wtorek, 30 października 2018

Ernest i Rebeka. Mój kumpel mikrob. Tom 1

Pełna humoru bestsellerowa opowieść dla dzieci i dorosłych! Rebeka ma sześć lat, prawie sześć i pół. Choruje częściej niż inne dzieci, bo ma słaby system odpornościowy. Jakby tego było mało, jej rodzice coraz częściej się kłócą i myślą o rozwodzie. Wtedy w życiu dziewczynki pojawia się niesamowity przyjaciel – mikrob Ernest! Zaczyna szkolić Rebekę w sztuce mikrobii, dzięki której łatwiej będzie jej pokonywać codzienne kłopoty. A kiedy bohaterka wyjedzie na wieś do szalonego Dziadka Owadka, przypomni sobie, jak wygląda szczęśliwe życie... Ernest i Rebeka to chwilami wesoła, chwilami smutna, ale zawsze mądra opowieść, która zdobyła nagrodę Festiwalu Komiksowego w Angoulême w 2013 roku.  
Pomysłodawcą serii jest francuski scenarzysta Guillaume Bianco (Kegoyo & Klaudia, Billy Brouillard), a rysownikiem włoski grafik Dalena Antonello (Sybil, Monster Allergy). Album zbiorczy zawiera trzy tomy oryginalne: Mój kumpel mikrob, Ten okropny Sam i Dziadek Owadek. 

Seria Ernest i Rebeka należy do linii wydawniczej KOMIKSY SĄ SUPER!, w której ukazują się również takie tytuły, jak: Lou!, Ptyś i Bill oraz Studio Tańca. Przedstawiamy w niej humorystyczne, świetnie narysowane i mądre komiksy dla dzieci, bestsellery na europejskim rynku wydawniczym.

[Egmont, 2018]
[Opis i okładka: https://egmont.pl/Komiksy-sa-super-Ernest-i-Rebeka.-Moj-kumpel-mikrob.-Tom-1,11681811,p.html]

AGA:

Wydawnictwo Egmont na jesień rozpoczęło prawdziwą ofensywę skierowaną do młodego odbiorcy i oferuje swoim czytelnikom nowe tytuły w ramach serii KOMIKSY SĄ SUPER! Do moich rąk przypadkowo trafił pierwszy tom zbiorczy przygód „Ernesta i Rebeki”, prawdę powiedziawszy, jak przeglądałam ofertę Egmontu, nie brałam pod uwagę tego tytułu, wydawało mi się, że jest on skierowany do bardzo młodego czytelnika i będzie zbyt dziecinny. Opis wydawcy bardzo w tym względzie nie przystaje do prawdziwej zawartości komiksu.


Rebeka to mała dziewczynka z różowymi włoskami, która sama mówi o sobie, że ma sześć lat, prawie sześć i pół. Gdy ją poznajemy mieszka z mamą, tatą i swoją starszą, czternastoletnią siostrą, Koralią. Cechą wyróżniającą Rebekę jest jej słaba odporność przez co dziewczynka często się przeziębia i gorączkuje.  Niestety częste niedomaganie Rebeki to nie jedyny problem dziewczynki. W jej rodzinie dobrze się nie układa, rodzice często się kłócą, a starsza siostra nie ma dla młodszej czasu w swym równie trudnym nastoletnim wieku. W tym chaosie wirusowo- rodzinnym Rebeka znajduje wsparcie w Erneście, mikrobie, który co prawda jest przyczyną wszystkich jej chorobowych problemów, ale jednocześnie odpiera ataki groźniejszych złoczyńców. Wspólnie przeżywają ogrom przygód, mierzą się z wieloma problemami, a wszystkie ich wybryki okraszone są solidną dawką humoru.

Jak na początku wspomniałam na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że będzie to zabawny komiks o przygodach małej dziewczynki z jej wymyślonym kumplem. Okazało się jednak, że Guillaume Bianco pod płaszczykiem dobrej zabawy, Rebeki i Ernesta, ukrył bardzo poważne treści. Rebeka bowiem w swym młodym wieku musi sprostać trudnym problemom, z którymi nie potrafią poradzić sobie nawet dorośli. Jej rodzice się rozstają, jej starsza siostra jest w okresie dojrzewania i sama zmaga się z wieloma trudnościami, więc mała Rebeka pozostawiona zostaje sama sobie i nikt nie potrafi odpowiedzieć na nurtujące ją pytania, ani wytłumaczyć jej jak ma poradzić sobie z uczuciami, które się w niej kłębią. Jednak pomimo że komiks traktuje o naprawdę niełatwych problemach, jest napisany w sposób nieprzytłaczający. Nie wiem, jak to robią francuscy twórcy, ale potrafią oni nie tylko patrzeć na świat z punktu widzenia dziecka, ale w dodatku wszystko ubrać w lekką formę żartu, ale takiego nie trywializującego, lecz ułatwiającego przestrzeganie świata. 

Sam zbiór zawiera trzy zeszyty: Mój kumpel mikrob (Mon copain est un microbe), Ten okropny Sam (Sam le repoussant) i Dziadek Owadek (Pépé Bestiole), które oryginalnie wydawane były w latach 2008-2010. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu ostatni zeszyt ze zbioru, opowiadający o wakacjach, które dziewczynki spędziły na wsi u swoich dziadków. Ta historia bardzo skupia się na relacjach rodzinnych, znaczeniu starszego pokolenia, a także uczy, aby być otwartym na innych. W „Dziadku owadku” również Koralia zostaje trochę wydobyta z cienia, a Ernest trochę się w niego usuwa, Rebeka korzysta z uroków wsi i dużo czasu spędza na łonie natury, które dorastająca Koralia na odmianę przeklina. Cudownie wyciszający i ciepły tom, piękna reminiscencja lata na jesienną pluchę.

Guillaume Bianco w Polsce szerszemu odbiorcy może nie być jeszcze znany, ale to nazwisko należałoby zapamiętać. W 2011 wyszedł tom pierwszy „Mglistego Billy’ego”, który otrzymał nagrodę dla Najlepszego Komiksu Francuskojęzycznego w 2010 roku, nadawaną przez Instytut Francuski w Krakowie. Ilustratorem komiksu jest Antonello Dalena. Nie jestem znawcą w kwestii komiksowych kresek, więc nawet nie będę próbowała oceniać komiksu pod względem artystycznym. Przyznam jednak, że trochę brakuje mi, może gatunkowo gorszego, ale zwykłego papieru. Kolory nakładane komputerowo, kredowy papier i estetyka rodem gumy balonowej. Odrobinę brakuje mi finezji, choć może za dużo wymagam od komiksu dla dzieci.

Ocena: 6/6

środa, 3 października 2018

"Pierwsze słowo" - Marta Kisiel


Pewnej nocy do jednej zamkowej celi trafia trzech morderców carów, a każdy z nich słuszny i jedyny. Wallenrod, Winkelried i Wawrzyniec, namaszczony może nie pośród królewskiego truchła w kościelnych podziemiach, ale przecież też w podziemiach... gorzelni. 
Stanisław Kozik nieoczekiwanie dla siebie znajduje się w odmiennym stanie żywotności. Sokółek zamienia się w słup soli w pewnym rozkosznie fikuśnym przedsiębiorstwie. A Oda Kręciszewska w dniu pogrzebu w lustrze dostrzega wąsik swojej matki, co prowadzi ją do podjęcia pewnych niezbyt przemyślanych, ale całkiem udanych życiowych decyzji.
W tym tomie opowiadań nie brakuje też postaci już czytelnikom znanych, jak choćby pewnego pisarza o wyglądzie zmiętego muszkietera i jego prywatnego anioła. W bamboszkach. 
Czasem dowcipnie, innym razem mrocznie. Zawsze klimatycznie i z wielką klasą. Czy to zamtuz, czy biuro komisji przyznającej Certyfikat Międzynarodowej Jakości Fantastycznej, czy carski zamek, a może tonące we mgle zaułki miasta – Marta Kisiel udowadnia, że jej wyobraźnia (podobnie jak poczucie humoru) nie ma żadnych granic.


[Uroboros, 2018]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4858663/pierwsze-slowo]

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości WYdawnictwa Uroboros.

PATI:


Na każdą książkę Marty Kisiel czekam jak każde dziecko na upragnioną Gwiazdkę i Prezenty przez duże “P”. Mój nieprzerwany afekt do tej autorki trwa już od lat naprawdę wielu, kiedy to zakochałam się bez pamięci w Pani Jadzi, co grała w WoWa na kartach “Nomen Omen” i w jakże kultowym już dla mnie tekście - “człowiek człowiekowi panią w dziekanacie”. Ciekawość więc, aż zżerała mnie od środka i nawet trochę na zewnątrz, jakie będzie i jest “Pierwsze słowo” według Marty Kisiel. Zwłaszcza, że sama Ałtorka mówi, iż opowiadań pisać “nie umi”, a twierdzi tak jednak moim zdaniem nader skromnie, skoro nie tak dawno przytuliła do siebie nagrodę Zajdla za najlepsze opowiadanie w 2017 roku “Szaławiła”. Opowiadanie o tyle cudowne, że autorka obiecała jego rozwinięcie na co doczekać się już nie mogę, jak na Gwiazdkę do potęgi 3 czy nawet 4,alleluja.

“Pierwsze Słowo” to pierwszy zbiór opowiadań Marty Kisiel, jaki ujrzał światło dziennie. Jedenaście krótkich form - nowych i tych już lekko pokrytych patyną czasu - zebranych w jednej zgrabnej książeczce z cudowną okładką Tomasza Majewskiego. Wspominam tutaj o okładce, bo naprawdę robi ona wrażenie i jako niespełniony historyk sztuki stwierdzam: “oj bardzo, me gusta, oj tak”. A jak sama treść? I tutaj przyznaję palce na chwilę zawisły nad klawiaturą próbując zebrać wszystko to, co kłębi się w mej głowie w jakieś zgrabne zdania. Było nad wyraz poważnie, było ironicznie, było nostalgicznie, było też “Ałtorkowo”. Całość dość mocno została przetasowana i wymieszana, ale tak wbrew pozorom lekko strawnie i z sensem. “Pierwsze Słowo” na pewno zrobiło na mnie wrażenie, zwłaszcza, że najbardziej zwróciłam uwagę na te najpoważniejsze pozycje - opowiadanie tytułowe “Miasto motyli i mgły”, pełne mrocznego klimatu “Katabasis”, czy przerażająco patologicznie prawdziwy “Cały Świat Dawida”. Dla mnie to właśnie one są kwintesencją tej antologii i pokazują, że Marta Kisiel niejedno ma oblicze i “na serio” też potrafi i to jeszcze tak, że człowiek zamiera z zachwytu.

Co nie zmienia jednak faktu, że “W zamku tej nocy” jest moim absolutnym faworytem przy którym zadławiłam się niejednym, bo aż trzema ciasteczkami i musiałam korzystać z pomocy ręki trzeciej, co by w plecki poklepała na Krakersa przyjacielsko. Utrzymane w podobnym klimacie “Nawiedziny”, wpadły już wcześniej w moje ręce, ale z przyjemnością je sobie przypomniałam, tak samo jak i nagrodzoną Zajdlem rewelacyjną “Szaławiłę”. Za to czytając po raz już kolejny “Dożywocie” na początku westchnęłam ciężko - “ile jeszcze stron zostało?”, ale gdzieś tam w trakcie nabrałam ochoty na przeczytanie tego jeszcze raz i to pewnie nie ostatni. To właśnie, dla mnie, jest największa magia książki oraz autora - to, że czytelnik po prostu chce/musi do tej pozycji wrócić, bo inaczej świat spłonie, a morza zawrzeją i biada temu kto stanie mu na drodze. Pamiętajmy i doceńmy - pisanie lekkich, łatwych i przyjemnych książek, to naprawdę wielka sztuka - to trzeba czuć i umieć, a Marta Kisiel na pewno to Czuje i Umie.

Podsumowując, wnioskuję, że nasza Ałtorka, że tak się spoufalę, potrafi pisać opowiadania. Niektóre, i chwała bogom za to, potem rozwijane są w jeszcze bardziej rewelacyjne książki, np. “Rozmowa Dyskwalifikacyjna” nadawałaby się na na kolejny zalążek całkiem śmiesznej powieści o przekwalifikowanym, ale znającym swoją godność Renruku Hardogębnym - tak tylko lekko podpowiadam ;)

Nie dajmy się więc zwieść kokieterii Autorki - warto sięgnąć po “Pierwsze słowo”, choćby dlatego by poznać tę “wąska ścieżkę, jaką kluczy jej wyobraźnia”. Koniecznie w zestawie z kocem, czymś puchatym z futerkiem i ciastkami oraz pomocnym “Krakersem” do ewentualnego oddławiania.

“Pierwsze słowo” stało się dla mnie ważną książką, bo także pod wieloma względami jest pierwsze… Pierwsza książka, która dotarła na mój nowy adres, pierwsza przeczytana i zrecenzowana… pierwsza, którą stawiam na na dziewiczo nowych półkach. Pamiętajmy, że Pierwszych Słów nie da się cofnąć, to przestroga nie tylko od autorki, ale także i ode mnie. Pocieszające jest tylko to, że nie zawsze niosą ze sobą tylko zło i cierpienie.

Ocena 9/10

wtorek, 2 października 2018

"Nienawidzę Baśniowa Tom 1 : I żyli długo i burzliwie" - Scottie Young

Scenariusz:Scottie Young 
Rysunki:Scottie Young 
Seria:Nienawidzę Baśniowa 
Tom:1 
Wydawnictwo:Non Stop Comics 
Gatunek:fantasy komedia 
Data wydania:12-09-2018 
Ilość stron:136 
ISBN:978-83-8110-622-1 

Nietuzinkowy artysta Skottie Young przedstawia pierwszy tom nowej serii przygodowo – awanturniczej, garściami czerpiącej z Pory na przygodę czy Alicji w Krainie Czarów i doprawionej wystylizowanym krwawym szaleństwem rodem z Tank Girl i Deadpoola. Przyłącz się do Gert – czterdziestolatki uwięzionej w ciele sześciolatki, która przy pomocy ogromnego topora mści się na znienawidzonym magicznym świecie Fairyland, w którym utknęła na niemal 30 lat.

[Non Stop Comics, 2018]
[ Opis i okładka: https://nonstopcomics.com/sklep/nienawidze-basniowa-tom-1-i-zyli-dlugo-i-burzliwie/]

Komiks zrecenzowany dla Secretum.pl

AGA:

Ten komiks to istna petarda!

Nawet nie pamiętam, kiedy pierwszy raz widziałam „Nienawidzę Baśniowa”, ale od pierwszego rzutu okiem na okładkę, wiedziałam, że będzie to nieprzyzwoicie niepoprawna miłość od pierwszego wejrzenia. Bo jak tu szacowna rodzicielka, stateczna pani domu ma się przyznać do zauroczenia tak słodkim i lepkim aż od krwi komiksem? Toż to nie przystoi.

A fuj to!

O Skottie Youngu – rysowniku, Jeanie Francoisie Beaulieu – koloryście i Nate Piekosiu – literniku, nigdy nie słyszałam. Co oznacza nie tyle, że jestem ignorantką, co jak zapewne wielu z was, laikiem w dziedzinie komiksu, i że w tej dziedzinie sztuki dopiero się rozkręcam. Dlatego plus dla wydawcy, a raczej nieskromnego Skottiego, któryż to opatrzył komiks notą biograficzną. Dzięki niej dowiedziałam się o takim zawodzie artystycznym, jak liternik, który odpowiada za krój i wygląd liter w komiksie, a którego toż owoc pracy nie dostrzegałam i brałam za coś oczywistego, dopóki nie spojrzałam na komiks jeszcze raz, właśnie przez pryzmat słowa pisanego. Okazało się również, że została wydana, niestety jeszcze nie w polskiej wersji językowej, komiksowa wersja „Na szczęście mleko” Neila Gaimana, po którą też chętnie sięgnę przy nadarzającej się okazji. Tak też kwestie porównywania prac panów na tle innych ich dzieł, osobistego rozwoju i wielu innych kwestii merytoryczno-historycznych, w tej recenzji nie znajdziecie.

A fuj z nimi!

Czy ja już pisałam, że to NIE JEST komiks dla dzieci? Nie, to teraz napiszę – TO NIE JEST ZDECYDOWANIE komiks dla dzieci. Po takim oświadczeniu wystosowanym do jedenastolatki, musiałam zastosować dodatkowe procedury, jak z ulotek z medykamentami – trzymać poza zasięgiem dzieci. To, że w tytule jest Baśniowo, że bohaterką z pozoru jest dziewczynka i kolory przypominają te z May Little Pony, to złudne elementy chorej popkultury.

A fuj...

„Dawno, dawno temu, żyła sobie dziewczynka imieniem Gertrude, która marzyła o niezwykłej krainie, pełnej cudów, magii, śmiechu i radości”, a jej marzenie się spełniło. Jak to jednak bywa z marzeniami, lepiej uważać, czego sobie człek życzy, bo a nuż to dostanie. I tak Gert trafiła do Baśniowa, pełnego niezwykłych istot, wszystkich w cudownych odcieniach landrynek, w której panuje, o rozkosznie brzmiącym imieniu, królowa – Chmuria. Dzielna dziewuszka, by wrócić do domu musi zdobyć klucz do drzwi do swojego świata. Nic prostrzego, gdy się ma specjalnego przewodnika i mapę...

27 lat później...

Poznajcie Gert, trzydziestosiedmioletni, sfrustrowany postrach Baśniowa uwięziony w ciałku dziesięcioletniej dziewczynki z rzygozielonymi lokami. Pałęta się zmora po Baśniowie w poszukiwaniu klucza, a że można być wykończonym życiem w słodkolepkim świecie, to dziewcze sobie nie żałuje. Każdy, kto jej się nawinie pod topór zostaje wypatroszony, dekapitowany lub posiekany. A do tego mała chleje, przeklina i prowadzi się nad wyraz niehigienicznie. A doskwiera wszystkim tak mocno, że, wiadomo, dobry władca musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Zaczyna się rozgrywka na siłę i intelekt... dobrze, zostańmy przy sile. Kto wygra krwawa

Gert, czy podstępna Chmuria?

„I żyli długo i burzliwie” to pierwszy tom „Nienawidzę Baśniowa” i jeśli miewacie dni, w których czujecie, że otaczają was wyłącznie ludzie z intelektem obrażającym robactwo, kiedy mielibyście ochotę poczuć nieskrępowane żądze niszczenia wszystkiego bez ponoszenia konsekwencji i jesteście na tyle dojrzali, by wiedzieć, że „nie należy tego robić samemu w domu”, to to jest komiks skrojony na wasze biedne potępieńcze dusze. Ta nieskrępowana swoboda Gert do likwidowania wszystkiego, co jest irytujące wokół niej, pozwala doznać katharsis każdemu, kto chciałby pozbyć się ze swego otoczenia wszystkich zakłamanych, słodkich gęb, które musi czasem oglądać. Nie należy natomiast w „I żyli długo i burzliwie” doszukiwać się żadnego głębszego i moralnie usprawiedliwionego sensu, na tę całą krwawą jatkę, którą urządza bohaterka o dziecięcym obliczu. Czasami nawet akcja bywała dla mnie zbyt obrzydliwa wizualnie, ale teksty, które przewijały się w chmurkach rekompensowały estetycznie nieapetyczne doznania. Liternictwo, słownictwo, humor i kalki językowe okazały się mistrzostwem, które nie jeden raz wywołały banana na moich ustach. 

Nie miałam możliwości porównania edycji polskiej z oryginalną w całości, ale te fragmenty plansz, które dostępne są w sieci, pozwoliły naprawdę docenić zarówno humor oryginału, jak i kunszt tłumaczenia Marcela Szpaka.

Niecierpliwie czekam na kontynuację mocnej dawki krwawych przygód Gert.

Ocena: 9/10