wtorek, 30 marca 2021

"Kim Jiyoung urodzona 1982" - Cho Nam-Joo

 

Kim Jiyoung urodziła się jako dziewczynka, choć rodzice chcieli chłopca.

Kim Jiyoung jest córką, więc jest gorsza od swojego brata.

Kim Jiyoung jest wzorową studentką, ale nie może odbyć stażu.

Kim Jiyoung ma najlepsze wyniki w pracy, jednak nie dostaje awansu.

Kim Jiyoung jest matką, więc musi porzucić karierę zawodową.

Kim Jiyoung jest kobietą.

Moja historia jest zwyczajna. Mieszkam w Korei Południowej. Jestem żoną, matką. Pracuję w dużej korporacji pełnej szpiegowskich kamer w damskich toaletach. Mężczyznom to nie przeszkadza, więc nikt się tym nie przejmuje. Jako pełnoetatowa mama muszę zrezygnować z pracy i zająć się domem, bo w oczach mężczyzn to obowiązek kobiety. Tak też zrobię. Rzeczywistość jednak okazuje się dla mnie trudniejsza i wpadam w pułapkę.

Czy mam taki sam problem jak Ty?

Powieść, która wywołała  międzynarodową dyskusję o prawach kobiet na całym świecie.

Ponad milion sprzedanych egzemplarzy w samej Korei Południowej.

[Wydawnictwo Mando, 2021]

[Opis i okładka: Wydawnictwo Mando]


AGA:

W 2016 r. nie interesowałam się jeszcze na tyle Koreą Południową, by usłyszeć o tzw. „sprawie morderstwa Gangnam Station” ( właściwie eng. Seocho-dong public restroom murder case, kor. 서초동 화장실 살인사건). 17 maja 2016 r. w Seulu 34-letni mężczyzna,  zadźgał na śmierć nieznaną sobie 23-letnią kobietę z powodu swojej nienawiści do kobiet, które przez całe jego życie odrzucały go i upokarzały. Mężczyzna okazał się schizofrenikiem, ale dobór ofiary według płci i wyjaśnienia swojego czynu oraz postawa policji, doprowadziły do ruchów społecznych. Ostatecznie morderca został skazany na 30 lat więzienia. Tego roku również w październiku ukazała się powieść Kim Jiyoung urodzona w 1982 ( kor. 82년생 김지영), która opisując mizoginistyczne społeczeństwo koreańskie, idealnie wpasowała się w nastroje społeczne.

W tym miesiącu powieść ukazała się również w Polsce, nakładem Wydawnictwa Mando, będącego marką Wydawnictwa WAM (najstarsze katolickie wydawnictwo), co było sporym zaskoczeniem, spodziewając się tego tytułu raczej w katalogu Wydawnictwa Kwiaty Orientu.

A o czym jest powieść Cho Nam-Joo (kor. 조남주)? Lapidarnie ujmując fabułę, po prostu o życiu codziennym kobiety w Korei Południowej. Niby nic, a jednak tak wiele. Gdy poznajemy bohaterkę ma ona 33 lata (34 koreańskie lata), męża i córeczkę. Na jesień udaje się do domu teściów na obchody święta Chusoek (kor. 추석), gdzie ujawnia się w pełni jej depresja. Czy zwykłe życie Kim Jiyoung, którą poznajemy od urodzenia aż do macierzyństwa, było aż tak ciężkie, by psychika kobiety nie wytrzymała?

Kim Jiyoung urodzona w 1982 jest bardzo zwięzłą i dobitnie rysującą życie i miejsce kobiet w koreańskim społeczeństwie. Mogłoby się wdawać, że w powieści odnajdziemy potworności, okrucieństwo, prześladowanie, co więcej bardzo odstające od realiów europejskich. Nic z tych rzeczy się nie ma. W Korei, sądzę, że nie tylko w niej, to malutkie drażliwe chwile, drobne incydenty, niewinne słowa, tworzą zamkniętą klatkę, w której trzyma się kobiety. Babcie, które faworyzują wnuków nad wnuczki, uczennice jedzące w stołówce po chłopcach, studentki nie wybierane na staże, pracownice pooglądane kamerkami w toaletach firmowych, żony zmuszane sytuacją do porzucania pracy na rzecz macierzyństwa, synowe, obciążane obowiązkami. Drobne, codzienne sytuacje, które w natłoku tworzą przerażający obraz dyskryminacji.

W tym samym czasie w Polsce dziewczynki wychowywały się w stanie wojennym, przetrwały upadek komunizmu, dorastały w dzikim kapitalizmie, studiowały, gdy kraj wchodził do Unii Europejskiej, wychodziły za mąż i miały dzieci. Wydawałoby się, że w tych burzliwych czasach, Polkom powinno żyć się gorzej. A jednak Polki miały i mają więcej wolności, która polega na posiadaniu prawa wyboru bez ponoszenia społecznych konsekwencji. Nieślubne dzieci nie padają ofiarą ostracyzmu, rodzice decydują o nazwisku dziecka i nie musi ono być po ojcu, kobiety zdobywają tytuły w dziedzinach i sportach dotąd kojarzonych, jako męskie, a dziewczynki są na równi kochane, jak chłopcy, bo dla rodziców najważniejsze jest ich szczęście i zdrowie, a nie płeć. Owszem nadal jest wiele do zrobienia w szczególności na polu macierzyństwa, zrównania zarobków i związków homoseksualnych, ale zdecydowanie Polska w XXI wieku, jest o wiele dalej na tej drodze niż Korea Południowa. Zaskakujące, że tak rozwinięty technologicznie kraj, prężnie się rozwijający, należy do państw, w którym „szklany sufit” jest chyba najgrubszy do przebicia dla kobiet. Glass Celling Index plasuje Koreę na 29 miejscu, porównywalnie Polska znajduje się na wysokim 8 miejscu.

Dlaczego tę powieść, która przypomina trochę raport w swej zwięzłości, tak dobrze się czyta? Ponieważ każda kobieta odnajdzie w Kim Jiyoung cząstkę siebie. Która z nas nie słyszała takich banałów, jak bycie nauczycielką jest najlepszym zawodem dla kobiety, że dopóki nie urodzi się syna, to nie wie się, co to naprawdę trudne macierzyństwo, że czasem starając się o pracę okazuje się, że jest się za młodą i zaraz urodzi się dziecko, albo za starą, więc zbyt skostniałą, by sprostać wymaganiom, można by mnożyć przykłady. Te drobne uwagi, dyskryminacje, opinie, przyporządkowywanie kobiecie powinności i obowiązków, wychowywanie jej w standardach, co wypada (idealnie to ilustruje filmik - Be a Lady They Said), a czego nie, dotknęło każdą z nas, a to pozwala utożsamić się z bohaterką. Cho Nam-Joo  napisała „głośno” to, co każda kobieta czasami miałaby ochotę wykrzyczeć. Weszła do głowy kobiet i wyciągnęła ból.

Powieść jest napisana z jednego punktu widzenia – kobiety, choć nie tylko dla kobiet. W tej konwencji nie znalazło się miejsca dla męskiego punktu widzenia. O mężczyznach świadczą wyłącznie czyny, a te w tej książce nie są wybitne, a niekiedy wręcz obrzydliwe. A jednak chciałabym również zrozumieć Koreańczyków, którzy utknęli w świecie, w którym też muszą sprostać oczekiwaniom społecznym i rodzinnym. Nie wspominając o tym, że tych mężczyzn wychowują kobiety, w tradycji, której stają się wszyscy ofiarami.

Kim Jiyoung urodzona w 1982 przemawia do mnie na wielu poziomach. Przeraża mnie, jak rzeczywistość dziewczynek i kobiet różniła się od mojej w tym samym czasie. Cieszę się, że miałam kochającą babcię, otwierającego przede mną świat ojca i mam wspierającego mnie męża. Jak niewiele trzeba, zwykłego szacunku i zrozumienia, by dwie kobiety z tych samych czasów, tak wiele różniło. Ale pomimo tego, na wiele aspektów mojego życia rzuciła nowe światło, pozwoliła mi dostrzec mechanizmy dyskryminacji, które w banalności dnia codziennego umykają. Przeraża mnie myśl, że żyjąc w konformizmie, mogę ich nie dostrzegać tych malusieńkich uświęconych przyzwyczajeniami i tradycją robaczków, które pozwalają mieć władzę nad nami. 

Kim Jiyoung urodzona 1982 prezentuję wycinek problemów, z którymi Korea, ale nie tylko ona, musi się zmierzyć. Postawa zaradnej i pracowitej matki, Oh Minsook, czy odważnych uczennic łapiących pedofila, ostrzega przed generalizowaniem, ale także wskazuje, jak wiele zależy od odwagi jednostek. Nadzieje na zmiany daje ewolucja prawa, ruchy społeczne, demonstracje sprzeciwiające się dyskryminacji, choć niestety zmiany najwolniej zachodzą w głowach ludzi.

Ocena: 10/10


Ciekawostka.

O książce dowiedziałam się dzięki Festiwalowi 5 Smaków, który odbywał się na przełomie listopada i grudnia. Jednym z filmów prezentowanych była właśnie ekranizacja powieści Choo Nam-Joo w reżyserii Bo-yeong Kim z 2019 r. Filmu nie obejrzałam, chcąc zapoznać się najpierw z powieścią, mam nadzieję, że teraz uda mi się z nim zapoznać.




poniedziałek, 15 marca 2021

"W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie" - Ango Sakaguchi

 

Trzecia książka z serii Tajfuny Mini, prezentującą dzieła pisarzy i pisarek z pierwszej połowy XX wieku, którzy nie byli wcześniej tłumaczeni na język polski, a zdecydowanie na to zasługują.

Nazwisko Sakaguchiego możecie pamiętać ze wstępu do Zmierzchu, gdzie pojawia się jego Darakuron (Debata o dekadentyzmie). Ango, oprócz krytyki literackiej, pisał również fikcję – jego makabryczne, ale przejmująco piękne opowiadanie jest jednym z ulubionych tekstów Karoliny.

Trzeci tom w kolekcji "Tajfuny Mini".

Pomimo romantycznie brzmiącego tytułu "W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie" to prawdziwie makabryczna opowieść o leśnym zbójcy, który porywa i morduje. Jedną z uprowadzonych piękności bierze sobie za kolejną żonę, a ta rozkazuje mu i zarządza, namawiając do coraz większych zbrodni, niczym japońska Lady Makbet.

Dlaczego jednak leśna droga wśród rozkwitłych wiśni napawa zbója takim przerażeniem..?

Fantastyczna, groteskowa wizja Ango Sakaguchiego, krytyka literackiego i pisarza, który zasłynął ze swoich esejów i naturalistycznych opowiadań o życiu w powojennej Japonii, prywatnie bliskiego przyjaciela Osamu Dazaia, autora "Zmierzchu".

[Tajfuny, 2021]

[Opis i okładka: Tajfuny i Empik]


AGA:

Szczęśliwie pochodzę z domu, w którym fascynowano się Japonią. Otaczały mnie książki o Japonii, serial „Shogun” (1980) z Richardem Chamberlainem i Toshirô Mifune obejrzany został ze sto razy, a i filmy Akiro Kurosawy, jak „Siedmiu wspaniałych”, „Rashomon”, czy „Tron we krwi”, nie były mi obce. Na studiach słuchałam tradycyjnej muzyki japońskiej i aż dziwne, że współlokatorzy nie wyrzucili mnie za drzwi, bo niewielu jest w stanie wytrzymać, a co dopiero docenić, śpiew, który wielu słuchaczom przywodzi na myśl zawodzenie obdzieranego kota ze skóry. Podobnie jest z literaturą japońską, niewiele osób po nią sięga, a jeszcze mniej jest w stanie docenić i polubić. Niektóre nazwiska japońskich pisarzy utrwaliły się w ogólnej świadomości czytelniczej, w szczególności Haruki Murakamiego i Kazuo Ishiguro. Osobiście z sentymentem i wdzięcznością podchodzę do Państwowego Instytutu Wydawniczego, poprzez którego wydania Yasunari Kawabaty w ramach Współczesnej Prozy Świata, miałam pierwszą styczność z prozą państwa kwitnącej wiśni. Czasy się jednak zmieniają, a pod tym względem na lepsze, i na polskim rynku pojawia się coraz więcej wydawnictw, promujących literaturę z Dalekiego Wschodu.

„W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” to wydane przez Wydawnictwo Tajfuny dwa opowiadania Ango Sakaguchiego, nie minę się z prawdą, pisząc, że nieznanego polskiemu czytelnikowi. Tym ciekawiej, że właśnie jego skrawek twórczości przedstawiła nam tłumaczka Karolina Bednarz. 

„W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” to historia rozbójnika, który grasując w obrębie przełęczy w pobliżu słynnej trasy Tōkaidō, zdobywa w ramach grabieży piękną kobietę, którą czyni swoją żoną. 

Piękno tej kobiety pochłonęło go tak, że ani jego oczy, ani jego dusza 
nie były zdolne do ruchu. Ale czuł niepokój.

Zafascynowany jej odmiennością, będąc pod jej przemożnym wpływem, ulega jej namowom, najpierw, by pozbawić życia prawie wszystkie dotychczasowe swoje żony, a potem, by przenieść się z samotnych gór do stolicy, by poczuć atmosferę miasta. Jednak związek oparty na pragnieniach kobiety, okazuje się wyjątkowo wymagający, niepokojący i krwawy. 

Drugie opowiadanie „Wielkouchy i księżniczka długiej nocy” to opowieść o młodym rzemieślniku, który zostaje zarekomendowany przez swojego mistrza, by udać się na dwór klanu Długiej Nocy. Niedoświadczony młodzieniec staje na dworze w konkury z innymi rzemieślnikami z prowincji Hida, o stworzenie najwspanialszego posążka Buddy wraz z zushi, miniaturowym drewnianym ołtarzykiem. Przez trzy lata tworząc figurkę Buddy, młody mężczyzna popada w coraz głębsze artystyczne szaleństwo, a piękno w opowiadaniu miesza się z brzydotą i okrucieństwem.

Mianownikiem wspólnym dla obu opowiadań jest podobna kreacja kobiecych postaci. Cytując za Karoliną Bednarz Sakaguchi „dodaje kobietom sprawczość obleczoną w warstwę okrucieństwa”. Piękna branka rozbójnika i księżniczka Długiego Dworu, nie są zwiewnymi, delikatnymi mimozami, nie są to również bezosobowe, ukazywane tylko przez pryzmat cielesności prostytutki, czy konkubiny. Obie kobiety, przywodzą na myśl siły niszczące, piękne i delikatne z zewnątrz, w środku harde i okrutne. Mężczyźni, pomimo że w ostatecznym rozrachunku finalizują swoimi decyzjami opowiadania, są jednak postaciami słabymi, zaślepionymi i uległymi. Poddają się fascynującemu pięknu, pomimo że czują podskórnie niepokój. Obrazy Sakaguchiego wywracają do góry nogami pojęcie piękna i fascynacji, bowiem piękno okazuje się brzydkie i odpychające, a brzydota i okrucieństwo fascynujące. Kolekcje głów towarzyszki rozbójnika, czy kolekcja wężowych trucheł Wielkouchego są pociągające w swym surrealistycznym istnieniu. Niejako poszukiwania sensu życia obu mężczyzn, staje się dla nich koniecznością, choć obłożone jest wieloma krwawymi potknięciami, wynikającymi z ich własnych działań, jak u rozbójnika, lub wręcz odwrotnie zaniechania ich, jak w przypadku Wielkouchego.

Oba opowiadania z pogranicza grozy i baśni, wymagają wielokrotnego czytania, by w pełni je docenić i odkrywać kawałek po kawałku. Nierzeczywiste w swym okrucieństwie, przedstawiają je w sposób tak zwyczajny i normalny, jakby były codziennością, i chyba to w tych opowiadaniach jest najbardziej niepokojące. 


Ocena: 7/10

wtorek, 9 marca 2021

"Język cierni. Opowieści snute o północy i niebezpieczna magia" - Leigh Bardugo


Leigh Bardugo, autorka z listy bestsellerów New York Timesa, zainspirowana mitami, baśniami i folklorem stworzyła cudownie klimatyczny zbiór opowiadań, których akcja wprost skrzy się od zdrad, zemsty, aktów poświęcenia i miłości. Wejdźcie do świata griszów…

Miłość przemawia kwiatami. Prawda wymaga cierni.

Udajcie się do świata mrocznych paktów zawieranych w blasku księżyca; świata nawiedzonych miast i głodnych lasów; świata zwierząt mówiących ludzkim głosem i golemów z piernika. Do świata, w którym młoda syrena głosem przywołuje śmiercionośne sztormy, a strumień może spełnić życzenie usychającego z miłości chłopaka – lecz zażąda za to okrutnej ceny.

Fragment: tutaj.

[Wydawnictwo Mag, 2017]

[Opis i okładka - Wydawnictwo Mag]

AGA:

Po przeczytaniu „Cienia i kości”, chciałam dalej kontynuować przygodę w świecie Griszów, niestety kolejny tom był ode mnie ponad sześćset kilometrów. To kara za opuszczenie domowych pieleszy, razem z dzieciństwem, musiałam pozostawić za sobą bibliotekę, bo zachciało mi się samodzielnego życia. Szczęśliwie istnieje jeszcze coś takiego jak poczta, oby nie ta polska, i wystarczy (tylko!) uzbroić się w cierpliwość. Do tego czasu przegrzebałam własne zbiory i odnalazłam, długo czekający na swoją kolej „Język cierni”. 

Książka na półce od razu rzuca się w oczy. Czarny grzbiet i złote litery z cierniowymi zdobieniami, twarda oprawa, pięknie ilustrowana ze zmiennym kolorem tekstu. Podobny zabieg typograficzny  zastosowano w książce Michaela Ende „Niekończącej się historii”. Pomimo że staram się aktualnie kupować głównie ebooki, to niektóre wydania mogą prezentować całe swoje piękno, wyłącznie w wersji papierowej i z „Językiem cierni”, właśnie tak jest. Piękne ilustracje, którymi strony opatrzone są na styl bordiur, przypominają mi w estetyce baśnie rosyjskie, które czytano mi, gdy byłam dzieckiem. Sądzę, ale jestem w tej kwestii laikiem, że Sara Kipin inspirowała się rosyjskim ilustratorstwem, co odnajduję w smukłości oddawanych sylwetek zarówno ludzi, jak zwierząt, ale znacznie prostszą kreską i utrzymaną w jednej tonacji kolorystycznej utrzymanej w obrębie opowiadania. Z dzieciństwa pamiętam „Bajki” Puszkina i „Konika garbuska” Jerszowa, dlatego z sentymentem napawałam oczy ilustracjami Kipin.

„Język cierni. Opowieści snute o północy i niebezpieczna magia”, to zbiór sześciu opowiadań, których akcja, co prawda dzieje się w uniwersum Griszy, ale poza nazewnictwem geograficznym, raczej nic więcej z nim nie ma wspólnego.  Początkowo miał powstać prequel „Cienia i kości”, w konsekwencji „powstała opowieść, którą tacy bohaterowie mogliby usłyszeć w dzieciństwie”.  Dlatego też po tę książkę może sięgnąć każdy, kogo swoją urodą skusi.

Ze wszystkich historii to „Wiedźma z Duvy” dotknęła mojej wyobraźni do żywego. Jest to wariacja na temat Jasia i Małgosi i jak sama pisarka wspomina, była to bajka, „która prześladowała mnie w dzieciństwie”. W konstrukcji baśni, przemyśleniu fabuły, w manipulowaniu wyobraźnią czytelnika, widać fascynację nią. Jest cudowną krytyką ludzi, którzy mają tendencję do kierowania się w życiu przypuszczeniami, stereotypami i podejrzliwością opartą na intuicji, plotkach i przeświadczeniach, zamiast na materialnych dowodach. Odmienne zakończenie od oryginału, zasiewa w czytelniku niepokój, że w rzeczywistości jest ślepy i nie potrafi dostrzec w porę niebezpieczeństwa.

Kilka lat temu czytałam opowiadanie Catherynne Valente (autorki „Opowieści sieroty” dwutomowej baśniowej wariacji na temat „Księgi tysiąca i jednej nocy”) pt. „Subtelna architektura” ( Fantasy & Science Fiction 01 (5) 2011). Opowiadanie podobnie jak u Bardugo, jest odmienną wersją Jasia i Małgosi. Realizacja opowiadania całkowicie odmienna, ale co obie autorki łączy, to punkt widzenia głównego bohatera. Jednak nie dotyczy to „Wiedźmy z Duvy”, a ostatniej opowieści ze zbioru - „Jak woda wyśpiewała ogień”. Opowiadanie nawiązuje do baśni Hansa Christiana Andersena „Mała syrenka”, ale tak jak u Valente, jest anatomią zbrodni, ukazuje ewolucję bohatera, który w wyniku dokonywanych wyborów lub ich braku, zostaje zmuszony do podejmowania złych decyzji. Jest to zresztą najpoważniejsze opowiadanie, które bardzo dobitnie zwraca uwagę na wpływ społeczeństwa i rodziny na kształtowanie się jednostki.

Pozostałe opowiadania reprezentują raczej klasyczne baśnie, nadal zmodyfikowane, ale nie drażniące tak myśli, jak te powyżej wymienione. „Książę-żołnierz” i „Mały Nożyk”, choć ciekawie zrealizowane, nie są tak przewrotne, ani nie niesie ze sobą tak mocnego przekazu. „O lisie, który chciał być za sprytny” można rzec, że jest przestrogą przed zaślepieniem z miłości, która nie dostrzega gry pozorów. A najbardziej poetycką i magiczną, najbardziej zbliżoną do koncepcji baśni okazała się „Ayama i cierniowy las”, przepiękna historia, mądra, magiczna i dogłębnie ukazująca strach przed odmiennością.

Autorka w posłowiu wspomina o drażniącej nucie, którą potrafimy wyczuć w znanych historiach, która podskórnie ostrzega nas przed wyczuwaniem fałszu i niebezpieczeństwa. Dopiero po przeczytaniu „Języka cierni” zrozumiałam, dlaczego doceniłam „Cień i kość”. Leigh Bardugo komplikuje swoje historię, wykorzystując na swoją korzyść właśnie, tę ostrzegawczą nutę. Baśnie i bajki miały za zadanie przestrzegać strasząc, okrucieństwo nie miało być apoteozą, lecz środkiem parenetycznym. I tak u Bardugo, niewinne buzie ukrywają okrucieństwo, rodzice kłamią i wykorzystują potomstwo, książęta są żądni władzy, a syrenki gubi ambicja. Można by wymieniać i wymieniać przykłady wad ludzkich, które pisarka piętnuje.

„Język cierni. Opowieści snutych o północy i niebezpiecznej magii” z 2017 roku zaskarbiło sobie  rzeszę czytelników i nominowane było w plebiscycie Goodreads Choice w kategorii young adult & sf. Szczęśliwie coraz więcej pisarzy sięga po konwencję baśni, pisząc własne lub parafrazując te już istniejące. Poza „Językiem cierni”, polecam „Baśnie osobliwe” Ransoma Riggsa, twórczość Catherynne Valente, a sama muszę sięgnąć po nasze rodzime „Harde baśnie”.

Ocena: 8/10

środa, 3 marca 2021

"Cień i Kość" - Leigh Bardugo

 

„Cień i kość”, amerykańskiej autorki Leigh Bardugo to jeden z największych bestsellerów młodzieżowego fantasy ostatnich lat. Książka trafiła na listę bestsellerów New York Timesa, prawa wydawnicze zostały sprzedane do kilkunastu krajów, a prawa do wersji filmowej wykupił sam producent filmów o Harrym Potterze. „Cień i kość” to pierwszy tom trylogii Grisza, która urzeka niezwykle barwnym światem i wciągającą miksturą przygód, magii i emocji.

Ravka, niegdyś potężna i dumna, jest dziś otoczona przez wrogów i rozdarta przez Fałdę Cienia: pasmo nieprzeniknionej ciemności, w której czają się przerażające potwory. Niespodziewanie pojawia się nadzieja: samotna, młodziutka uciekinierka jest kimś więcej, niż się wydaje…

Alina Starkov nigdy w niczym nie była dobra. Kiedy jednak pułk, z którym podróżuje przez Fałdę, zostaje zaatakowany, a jej najlepszy przyjaciel Mal odnosi ciężkie rany, Alina musi coś zrobić. Odkrywa w sobie uśpioną moc, która ratuje Malowi życie – moc, która może też okazać się kluczem do wyzwolenia wyniszczonego przez wojnę kraju.

Potęga ma jednak swoją cenę.

Przemocą oderwana od wszystkiego, co jej znane, Alina trafia na dwór królewski, aby uczyć się na Griszę, członkinię władającej magią elity pod wodzą tajemniczego Darklinga.

