W tej historii jest Bono z U2. Przylatuje do pustynnego Timbuktu prywatnym samolotem, wygłasza parę banałów o muzyce silniejszej niż wojna, a potem ulatnia się w towarzystwie obstawy. Cztery dni później do miasta wjeżdża Al-Kaida i zaczyna obcinać ludziom ręce.
Jest tu również średniowieczny poradnik dla mężczyzn na temat spółkowania z żonami i zestaw koranicznych modlitw o długą erekcję oraz mocniejszy orgazm.
Przede wszystkim jednak jest 377 tysięcy bezcennych manuskryptów, które powstały w maleńkim Timbuktu na krańcach Sahary. Dorobek cywilizacji, która była otwarta i tolerancyjna, gdy w świecie Zachodu wolnomyśliciele wciąż trafiali na stosy.
„Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu” to prawdziwa historia ludzi, którzy przechytrzyli terrorystów z Al-Kaidy i uratowali ten skarb rozumu przed fanatykami. W 2012 roku grupa bibliotekarzy przeprowadziła karkołomną akcję w stylu Indiany Jonesa: wykradli i wywieźli setki tysięcy ksiąg z miasta opanowanego przez islamistów. Nawet oni sami nie wierzyli, że im się uda…
[Wydawnictwo Agora, 2017]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4236378/hardcorowi-bibliotekarze-z-timbuktu]
Recenzja dla Secretum.pl
Książka udostępniona dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora
AGA:
Joshua
Hammer to amerykański dziennikarz aktualnie piszący dla „The New
York Review of Books”, „The New Yorker”, czy „Smithsonian”,
ale był również przez wiele lat niezależnym korespondentem, a
także szefem „Newsweeka” w Europie, Nairobi, Południowej
Ameryce, Los Angeles, Berlinie i Jerozolimie. Wydał cztery książki,
z czego czwartą w 2016 r. byli właśnie „Hardcorowi bibliotekarze
z Timbuktu” (The Bad-Ass
Librarians of Timbuktu). Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Agora
wydało tę książkę. Po pierwsze mam jeszcze z czasów studiów
bibliotekarskich sentyment do literatury z zakresu historii książki,
a tym bardziej do tak rzadko spotykanej współczesnej historii
książki. Po drugie jest to przystępnie napisana literatura faktu z
zakresu działań wojskowych, która potrafi przybliżyć tematykę z
zakresu działań antyterrorystycznych laikowi.
W
Afryce Zachodniej istnieje sobie śródlądowe państwo Mali, o
którym mało kto wie, i o którym rzadko się słyszy. Niektórzy
fascynaci podróży i historii słyszeli zapewne o tajemniczym
Timbuktu wpisanym na listę dziedzictwa UNESCO, które bardzo długo
było niedostępne dla podróżników, o legendarnych budowlach z
gliny wyrastających nagle na środku pustynnego krajobrazu. Starsze
pokolenie pamięta zapewne odzyskanie niepodległości przez Mali od
Francji 22 września 1960 r., a ci, co śledzą uważnie wiadomości
ze świata, wiedzą, że wybuchła tam w latach 2012-2014 wojna
domowa. Jednak niewiele osób wie, a zaryzykowałabym nawet, że
prawie nikt, o niesamowitej spuściźnie kulturalnej, jaka zachowała
się w Timbuktu, a mianowicie o 377 tysiącach woluminach
manuskryptów. Jeśli myślimy o pięknych iluminowanych księgach, z
krajów afrykańskich, to w pierwszej kolejności myślimy o
egipskich papirusach i bibliotece aleksandryjskiej, ale piaski
pustyni zachodniej Afryki i koczowniczy tryb życia tuareskich
plemion, nie kojarzy się raczej ze skrybami i iluminatorstwem.
Joshua
Hammer i bohater jego książki, a mianowicie Abdel
Kader Haidara udowadniają, że w Mali, po wioskach, domach
rozproszone zostało wielkie bogactwo kulturalne arabskiego świata.
Książka „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” opowiada o
mozolnej pracy Haidry celem pozyskania bezcennych rękopisów z rąk
prywatnych, by je ocalić przed zgubnym suchym powietrzem pustyni, o
pozyskaniu funduszy, by ocalić piękne rękopisy od zapomnienia i
utworzyć Bibliotekę Pamięci Mammy Haidry. Jest to jednak również
opowieść o tym jak o mały włos doszłoby do, jak to nazywa
Waldemar Jan Dziak, „błędu historycznego zaniechania” i
dziewięć miesięcy zniewolenia Timbuktu i dwa lata malijskiej wojny
domowej, mogłoby się przekształcić w kolejny kalifat, gdyby nie
interwencja wojsk francusko-amerykańskich. Jest to w końcu opowieść
o tym, że poza wielkim dramatem ludzkim, czasem w tle rozgrywa się
również wielki dramat i walka o przetrwanie od zapomnienia dóbr
kulturalnych, które w przyszłości mogą stanowić o tym, kim naród
tak naprawdę jest.
Abdela
Kadera Haidarę można by oceniać różnie, że bardziej kochał
księgi niż ludzi, że czuł się bardziej odpowiedzialny za
rękopisy, które mu powierzono, niż za rodzinę, ale z drugiej
strony, gdyby nie tacy ludzie jak on, lub jak nasz ksiądz Antoni
Liedtke, który ratował Biblię Gutenberga, nie pozostałoby
dziedzictwo, z którym można by po wielu zawieruchach wojennych się
identyfikować.
„Hardcorowi
bibliotekarze z Timbuktu” to ciekawa pozycja, nie tylko dla tych,
którzy lubią politykę wojskową lub historię książki, ale dla
tych, którzy docenią książkę, z której można dowiedzieć się
wielu rzeczy, o których nie miało się pojęcia, od osoby, która
doskonale zna się na tym, o czym pisze.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz