poniedziałek, 10 sierpnia 2015

"Czarny Wygon: Słoneczna Dolina" - Stefan Darda


Pierwszy tom dwuczęściowej powieści Stefana Dardy, nawiązującej klimatem do dzieł Stephena Kinga. Bohaterem książki jest pewien dziennikarz, który postanawia rozwikłać tajemnicę przeklętej wioski na Roztoczu. W tej sielskiej okolicy pojawiają dziwne postacie i mają miejsce przerażające incydenty, które coraz bardziej osaczają Uchmanna.


[ Videograf II, 2010 ]
[ Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/49385/czarny-wygon-sloneczna-dolina]







PATI:

O panu Stefanie Dardzie słyszałam od kilku osób, zupełnie ze sobą nie związanych, które polecały mi jego książki rękami i nogami. W końcu w bibliotece jakoś tak w oko mi wpadła pierwsza część "Czarnego Wygonu" i postanowiłam się poddać, i dłużej nie opierać. Zaledwie jeden wieczór zabrało mi przeczytanie tej książki, ale mieszane uczucia pozostały na dłużej. Nie siadłam - jak to staram się zazwyczaj robić - od razu do pisania recenzji, ale zostawiłam sobie pełen weekend na dokładne przemyślenie tej pozycji ,by broń Boże, nie być dla niej niesprawiedliwa.

Uwielbiam legendy o zatopionych za karę wioskach; o ruinach ludzkich siedlisk, gdzie po dziś dzień można usłyszeć dzwony z wieży kościelnej, która dawno temu już obróciła się w proch; zaginione wśród lasów, zapomniane przez nasz świat, wymazane z map; czasami z błahego powodu, czasami na skutek strasznych wydarzeń, czasami opuszczone po dobroci, a czasami pod przymusem... Zawsze kiedy trafiam w takie miejsce przypomina mi się pewna stara piosenka:

"Gdy tak szedłem leśnymi ścieżkami,
pośród lasów trafiłem do wioski,
wszystko chwastem już prawie zarosło,
w jednej chacie zostałem na nocleg.
Gdzie stąd odeszli ludzie, którzy piekli chleb?
Gdzie są ich pieśni, czemu zamarł w cerwi śpiew?
Gdzie dym z kominów, studziennych żurawi skrzyp?
Pozostała pustka, czasem echa tamtych dni,
tamtych dni, tamtych dni..."

* Leszek Kopeć - Sen z łemkowskiej wioski (Ballada o łemkowskiej wiosce)

W "Słonecznej Dolinie" poznajemy historię takiej właśnie wioski i muszę przyznać, że bardzo pomysłowy sposób miał autor na owo "zaginięcie wioski". Wiemy, że mieszkańcy uczynili "jakąś rzecz straszliwą" i przez to została na nich nałożona klątwa. Żyjący w niej nadal ludzie nie mogą opuścić tego tajemniczego miejsca, nie starzeją się i nie mogą też zostać zabici. Mogą natomiast popełnić samobójstwo - co niestety nie jest najlepszym rozwiązaniem i ma swoje implikacje. Do tego nic nie może zostać zniszczone, ale też i niestety stworzone. Życie w tak małej społeczności sprawia, że zabójstwa zdarzają się na porządku dziennym - często są traktowane jako "ostateczny argument", albo zwykłe wyładowanie złości - a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Ta część książki najbardziej mnie zainteresowała i równocześnie przypadła do gustu. Szkoda, wielka szkoda, że nie była to ta "główna" część. Bo z drugiej strony pan Darda serwuje nam przemyślenia i "przygody" Witolda Uchmanna, dość zniszczonego przez życie dziennikarza od spraw paranormalnych. Życie mu się zupełnie nie poukładało i do tego pokopało z każdej strony. Pewnego dnia otrzymuje on tajemniczego e-maila i postanawia pojechać na południowo-wschodnie krańce Polski i zbadać temat. No i wpadł nam Witek jak śliwka w kompot z głośnym chlupotem.

Samą książkę czyta się bardzo szybko z dużym zaciekawieniem. Niestety, i piszę to z wielkim smutkiem, nawet nie tyle mi się ona nie podobała, co po prostu jakoś tak mnie nie zachwyciła, i jest mi z tego powodu bardzo, bardzo przykro. Nic mnie w niej nie zaskoczyło (naprawdę!), nic mnie nie przeraziło. Pozostało tylko wyżej wspomniane zaciekawienie, któremu być może i w oślim uporze, ale się opieram.

Po pierwsze - dla mnie, niestety nie jest to ani horror, ani powieść grozy, za to na pewno jest to powieść z klimatem. Tylko, że... ja tego klimatu nie chwytam :( Nie byłam nigdy na Roztoczu, nie miałam przyjemności włóczyć się po jego lasach, ani po wioskach, ba, ja nawet niewiele na jego temat wiem. Ech, gdyby to było w Bieszczadach! Tak, wtedy myślę, że mój odbiór tej pozycji byłby na pewno inny. Nie przeraziło mnie też nic - bo i nie miało co. Mam bać się małych dziewczynek w sukienkach w grochy? Upiora z Guciowa (litości jaka nieklimatyczna nazwa!) co to jest bez twarzy i szlachtuje ludzi nożem, tylko że tak trochę bez sensu? Zaś rzucanie psem mnie bardziej oburzyło niż przestraszyło. No nie, ja potrzebuję trochę więcej żeby poczuć ciarki na plecach i innych takich. To w sumie klimat powinien być w tej książce najważniejszy - a nie wydarzenia, a jak pisałam - klimatowi się jakoś tak nie wiadomo czemu nie poddałam. Fakt - przez moment wędrówki Witolda w mrocznym lesie, pomyślałam: "ojej, a ja sama w domu", ale to było przez jakieś 30 sekund. Jednak, to pół minuty, podniosło zdecydowanie moją ostateczną ocenę książki.

Dwa - osobiście nie przepadam za powieściami szkatułkowymi - moim zdaniem wiele straciła ta książka przez kolejne "dwie opowieści" - być może, gdyby nasi bohaterowie - już obojętnie którzy, czy Rafał Gielmuda, czy Witold Uchmann - opowiadaliby swoją historię osobiście, na pewno byłoby ciut ciekawiej. Ta jedna "szkatułka" mniej... zwłaszcza, gdy Witek brulion Piaseckiego od pewnego momentu bardziej przegląda, niż czyta. Poczułam się wtedy oszukana - że zabrano mi część opowieści - może nie taką super ważną dla samej fabuły, ale na pewno dzięki niej bohaterowie byliby "pełniejsi", a ich losy kompletne.

Trzy - i tu nastąpi moje największe ale - brak rozwiązania zagadki, co takiego przeskrobali mieszkańcy Starzyzny ze Słonecznej Doliny do szczętu i bezapelacyjnie mnie zdenerwował. Ja wiem - coś trzeba było w drugiej części umieścić, ale niestety w moim odczuciu, było to trochę jak chwyt marketingowy - kupcie następną książkę. Zwłaszcza, że z tego co się już zorientowałam, w następnej części Wygonu rozwiązanie pojawia się dość szybko - ale za to plenią się już następne tajemnice i zagadki. Właśnie dlatego bardzo się zastawiam nad tym, czy czytać dalej - męczy mą duszę, co się stało, że spadła na nich taka kara, ale opieram się ile mogę :) Zastanawiam się nawet, czy nie do czytać kolejnego tomu tylko do tego momentu! Tak trochę w ramach, może i bezsensownego protestu. A z resztą, jak mam być zawiedziona, to może wcale nie warto?

No i cztery - niestety w samej książce niewiele się dzieje. Witek głównie myśli, czyta, rozmawia, jeździ ciut bezsensu "w te i na zad", łazi po parkach i lasach, a akcji tak trochę jak na lekarstwo. Dużo ciekawiej jest w samej Starzyźnie i jeszcze raz podkreślę, jak bardzo mi przykro, że ta część opowieści jest "dziurawa".

Naprawdę bardzo chciałabym być oczarowana przez "Czarny Wygon". Chciałabym móc ją polecać tak, jak mnie była ona polecana. A tak, mogę tylko napisać: "przeczytajcie". Z wielką chęcią z wami porozmawiam na ten temat. Może uda wam się mnie jakoś przekonać, albo wskazać mi coś, co przeoczyłam, co być może zmieni moje odczucia na temat "Słonecznej Doliny".

  • A book with non human characters.
  • A mistery or thriller.
  • A book friend recommended.
  • A book written by an author you've never read before.


Ocena: 5 / 10
Przesłanie książki: "Niestety za mało, by się bać".

2 komentarze:

  1. Ten cykl jest jak ktoś już napisał w recenzji dawno opublikowanej jest jedynie pustą wydmuszką. ja też jestem rozczarowana książkami Dardy poza Domem na Wyrębach, któremu też pasowałoby wiele ująć. Niestety, wydawca i cała ta machina marketingowa zrobili swoje. Odnieśli sukces w sprzedaniu jedynie dobrze zapakowanego kiepskiego towaru. To jest rozczarowanie na wielką skalę, przecież cykl Czarny wygon zupełnie nie jest z gatunku grozy. Może autor planuje następną cześć i stąd nie wiadomo dlaczego wioska jest przeklęta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie tylko ja mam takie odczucia do tej pozycji :) Za "Dom na Wyrębach" mam w planach chwycić, ale pewnie w nie najbliższym czasie - póki co mam Dardo-przesyt. Dzięki za odwiedziny i komentarz :)

      Usuń