Nikt nie wie, kim jest ten człowiek. Wiadomo tylko, że do Hatwaret nadszedł z pustyni. Pewnego dnia pojawił się w zaułku żebraków i po prostu trwał, pozornie bez celu. Do dnia, gdy nagle zniknął za bramami pałacu.
Od tego momentu historia Hatwaretu i Messembrii zaczyna toczyć się nowym torem, przerażającym i niezrozumiałym. Destrukcja i chaos zataczają coraz szersze kręgi, starania o pokój i współpracę zdają się odchodzić w przeszłość.
Zupełnie, jakby jeden przybysz znikąd mógł wpłynąć na losy państw i tysięcy ludzi.
[Fabryka Słów, 2018]
[Opis i okładka: https://fabrykaslow.com.pl/autorzy/michal-golkowski/spizowy-gniew/]
Dziękujemy za udostępnienie książki do recenzji Fabryce Słów.
PATI
Po
zachwycającej lekturze pierwszych dwóch “Komorników” i trochę odstającym od
nich przeKantowanym nieszczęśnikiem trzecim, Michał Gołkowski trafił u mnie na
listę “must read”. Dlatego jak tylko zobaczyłam w zapowiedziach “Spiżowy Gniew”
z niecierpliwością czekałam na premierę, by móc się z nim jak najszybciej
zapoznać. Nie dość, że to fantasy to jeszcze z wytatuowanym Ciachem na okładce…
no aż podkurczałam z niecierpliwości palce u odnóży dolnych. W końcu nadszedł
ten dzień, gdy zaparzyłam gar herbaty, otworzyłam wór z ciastkami… no wszędzie
te i larwy, i muchy… wszędzie owady, co łażą po zwłokach i nie zwłokach… No aż
się żuło te ciastka jakoś przyjemniej i do tego bardziej znacząco mi chrupały
:) Wielce ubawiona pasłam się dalej pochłaniając kolejne strony.
Gdzieś na
środku bezimiennej pustyni leżą sobie radośnie zwłoki, a na nich ucztują
wspomniane przez mnie już wcześniej tony much i larw i tych wszystkich innych
paskudztw, co się do darmowej wyżerki samoistnie i instynktownie zbiegają. I
nie byłoby to nic dziwnego, ot kolejny smakowity NN, gdyby nie zaczęły nam się
te zezwłoki poruszać i czuć jakby lepiej, a ciałka zamiast ubywać to
przybywało. Wstało toto i poszło dalej, zabijając napotkanego wędrowca i szło
sobie przed siebie, aż nie dotarło do pierwszego większego miasta, gdzie
postanowiło regenerować się dalej. I już w tym momencie było wiadomo, że miasto
miało już po prostu mówiąc brzydko przesrane, bo moi drodzy nie czarujmy się,
ale zombiaki rzadko zwiastują dobrą nowinę. A potem to już było tylko gorzej i
okrutnie malowniczo, a wszystko to przy rozbrajającym bzyczeniu spasionych i
przeszczęśliwych much. Bo od momentu kiedy nasz Władca Much Zahred trafił do
Hatwaretu wszystko zaczęło się psuć i zrobiło turlu turlu i jebut o glebę ze
stu metrów na główkę w kamienną przepaść.
Michał
Gołkowski udowadnia nam w “Spiżowym Gniewie”, że i owszem jedna osoba znikąd
jest wstanie zagrozić wiekowemu Cesarstwu i sprawić, że plany dość pokojowego
na stare lata już Cesarza są realizowane tylko wtedy, kiedy zgadzają się z
planami Zahredowymi. Bo to, że Zahred do czegoś konsekwentnie dąży dowiadujemy
się bardzo szybko, a sposób w jaki to realizuje jest naprawdę bezwzględnie
zachwycający. Bez wielkiego problemu, ten wyśmienity aktor na miarę wspólnego
dziecka Cezara i Oskara, potrafi znaleźć sposób na każdego, nawet jeśli trzeba
dać tej przysłowiowej dupy dosłownie i w przenośni. Jest równie wierny jak
mucha Plujka
burczało i poświęci wszystko i każdego, a powieka mu przy tym nawet nie drgnie.
Najsmutniejsze
dla mnie jest jednak to, że nie polubiliśmy się jakoś z Zahredem, bo choć lubię
badassów, to między nim, a mną nie ma po prostu tej chemii. Podejrzewam, że
zabrakło mi w nim tego cudownego wisielczego humoru, którym tak tryskało moje
Słoneczko - Ezekiel Siódmy. To jest w sumie mój jedyny i główny zarzut do
“Spiżowego Gniewu”, bo cała reszta jest zaprawdę powiadam Wam zacna. Absolutnie
urzekło mnie nie wyjaśnienie tajemnicy głównego bohatera i dlatego z chęcią
chwycę za kolejny tom, by uzupełnić historię i potwierdzić lub zaprzeczyć moim
własnym rozbuchanym domysłom. Tak się cały czas zastanawiam czy i tu “łaska
pańska na pstrym koniu jeździ” i to co miało być nagrodą, nie stało się
największym przekleństwem?
Trzeba
przyznać także, że poza Zahredem w książce znajdziemy wiele innych
pełnowymiarowych, świetnie wykreowanych i opisanych postaci, a to naprawdę jest
dar by pisać w taki sposób, że każdy bohater jest taki… no po prostu prawdziwy.
Jedynie co to widzę trochę takie męskie przegięcie w postaci zbyt wyidealizowanej
Sarsany - 14-letniej córki Cesarza, niezwykle inteligentnej i mądrej,
zjawiskowo pięknej, w większości nie zachowującej się na swój wiek i do tego
jeszcze jakby tego było mało - niczym lukier na już i tak przesłodzonym
ciasteczku - ognistej nienasyconej nimfomanki. Aż mnie ząbki bolą od tego
cukru, słodkości i różnych śliczności.
Przyznaję
się, że spodziewałam się bardziej czegoś w rodzaju Zeka Komornika, a otrzymałam
coś zupełnie innego i nowego, a to na pewno jest wielki plus dla tej historii.
Trup ściele się gęsto, na ściany bryzga posoka, flaki się artystycznie
wylewają, a muchy jak to muchy srają i latają. “Spiżowy Gniew” na pewno jest
pozycją godną polecenia i ze sporą dozą ciekawości czekam na kolejne
zmartwychwstanie Zahreda i krwawe piekło pełne rzezi jakie zapewne rozpęta. Oj
będzie się działo.
Ocena: 7/10
Fragment powieści możecie przeczytać --> TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz