Pewnej nocy do jednej zamkowej celi trafia trzech morderców carów, a każdy z nich słuszny i jedyny. Wallenrod, Winkelried i Wawrzyniec, namaszczony może nie pośród królewskiego truchła w kościelnych podziemiach, ale przecież też w podziemiach... gorzelni.
Stanisław Kozik nieoczekiwanie dla siebie znajduje się w odmiennym stanie żywotności. Sokółek zamienia się w słup soli w pewnym rozkosznie fikuśnym przedsiębiorstwie. A Oda Kręciszewska w dniu pogrzebu w lustrze dostrzega wąsik swojej matki, co prowadzi ją do podjęcia pewnych niezbyt przemyślanych, ale całkiem udanych życiowych decyzji.
W tym tomie opowiadań nie brakuje też postaci już czytelnikom znanych, jak choćby pewnego pisarza o wyglądzie zmiętego muszkietera i jego prywatnego anioła. W bamboszkach.
Czasem dowcipnie, innym razem mrocznie. Zawsze klimatycznie i z wielką klasą. Czy to zamtuz, czy biuro komisji przyznającej Certyfikat Międzynarodowej Jakości Fantastycznej, czy carski zamek, a może tonące we mgle zaułki miasta – Marta Kisiel udowadnia, że jej wyobraźnia (podobnie jak poczucie humoru) nie ma żadnych granic.
[Uroboros, 2018]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4858663/pierwsze-slowo]
Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości WYdawnictwa Uroboros.
PATI:
Na każdą książkę
Marty Kisiel czekam jak każde dziecko na upragnioną Gwiazdkę i Prezenty przez
duże “P”. Mój nieprzerwany afekt do tej autorki trwa już od lat naprawdę wielu,
kiedy to zakochałam się bez pamięci w Pani Jadzi, co grała w WoWa na kartach
“Nomen Omen” i w jakże kultowym już dla mnie tekście - “człowiek człowiekowi
panią w dziekanacie”. Ciekawość więc, aż zżerała mnie od środka i nawet trochę
na zewnątrz, jakie będzie i jest “Pierwsze słowo” według Marty Kisiel.
Zwłaszcza, że sama Ałtorka mówi, iż opowiadań pisać “nie umi”, a twierdzi tak
jednak moim zdaniem nader skromnie, skoro nie tak dawno przytuliła do siebie
nagrodę Zajdla za najlepsze opowiadanie w 2017 roku “Szaławiła”. Opowiadanie o
tyle cudowne, że autorka obiecała jego rozwinięcie na co doczekać się już nie
mogę, jak na Gwiazdkę do potęgi 3 czy nawet 4,alleluja.
“Pierwsze Słowo” to
pierwszy zbiór opowiadań Marty Kisiel, jaki ujrzał światło dziennie. Jedenaście
krótkich form - nowych i tych już lekko pokrytych patyną czasu - zebranych w
jednej zgrabnej książeczce z cudowną okładką Tomasza Majewskiego. Wspominam
tutaj o okładce, bo naprawdę robi ona wrażenie i jako niespełniony historyk
sztuki stwierdzam: “oj bardzo, me gusta, oj tak”. A jak sama treść? I tutaj
przyznaję palce na chwilę zawisły nad klawiaturą próbując zebrać wszystko to,
co kłębi się w mej głowie w jakieś zgrabne zdania. Było nad wyraz poważnie,
było ironicznie, było nostalgicznie, było też “Ałtorkowo”. Całość dość mocno
została przetasowana i wymieszana, ale tak wbrew pozorom lekko strawnie i z
sensem. “Pierwsze Słowo” na pewno zrobiło na mnie wrażenie, zwłaszcza, że
najbardziej zwróciłam uwagę na te najpoważniejsze pozycje - opowiadanie
tytułowe “Miasto motyli i mgły”, pełne mrocznego klimatu “Katabasis”, czy
przerażająco patologicznie prawdziwy “Cały Świat Dawida”. Dla mnie to właśnie
one są kwintesencją tej antologii i pokazują, że Marta Kisiel niejedno ma
oblicze i “na serio” też potrafi i to jeszcze tak, że człowiek zamiera z
zachwytu.
Co nie zmienia
jednak faktu, że “W zamku tej nocy” jest moim absolutnym faworytem przy którym
zadławiłam się niejednym, bo aż trzema ciasteczkami i musiałam korzystać z
pomocy ręki trzeciej, co by w plecki poklepała na Krakersa przyjacielsko.
Utrzymane w podobnym klimacie “Nawiedziny”, wpadły już wcześniej w moje ręce,
ale z przyjemnością je sobie przypomniałam, tak samo jak i nagrodzoną Zajdlem
rewelacyjną “Szaławiłę”. Za to czytając po raz już kolejny “Dożywocie” na
początku westchnęłam ciężko - “ile jeszcze stron zostało?”, ale gdzieś tam w
trakcie nabrałam ochoty na przeczytanie tego jeszcze raz i to pewnie nie
ostatni. To właśnie, dla mnie, jest największa magia książki oraz autora - to,
że czytelnik po prostu chce/musi do tej pozycji wrócić, bo inaczej świat
spłonie, a morza zawrzeją i biada temu kto stanie mu na drodze. Pamiętajmy i
doceńmy - pisanie lekkich, łatwych i przyjemnych książek, to naprawdę wielka
sztuka - to trzeba czuć i umieć, a Marta Kisiel na pewno to Czuje i Umie.
Podsumowując,
wnioskuję, że nasza Ałtorka, że tak się spoufalę, potrafi pisać opowiadania.
Niektóre, i chwała bogom za to, potem rozwijane są w jeszcze bardziej
rewelacyjne książki, np. “Rozmowa Dyskwalifikacyjna” nadawałaby się na na
kolejny zalążek całkiem śmiesznej powieści o przekwalifikowanym, ale znającym
swoją godność Renruku Hardogębnym - tak tylko lekko podpowiadam ;)
Nie dajmy się więc
zwieść kokieterii Autorki - warto sięgnąć po “Pierwsze słowo”, choćby dlatego
by poznać tę “wąska ścieżkę, jaką kluczy jej wyobraźnia”. Koniecznie w zestawie
z kocem, czymś puchatym z futerkiem i ciastkami oraz pomocnym “Krakersem” do
ewentualnego oddławiania.
“Pierwsze słowo”
stało się dla mnie ważną książką, bo także pod wieloma względami jest pierwsze…
Pierwsza książka, która dotarła na mój nowy adres, pierwsza przeczytana i
zrecenzowana… pierwsza, którą stawiam na na dziewiczo nowych półkach.
Pamiętajmy, że Pierwszych Słów nie da się cofnąć, to przestroga nie tylko od
autorki, ale także i ode mnie. Pocieszające jest tylko to, że nie zawsze niosą
ze sobą tylko zło i cierpienie.
Ocena 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz