Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie.
Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…
Realizowany na podstawie tej książki film reżyseruje Ridley Scott, a główną rolę gra Matt Damon.
[Wydawnictwo Akurat, 2014]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/235716/marsjanin]
AGA:
Pierwszy raz „Marsjanina”
zobaczyłam w zapowiedziach książkowych księgarni internetowej,
spojrzałam i nie zainteresowałam się nim w ogóle. „Nie oceniaj
książki po okładce”, a ja na przekór, zrobiłam odwrotnie;
spojrzałam na wiszącego w powietrzu(?), raczej w atmosferze,
astronautę w kombinezonie, otulonego czerwonym pyłem, i co?
Automatycznie skojarzyłam projekt Erica White'a, wtedy jeszcze nie
wiedziałam, jak nazywa się autor okładki, ze wszystkimi filmami z
przełomu wieków, takimi jak „Misja na Marsa”, czy „Czerwona
planeta” i odrzuciłam tę powieść z powodu domniemań. A fe, tak
się nie powinno robić. Niedługo po tym na Facebooku jeden ze
znajomych zamieścił link do audiobooka tejże książki na YouTube
(ang.) https://www.youtube.com/watch?v=3TiyohYgako,
zachwalając go jako kawał dobrej fantastyki naukowej. Krok po
kroczku zbliżałam się do złapania się na haczyk marketingu, choć
nie nachalnego. Następnym etapem był krótki teaser filmu
wyświetlony przed seansem „Interstellara”, zresztą genialnego,
który to teaser dopiero po pewnym czasie skojarzyłam z powieścią
Andy'ego Weira. Ostatnim gwoździem do trumny, no nie to złe
wyrażenie, jeszcze raz, ostatnim krokiem do decyzji o przeczytaniu
tej książki okazała się nagroda 2014 Goodreads Choice Awards.
Rzadko decyduję się na czytanie książek na topie, zazwyczaj
niestety okazują się rozczarowaniem, ten jeden raz nie czuje się
winna temu, że uległam masowemu zachwytowi.
Andy Weir nie jest znany szerzej na
rynku wydawniczym, nigdy niczego nie wydał przed „Marsjaninem”,
prowadzi bloga, na którym publikował swoje opowiadania, i na którym
po raz pierwszy pojawiła się seria literackich odcinków o Marku
Watney'u. Powieść została najpierw wydana jako e-book na Kindla, a
po odniesieniu niespodziewanego sukcesu, wydana w formie papierowej.
O dziwo, zanim pojawiła się papierowa publikacja w lutym 2014 roku,
w marcu 2013 wydano audiobook (nagrodzony Audie Award 2014), i nawet
pomimo wcześniejszych wydań, książka i tak osiągnęła sukces. W
Polsce „Marsjanin” został wydany przez imprint Wydawnictwa MUZA,
a mianowicie przez Wydawnictwo Akurat, którego redaktorem naczelnym
jest Arkadiusz Nakoniecznik, który, jak wiadomo, był przez dwa lata
redaktorem miesięcznika „Nowa Fantastyka” i tłumaczem
literatury fantastycznej.
Powieść „Marsjanin” to historia
astronauty, którego misja na Marsie zostaje nagle przerwana w wyniku
nasilającej się burzy piaskowej. W trakcie ewakuacji niestety nie
dociera do MAVu, czyli Mars Ascent Vehicle, który miał go wynieść
na orbitę czerwonej planety i dalej do Hermesa, którym załoga
miała powrócić na Ziemię. Od tego momentu rozpoczyna się
„przygoda” Marka Watney'a, który będąc botanikiem i
inżynierem, ale przede wszystkim człowiekiem o niezaprzeczalnie
ścisłym i logicznym umyśle, walczy o przetrwanie na niegościnnej
planecie.
Fabuła dość prosta w swojej
konstrukcji, ot taki marsjański Piętaszek skrzyżowany z misją
Apolla 13, próbuje nie umrzeć z głodu i skontaktować się z NASA,
a wszystko to podparte przez naukowe obliczenia i rozwiązania. Czy
wszystkie dane podawane przez autora w powieści są prawdziwe, nie
wiem, założyłam a priori, że programista komputerowy i syn
fizyka, postara się przybliżyć przynajmniej do rzeczywistych
danych. Cała książka byłaby niesamowicie nudnym zbiorem naukowych
rozważań, gdyby nie sposób narracji. Przez większość powieści
wykorzystana jest narracja pierwszoosobowa w formie dziennika,
rejestrująca kolejne dni pobytu Marka Watney'a na Marsie. Sam
bohater charakteryzuje się poczuciem humoru i jego autoironiczne
wypowiedzi spisane potocznym językiem, są kwintesencją tego, co
spowodowało taką popularność tej książki. Autor stworzył
bohatera, którego czytelnik nie może nie lubić, któremu dopinguje
i przeżywa z nim każdy sukces i niepowodzenie. Sposób opisania
całego zdarzenia i kłopotów, w które popadł Mark przestają być
tylko zlepkiem naukowych wywodów, a stają się interesującymi
monologami.
Szczerze zastanawiałam się, czy jest
możliwe przeniesienie tej powieści na szklany ekran, hmm, chyba
trzeba zmienić to wyrażenie, jest lekko przestarzałe, na
plazmowy/ciekłokrystaliczny ekran, jest możliwe tak, by nie
zanudzić widza. Do połowy powieści uważałam, że nie, a głównym
powodem był język i narracja, której finezji i niuansów nie
przekazałby Matt Damon, ani żaden aktor. Jednak akcja powieści z
czasem wychodzi poza obręb wyłącznie dbania o egzystencję i robi
się na tyle ciekawie, że Hollywood z pewnością znajdzie spore
pole do popisu. Czy wybór Matta Damona na Marka Watney'a jest
trafny, to się dopiero okaże, na razie podchodzę do tego projektu
sceptycznie, pamiętam Matta Damona z „Interstellara”, gdzie
również grał rozbitka na nieznanej planecie, ale o całkowicie
odmiennym charakterze niż bohater Weira - bezwzględny, egoistyczny,
ponury i brrr... po prostu szumowina jakich mało.
Andy Weir wykorzystał od dawna
istniejące w kulturze motywy Piętaszka, dodał do nich elementy
dramatyzmu astronautycznego Apolla 13, ale ubrał te znane i oklepane
motywy w wyjątkowo autoironiczne szaty. Polecam tę książkę
zarówno tym, co zakochani są w fantastyce, jak i tym, którzy po
prostu chcą przeczytać dobrą literaturę.
Ocena: 8,5/10
Przesłanie: „Fantastyka naukowa też może być odprężającym doświadczeniem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz