poniedziałek, 17 sierpnia 2015

„Smok Griaule” - Lucius Shepard


Minęło z górą ćwierć wieku, odkąd Lucius Shepard wprowadził nas w niezwykły fikcyjny świat, oddzielony od naszego tylko „najcieńszym z możliwych marginesem możliwości”. W tym właśnie świecie, w mitycznej dolinie Carbonales, umieścił akcję Człowieka, który pomalował smoka Griaule’a, opowieści o Mericu Cattanayu, artyście, który podjął trwającą wiele dziesięcioleci próbę pomalowania – i przy okazji zabicia – uśpionego, lecz nie całkiem martwego smoka, mierzącego sześć tysięcy stóp długości i władającego umysłami ludzi. Opowiadanie zostało nominowane do licznych nagród i jest dziś uważane za jedno klasycznych dzieł autora.

Na przestrzeni lat Shepard wracał do swojego zmyślonego świata w kolejnych błyskotliwych opowiadaniach naświetlających historię Graiule’a z różnej perspektywy. Zaskakująca Łuska Taborina stanowiła dramatyczne i widowiskowe ukoronowanie cyklu luźno powiązanych nowelek, które – trudne dziś do odszukania – zostały zebrane w niniejszym tomie. Zwieńczeniem ich zbiorowego wydania (i prawdziwą gratką dla wielbicieli talentu Sheparda) jest Czaszka, zupełnie nowe opowiadanie stanowiące nieoczekiwaną kontynuację znanych wątków, w którym Shepard wplata sagę o prastarym baśniowym potworze w polityczne realia współczesnej Ameryki Środkowej. Smok Griaule to książka absolutnie wyjątkowa, dzieło znakomitego stylisty, obdarzonego ogromną – i zawsze nieprzewidywalną – wyobraźnią.

[Wydawnictwo MAG, 2012]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/124827/smok-griaule]

PATI:

Uczta Wyobraźni” to nie jest seria, którą czytam z przyjemnością. Ba, to nie jest nawet seria, za którą chwytam dobrowolnie! Jak zapewne wiecie, mamy dość hermetyczny Klub Książki, gdzie po kolei każdy podaje spis książek, a potem metodą demokratycznych wyborów każdy z nas oddaje dwa głosy. Dwie pozycje, które zdobędą najwięcej głosów, czytamy grzecznie wszyscy i na kolejnym spotkaniu omawiamy dzielnie – najczęściej dzieląc się na grupy od zachwytu do cierpienia wielkiego. Do tego czasu zmuszono mnie do przeczytania z „Uczty Wyobraźni” między innymi: „Wieków Światła” i „Shriek: Posłowie” - obydwie lektury nie przypadły mi do gustu. To tylko sprawiło, że tą serię zaczęłam omijać wielkim łukiem jak zarazy...

Co ciekawe, kiedy zapadł wyrok na „Smoka Griaule”, Aga, która już wcześniej go przeczytała (jako fanka tej serii wydawniczej), powiedziała mi, że jej zdaniem jest to najsłabsza pozycja z „Uczty” (z tych, które przeczytałam – dopisek Agi) i powinna mi przypaść do gustu. Nie powiem, zainteresowała mnie ta jakże szczera rekomendacja – mamy tak odmienne gusta z Agnieszką, że zazwyczaj celujemy idealnie co się komu spodoba, a co nie :) Otworzyłam więc owego „Smoka” z ciekawością i oto co ukazało się moim zdumionym i przerażonym oczkom dwóm:

"Niedługo po tym, jak zgasło światło pierwszego poranka świata, kiedy ptaki wciąż fruwały do nieba i z powrotem, a najpodlejsze istoty lśniły własnym blaskiem niczym święci, bo tak czysty był drzemiący w nich okruch zła, wioska Hangtown uczepiła się grzbietu smoka Griaule’a, długiego na milę potwora, który - unieruchomiony zaklęciem czarownika, lecz wciąż żywy - władał doliną Carbonales i rządził każdym szczegółem życia jej mieszkańców, przekazując im swą wolę za pośrednictwem niemożliwych do opisania emanacji swojego lodowatego, ważącego wiele ton mózgu." 

Pierwsze zdanie ze "Smoka", które mnie absolutnie zabiło. Pomyślałam rly? No chyba żartujecie! Ratunku!!!

Tu pozwolę sobie na małe zboczenie z tematu. Lubię książki, które są: grube, zabawne i/lub okrutne, które dobrze i gładko się czytają; uwielbiam gdy mnie zaskakują; a żyję po to, by odnaleźć te, które zmienią mnie i moje życie. Kocham więc też książki mądre i niebanalne, nieszablonowe, bezkompromisowe... Czasami podążam też za trendami – głównie w celu posiadania własnego zdania i możliwości późniejszego wytykania np. scenarzystom uproszczeń fabuły filmów w stosunku do książkowych pierwowzorów oraz różnych idiotycznych zmian – ale to powiedzmy, że jest moja działalność marginalna.
To czego absolutnie nie cierpię, a wręcz nienawidzę to książki utopione w mnogości „trudnych słów”, które maskują najczęściej bardzo płytką historię lub totalny brak przesłania. To tylko takie „pięknie” napisane książki o niczym. Jakoś całkowicie nie rajcuje mnie przeżywanie mózgowo-ocznej ekstazy z powodu konstrukcji zdań czy użytych przymiotników - jeśli nadal jest to tekst o niczym. Już wolę przeczytać coś naprawdę kiepskiego z czego można się ponabijać na całej linii :)

Ale wracając do „Smoka” - jak już pisałam po pierwszym zdaniu wpadłam w rozpacz... ale im dalej tym lepiej! Przemoc i seks - wszystko to opisane bez zbędnego piękno-przymiotnikowania, usprawiedliwiania i niedomówień, sprawiły, że książka mnie nawet wciągnęła i zainteresowała. Jak na Ucztę Wyobraźni – rewelacja!

Podejście zaś do gadziny – wyjątkowe. Leży on sobie, prawie nie dycha, ludzkie domy przytuliły się do niego, do tego drzewkami porósł... A jednak nie stracił najważniejszego – mocy wpływania na ludzi. A ludzie jak to ludzie, godzą się z takim życiem, nazywają go Bogiem i oddają mu się we władanie. Bo przecież o ile łatwiejsze jest życie wiedząc, że nasze decyzje (głównie te złe) tak naprawdę są niezależne od nas samych. I w takim właśnie fatalistycznym świecie spotykamy się z głównymi bohaterami poszczególnych opowiadań. Bohaterowie zaś nie są ani dobrzy ani źli – żaden z nich nie jest ideałem (którego można od razu znienawidzić). Kierują nimi ludzkie popędy i w tej książce spotkamy się z czołowymi grzechami i wadami ludzkimi: od chciwości, pożądania, egoizmu i próżności, po kolosy typu narkomania, pedofilia, morderstwa i samosądy, czy kazirodztwo. Odniosłam wrażenie, że autor chce nam powiedzieć, że w brudnym świecie - nie ma czystych ludzi, a sami ludzie są bestiami. Ale czy jest to ich wina? Czy wszystko to zostało już zaplanowane, a oni tylko potulnie odgrywają swoje role? Bohaterów trudno więc polubić co uważam za jeden z największych plusów tej książki. Drugim równie ważnym, to udowodnienie wszystkim pisarzom fantasy oraz czytelnikom, że można coś jeszcze całkowicie nowego wymyślić względem smoków i że nie jest to temat przegadany. We wszystkich opowiadaniach panuje niesamowity klimat grozy, taki troszkę pierwotny narastający z każdą przerzucaną kartką, co sprawia, że czyta się je może nie z wypiekami na twarzy, za to z jakąś dziwną, trochę chorą fascynacją. Jest niepokojąco i jakoś nie można przejść obojętnie koło tej pozycji.

Warto zwrócić uwagę na ostatnie opowiadanie – nowe (wszystkie pozostałe już wcześniej były publikowane) i zarazem najbardziej współczesne, dziejące się, o dziwo, w Ameryce Południowej. Przyznam się szczerze, że trochę nie pasowało mi klimatycznie do reszty, ale w trakcie czytania pomyślałam sobie, że byłby z niego całkiem niezły film. Tylko oczywiście scenarzyści musieliby troszkę poprzeinaczać książkowe fakty i podnieść wiek niektórych bohaterów - jak to ma miejsce np. w „Grze o Tron” - ponieważ opinia publiczna byłaby bardzo oburzona.

Jedyna rzecz, która mi się nie spodobała to wstawianie współczesnego słownictwa do dziejącego się w quasi średniowiecznych czasach fantasy – np. czytamy opis charakteru jednej z bohaterek i natrafiamy na zdanie: „nie była też żadną Pollyanną”. No bo albo piszemy fantasy, albo urban fantasy. To był niemiły zgrzyt, a natknęłam się jeszcze na kilka takich kolejnych kiksów, które ostatecznie zaniżyły końcową ocenę – za bardzo psuło to klimat tej książki.

Ogólnie książka dość odmienna od pozycji, które czytam na co dzień, więc być może właśnie dlatego zrobiła na mnie takie ogromne wrażenie. A może po prostu to całkiem dobra książka? Mam wrażenie, że z chęcią jeszcze raz do niej wrócę za jakiś czas, a to najlepsza rekomendacja, którą mogę dać.

  • A book with nonhuman characters
  • A book of short stories
  • A book with magic
  • A book by an author you've never read before
  • A book that was originally written in a diffrent language



Ocena: 7 / 10
Przesłanie: „Więc chodź, pomalujmy smoka na żółto i na niebiesko”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz