Pierwszy tom dwuczęściowej powieści Stefana Dardy, nawiązującej klimatem do dzieł Stephena Kinga. Bohaterem książki jest pewien dziennikarz, który postanawia rozwikłać tajemnicę przeklętej wioski na Roztoczu. W tej sielskiej okolicy pojawiają dziwne postacie i mają miejsce przerażające incydenty, które coraz bardziej osaczają Uchmanna.
[ Videograf II, 2010 ]
[ Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/49385/czarny-wygon-sloneczna-dolina]
PATI:
O panu Stefanie Dardzie
słyszałam od kilku osób, zupełnie ze sobą nie związanych, które
polecały mi jego książki rękami i nogami. W końcu w bibliotece
jakoś tak w oko mi wpadła pierwsza część "Czarnego Wygonu"
i postanowiłam się poddać, i dłużej nie opierać. Zaledwie jeden
wieczór zabrało mi przeczytanie tej książki, ale mieszane uczucia
pozostały na dłużej. Nie siadłam - jak to staram się zazwyczaj
robić - od razu do pisania recenzji, ale zostawiłam sobie pełen
weekend na dokładne przemyślenie tej pozycji ,by broń Boże, nie
być dla niej niesprawiedliwa.
Uwielbiam legendy o
zatopionych za karę wioskach; o ruinach ludzkich siedlisk, gdzie po
dziś dzień można usłyszeć dzwony z wieży kościelnej, która
dawno temu już obróciła się w proch; zaginione wśród lasów,
zapomniane przez nasz świat, wymazane z map; czasami z błahego
powodu, czasami na skutek strasznych wydarzeń, czasami opuszczone po
dobroci, a czasami pod przymusem... Zawsze kiedy trafiam w takie
miejsce przypomina mi się pewna stara piosenka:
"Gdy tak szedłem
leśnymi ścieżkami,
pośród lasów trafiłem
do wioski,
wszystko chwastem już
prawie zarosło,
w jednej chacie zostałem
na nocleg.
Gdzie stąd odeszli
ludzie, którzy piekli chleb?
Gdzie są ich pieśni,
czemu zamarł w cerwi śpiew?
Gdzie dym z kominów,
studziennych żurawi skrzyp?
Pozostała pustka, czasem
echa tamtych dni,
tamtych dni, tamtych
dni..."
* Leszek Kopeć - Sen z
łemkowskiej wioski (Ballada o łemkowskiej wiosce)
W "Słonecznej
Dolinie" poznajemy historię takiej właśnie wioski i muszę
przyznać, że bardzo pomysłowy sposób miał autor na owo
"zaginięcie wioski". Wiemy, że mieszkańcy uczynili
"jakąś rzecz straszliwą" i przez to została na nich
nałożona klątwa. Żyjący w niej nadal ludzie nie mogą opuścić
tego tajemniczego miejsca, nie starzeją się i nie mogą też zostać
zabici. Mogą natomiast popełnić samobójstwo - co niestety nie
jest najlepszym rozwiązaniem i ma swoje implikacje. Do tego nic nie
może zostać zniszczone, ale też i niestety stworzone. Życie w tak
małej społeczności sprawia, że zabójstwa zdarzają się na
porządku dziennym - często są traktowane jako "ostateczny
argument", albo zwykłe wyładowanie złości - a przynajmniej
ja odniosłam takie wrażenie. Ta część książki najbardziej mnie
zainteresowała i równocześnie przypadła do gustu. Szkoda, wielka
szkoda, że nie była to ta "główna" część. Bo z
drugiej strony pan Darda serwuje nam przemyślenia i "przygody"
Witolda Uchmanna, dość zniszczonego przez życie dziennikarza od
spraw paranormalnych. Życie mu się zupełnie nie poukładało i do
tego pokopało z każdej strony. Pewnego dnia otrzymuje on
tajemniczego e-maila i postanawia pojechać na południowo-wschodnie
krańce Polski i zbadać temat. No i wpadł nam Witek jak śliwka w
kompot z głośnym chlupotem.
Samą książkę czyta
się bardzo szybko z dużym zaciekawieniem. Niestety, i piszę to z
wielkim smutkiem, nawet nie tyle mi się ona nie podobała, co po
prostu jakoś tak mnie nie zachwyciła, i jest mi z tego powodu
bardzo, bardzo przykro. Nic mnie w niej nie zaskoczyło (naprawdę!),
nic mnie nie przeraziło. Pozostało tylko wyżej wspomniane
zaciekawienie, któremu być może i w oślim uporze, ale się
opieram.
Po pierwsze - dla mnie,
niestety nie jest to ani horror, ani powieść grozy, za to na pewno
jest to powieść z klimatem. Tylko, że... ja tego klimatu nie
chwytam :( Nie byłam nigdy na Roztoczu, nie miałam przyjemności
włóczyć się po jego lasach, ani po wioskach, ba, ja nawet
niewiele na jego temat wiem. Ech, gdyby to było w Bieszczadach! Tak,
wtedy myślę, że mój odbiór tej pozycji byłby na pewno inny. Nie
przeraziło mnie też nic - bo i nie miało co. Mam bać się małych
dziewczynek w sukienkach w grochy? Upiora z Guciowa (litości jaka
nieklimatyczna nazwa!) co to jest bez twarzy i szlachtuje ludzi
nożem, tylko że tak trochę bez sensu? Zaś rzucanie psem mnie
bardziej oburzyło niż przestraszyło. No nie, ja potrzebuję trochę
więcej żeby poczuć ciarki na plecach i innych takich. To w sumie
klimat powinien być w tej książce najważniejszy - a nie
wydarzenia, a jak pisałam - klimatowi się jakoś tak nie wiadomo
czemu nie poddałam. Fakt - przez moment wędrówki Witolda w
mrocznym lesie, pomyślałam: "ojej, a ja sama w domu", ale
to było przez jakieś 30 sekund. Jednak, to pół minuty, podniosło
zdecydowanie moją ostateczną ocenę książki.
Dwa - osobiście nie
przepadam za powieściami szkatułkowymi - moim zdaniem wiele
straciła ta książka przez kolejne "dwie opowieści" -
być może, gdyby nasi bohaterowie - już obojętnie którzy, czy
Rafał Gielmuda, czy Witold Uchmann - opowiadaliby swoją historię
osobiście, na pewno byłoby ciut ciekawiej. Ta jedna "szkatułka"
mniej... zwłaszcza, gdy Witek brulion Piaseckiego od pewnego momentu
bardziej przegląda, niż czyta. Poczułam się wtedy oszukana - że
zabrano mi część opowieści - może nie taką super ważną dla
samej fabuły, ale na pewno dzięki niej bohaterowie byliby
"pełniejsi", a ich losy kompletne.
Trzy - i tu nastąpi moje
największe ale - brak rozwiązania zagadki, co takiego
przeskrobali mieszkańcy Starzyzny ze Słonecznej Doliny do szczętu
i bezapelacyjnie mnie zdenerwował. Ja wiem - coś trzeba było w
drugiej części umieścić, ale niestety w moim odczuciu, było to
trochę jak chwyt marketingowy - kupcie następną książkę.
Zwłaszcza, że z tego co się już zorientowałam, w następnej
części Wygonu rozwiązanie pojawia się dość szybko - ale za to
plenią się już następne tajemnice i zagadki. Właśnie dlatego
bardzo się zastawiam nad tym, czy czytać dalej - męczy mą duszę,
co się stało, że spadła na nich taka kara, ale opieram się ile
mogę :) Zastanawiam się nawet, czy nie do czytać kolejnego tomu
tylko do tego momentu! Tak trochę w ramach, może i bezsensownego
protestu. A z resztą, jak mam być zawiedziona, to może wcale nie
warto?
No i cztery - niestety w
samej książce niewiele się dzieje. Witek głównie myśli, czyta,
rozmawia, jeździ ciut bezsensu "w te i na zad", łazi po
parkach i lasach, a akcji tak trochę jak na lekarstwo. Dużo
ciekawiej jest w samej Starzyźnie i jeszcze raz podkreślę, jak
bardzo mi przykro, że ta część opowieści jest "dziurawa".
Naprawdę bardzo
chciałabym być oczarowana przez "Czarny Wygon".
Chciałabym móc ją polecać tak, jak mnie była ona polecana. A
tak, mogę tylko napisać: "przeczytajcie". Z wielką
chęcią z wami porozmawiam na ten temat. Może uda wam się mnie
jakoś przekonać, albo wskazać mi coś, co przeoczyłam, co być
może zmieni moje odczucia na temat "Słonecznej Doliny".
- A book with non human characters.
- A mistery or thriller.
- A book friend recommended.
- A book written by an author you've never read before.
Ocena: 5 / 10
Przesłanie książki:
"Niestety za mało, by się bać".
Ten cykl jest jak ktoś już napisał w recenzji dawno opublikowanej jest jedynie pustą wydmuszką. ja też jestem rozczarowana książkami Dardy poza Domem na Wyrębach, któremu też pasowałoby wiele ująć. Niestety, wydawca i cała ta machina marketingowa zrobili swoje. Odnieśli sukces w sprzedaniu jedynie dobrze zapakowanego kiepskiego towaru. To jest rozczarowanie na wielką skalę, przecież cykl Czarny wygon zupełnie nie jest z gatunku grozy. Może autor planuje następną cześć i stąd nie wiadomo dlaczego wioska jest przeklęta.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie tylko ja mam takie odczucia do tej pozycji :) Za "Dom na Wyrębach" mam w planach chwycić, ale pewnie w nie najbliższym czasie - póki co mam Dardo-przesyt. Dzięki za odwiedziny i komentarz :)
Usuń