W tym pełnym przepychu świecie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Podczas gdy światu grozi ciemność, a całe królestwo liczy na nieujarzmioną i nieprzewidywalną moc Aliny, dziewczyna będzie musiała się zmierzyć z sekretami Griszów… i własnego serca.

[Wydawnictwo Papierowy Księżyc, 2013]

[Opis i okłądka: Lubimy Czytać ]


AGA:

„Cień i kość”, to doskonały przykład powieści, której etykieta „literatura młodzieżowa”, po prostu szkodzi. Zazwyczaj nie sięgam po takie tytuły, które zazwyczaj trącą infantylnością, zaspokajać potrzeby młodego czytelnika, a po debiuty, nie sięgam nigdy. Tom pierwszy Trylogii Griszy leżałaby zapewne jeszcze długo na półce, gdyby nie zapowiedź serialu na Netflxie.

Zapowiedź filmowa Netflixu. Niestety z tego drobnego fragmentu można już zauważyć rozbieżności

Ravka to królestwo podzielone przez Fałdę Cienia, mroczny pas przecinający krainę, w której żyją drapieżne potwory. Królestwo, aby nie upaść musi dbać o handel. Niestety rządzone jest przez nieudolnego króla, którego szczęśliwie dla Ravki, wspierają najbardziej zdolni, utalentowani, posiadający niezwykłe moce Griszowie. Najpotężniejszy z nich – Darkling, od lat poszukuje sposobu na zniszczenie mroku. Jego promykiem nadziei staje się Alina Starkow, kartografka, która wypuszczając się w pierwszą podróż przez Fałdę, uwalnia niezwykłe moce. Tak rozpoczyna się przygoda młodej dziewczyny, która zostaje wciągnięta w wielką politykę, a w świecie wielkich salonów, nigdy nie wiadomo, czy wszystko jest takie, jakim zdaje.

Książka nie rozczarowała mnie w żadnym aspekcie, a nawet kilka razy mnie zaskoczyła. Fabuła, choć prosta w swojej konstrukcji, to jednak dobrze skonstruowana, a kilka rozwiązań fabularnych, uchroniło ją przed sztampą. Język, konstrukcja świata, prezentacja faktów na jego temat, jest klarowna i nie odciąga czytelnika od wartkiej akcji. Nie ma zbędnych, rozwlekłych fragmentów i przede wszystkim pisarka nie uległa pokusie tworzenia zawiłego świata, co często się debiutującym pisarzom zdarza. Jednak, co najbardziej mnie urzekło w powieści, to fakt, że nie jest lukrowata. Największym lękiem napawają mnie powieści młodzieżowe, gdy ukazują romantycznie, nieskazitelny świat, w którym największym niebezpieczeństwem są koledzy ze szkolnej ławki, gdy bohater zostaje rzucony na głęboką wodę, wypełniająca po brzegi uczelnię dla wybrańców. I przez chwilę czytając „Cień i kość”, obawiałam się, że autorka również ulegnie szkolnemu marazmowi, ale jednak nie. Większość ludzi, których Alina spotyka na swej drodze, miejsca, które odwiedza, historii, których słucha, okazuje się inna, niż początkowo się jej wydaje. Tym Leigh Bardugo sobie mój czas i uznanie zyskała.

Jeżeli czytaliście baśnie braci Grimm, opowieści baśniowe Catherynne Valente i Naomi Novik, to odkryjecie w „Cieniu i kości” tę złowieszczą przekorę, to inne bardziej drapieżne spojrzenie na rzeczywistość. Oczywiście nadal pozostaje powieścią młodzieżową, która jest lekką w odbiorze, wciągającą historią Aliny, która szukając własnej tożsamości, próbuje przeżyć i uratować królestwo.

Ocena: 9/10

_____________________________________________________________________


   
Zdjęcie z Encyklopedii Fantastyki

   Leigh Bardugo urodzona 6 kwietnia 1975 r. w Izraelu, mieszkająca obecnie w USA autorka młodzieżowego fantasy. Sławę przyniósł jej cykl Grisza, na którą składają się opowiadania i trylogia oraz dylogia.

  W Polsce książki L. Bardugo wydawało Wydawnictwo Papierowy Księżyc i Wydawnictwo Mag.