwa się trochę u Herberta znajdzie; nieustanne majaczenia i rozterki Paula, czy analizy i wewnętrzne monologi Jessiki. Co więcej reżyser nadał głębszego znaczenia całemu obrazowi, przedstawiając osobę Paula-Mesjasza w sposób oszczędny, ale treściwy, co w książce okazało się po prostu słowotokiem bez znaczenia. „Diuna” owszem urzekła mnie swoim bezwodnym ekosystemem, wielkimi ergami, podziemnymi wodnymi zbiornikami i wielkim marzeniem Fremenów w przeistoczenie planety w bardziej zdatny do życia świat. Powieść napisana jest bardzo lekkim piórem, a intrygi i polityczne machinacje wciągają. Ale... tak, zawsze musi być ale... Frank Herbert nie miał zdecydowanie talentu do pisania dialogów, które są bezsensowne i często sztywne jak koci ogon. Postać księcia Leto I mogłaby być wzorcem dla Neda Starka George'a R. R. Martina, jakby szlachetność, honor i prawość miały zawsze być gwoździem do trumny polityka. Najbardziej jednak irytujące okazały się wewnętrzne monologi lady Jessiki i Paula Atrydy, który trąciły mierną autoanalizą. Niekonsekwentnie też został ukazany dar widzenia przyszłości Paula, który ze względu na wygodę pisarską, raz widział wszystko, raz nie widział niczego, raz zachowywał się jak apodyktyczny jasnowidzący przywódca, a raz jak zasmarkany nastolatek. Niestety cała prezentacja mistycyzmu Kwisatz Haderach okazała się niespójnym tworem, a mam niestety obsesyjną alergię na wykorzystywanie przez pisarzy religii, mesjanizmu, magii i nadprzyrodzonych talentów, do zapychania niespójności i braku pomysłu. Nie znoszę paladynów takich jak Paul Atryda, gdzie ze względu na manierę, wszystko się im udaje, zawsze są postrzegani jako nadludzie, a trupy się ścielą wokół nich, a oni jakby nic idą do przodu, bo przecież działa na nich wyższa konieczność.

„Diuna” Franka Herberta rozbiła się o własny mit, a raczej o świetny film Lyncha. Powieść napisana jest lekko, fabuła jest interesująca, ale jednak jest to wyłącznie lekka space operka. Zapewne moja mocno subiektywna opinia nie byłaby tak krytyczna, gdyby nie przewartościowanie tej książki. Spodziewałam się poziomu literackiego Dana Simmonsa, a dostałam w zamian lekką space operkę. A powinnam wyczuć pismo nosem w momencie, gdy Pati wyraziła swoją pozytywną opinię na jej temat. Tak, Pati jest swoistego rodzaju miernikiem-wyznacznikiem dla mojego doboru lektury; zawsze sięgać po książki, które ona nie trawi.

  • A book that was originally written in a different language.
  • A book you own but have never read.
  • A book at the bootom of your to-read list.
  • A book with one word title.
  • A book that become a movie.
  • A book with more than 500 pages.


Ocena: 6/10

Przesłanie: Za Sztaudyngerem: 
"Czasem, gdy runie piedestał, 
Widać, że nikt na nim nie stał.”

7 komentarzy:

  1. U Was na blogu to same perły normalnie. Diuna Herberta to takie moje niespełnione literackie marzenie. Ale zaskakujące to co piszesz, to jak do tej pory słyszałem zupełnie odwrotne opinie, że film Lyncha był porażką, czy wręcz profanacją książki Herberta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na filmie się wychowałam i przeświadczona byłam, że to będzie ciężka literatura, coś w stylu Dana Simmonsa. Niestety zabrałam się za tą lekturę dużo, dużo za późno, ponieważ okazała się po prostu space operką. Trzeba było mieć mniejsze oczekiwania.

      Usuń
  2. Jestem na świeżo z lekturą Diuny i doskonale rozumiem Twoje odczucia. Była nużąca i ciężka do czytania, dialogi i przemyślenia trudno było zrozumieć, a większość ważnych wydarzeń oraz zakończenie książki zostały zdradzone na samym początku.
    Jednak błędy, które wytknęłaś Herbertowi świadczą jedynie o Twoim niezrozumieniu książki. Nie mogę wyjaśnić Ci ich wszystkich ( przepraszam, dwie klasówki w poniedziałek :( ), jednak muszę sprostować Twoją opinię o postaci Paula.
    Zauważ, że nigdy nie było powiedziane, że widział przyszłość dokładnie. Paul widział nieskończenie wiele możliwości i żył nimi, kiedy stawały się teraźniejszością, jednak były płynne i nie mógł zobaczyć dalej niż za chwile, w których ważyło się jego życie. Dalej, kwestia jego mesjanizmu... możesz lubić takie wątki lub nie, jednak nie przypodobanie się czytelnikom było zamiarem Herberta. W ten sposób pragnął pokazać religijną manipulację, której używał Paul na Freemenach, to coś więcej niż wątek przygodowy, to krytyka takiej postawy, przestroga oraz obraz społeczeństwa i jego kultury. Narzekasz na idealizację Paula - traktowanie go jak nadczłowieka było wynikiem religijnego mitu jaki go otaczał. Poza tym nie był bezduszny ani wolny od rozterek, był praktyczny, silny, inteligentny, sprawny, a także dumny - jak na księcia przystało. Jego perfekcja wynika także z tego, iż był wynikiem planu eugenicznego bene gesserit. Zauważ, że to także celowe działanie Herberta ( jakby cokolwiek w książce nie było celowe ), stworzył swoich bohaterów takich a nie innych, nie żeby hypować czytelnika, jaki z niego kozak i wgl, tylko jako wizję ,,idealnego człowieka" - stratega, władcy, wojownika, bóstwa. Jednak ma on skazę - skutki tej jego idealności podążają za nim wszędzie oraz widzi przeznaczenie, któremu nie może uciec - paradoks omnipotencji.
    Mam nadzieję, że choć trochę lepiej rozumiesz teraz Diunę, oczywiście, nie zmuszam abyś ją lubiła bo to przeciesz klasyg gatónkó!!11!! Chciałabym tylko, żebyś lepiej pojęła, że jest to nie książka sf, przygodowa, lecz przede wszystkim dzieło poruszające problematykę teologiczną, filozoficzną, polityczną, ekologiczną i psychologiczną. Miłego dnia i ciekawych książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo wnikliwa analiza Paula. Bardzo fajnie, że tak jego postać postrzegasz. W moim przypadku to nie jest kwestia niezrozumienia, tylko zderzenia się odwiecznych wyobrażeń o "Diunie" z rzeczywistością, w dodatku po wielu, wielu doświadczeniach, innych bardziej skomplikowanych powieściach. Czy oglądałaś film Lyncha? Ja się na nim wychowałam i byłam święcie przekonana o tym, że książka jest właśnie taka ambitna. Spóźniłam się z lekturą po prostu. Powieść okazała się zwykłą space operką i pewnie byłabym zachwycona nią, gdybym przeczytała ją w wieku nastu lat. Moje oczekiwania względem tej lektury po prostu okazały się zbyt wysokie, stąd taka zgryźliwa ocena.

      Usuń
  3. 47 year-old Geologist II Ambur Nye, hailing from Happy Valley-Goose Bay enjoys watching movies like Class Act and Coffee roasting. Took a trip to Wieliczka Salt Mine and drives a Ferrari 340 Mexico Berlinetta. Wiecej informacji tutaj

    OdpowiedzUsuń
  4. Diunę przeczytałem tylko jeden raz - wszystkie części według chronologii od 1 do ostatniej. Nigdy już do niej nie wrócę, bo jest to za dobre co pozostawiła mi w pamięci. Tak samo jak saga Roboty Asimova - równie genialne, równie głębokie i równie nieskończenie fantastyczne.

    OdpowiedzUsuń