wtorek, 20 lipca 2021

"Tkliwość" - Jagoda Grudzień


 Opowieść o przebłyskach codzienności, o których myślimy bardzo rzadko.

Wyobraź sobie siebie za trzydzieści lat. A teraz dodaj jeszcze dziesięć. Dużo, prawda?

Czy boisz się starości? Czy boisz się chorób, zależności od innych, braku pieniędzy, Alzheimera, Parkinsona, samotności i bezradności wobec powolnego rozpadu własnego ciała?

„Jesień życia” – jak ją zwykle elegancko określamy – niejedno ma imię. Ta książka porusza jej najintymniejsze aspekty. Odwiedzając wraz z autorką brytyjskich seniorów, możemy stanąć oko w oko z własnymi, na co dzień skrywanymi lękami. Bo kto by w ogóle myślał o tym, co będzie za czterdzieści lat…?

Czasami warto. Na przykład po to, by przekonać się, że starość to nie tylko smutek. To także godność, doświadczenie, ironia i poczucie humoru.

Jagoda Grudzień – urodziła się w 1988 roku. Studiowała literaturoznawstwo i teatrologię w Polsce i w Norwegii. Zawodowo pisze (audiodeskrypcje, scenariusze audiowycieczek, teksty publicystyczne), czyta (książki i czasopisma przed ich wydrukowaniem) i nagrywa (audiodeskrypcje do filmów), działając przede wszystkim na polu dostępności kultury. Uczy języka polskiego jako obcego, gra także w teatrach amatorskich. Jej powieść „Erasmopeja” (2014) zwyciężyła w konkursie Forum Akademickiego „Studenckie czasy”. Mieszka w Krakowie.

[Novae Res, 2021]
[Opis i okładka: Novae Res]

Recenzja dla DużeKa

AGA:

Życie nie ma do zaoferowania szczególnie dużo, jeśli nie jesteś młody i zdrowy.

Tkliwość Jagody Grudzień to krótka, naturalistyczna historia o starości. Nie jest to książka o pięknej jesieni życia, lecz raport z pracy polegającej na pomocy w przedłużaniu egzystencji umarłych za życia. Ofiary, będące odbiorcami usług opiekuńczych i asystenckich, to bardzo leciwi staruszkowie, którzy stracili zdrowie, czasem również rozum, a co za tym idzie godność, jaką posiadali, gdy byli samodzielnymi i niezależnymi obywatelami.

Berry, czyli nasza polska Jagoda, codziennie pomaga zniedołężniałym fizycznie lub umysłowo, pacjentom w ich wegetacji. Każdego dnia loguje się na chwilkę do ich życia pozbawionego przyszłości. Karmi i pielęgnuje te wadliwe powłoki cielesne, jakie im zostały, zastępując często w tych nierzadko obrzydliwych i śmierdzących obowiązkach najbliższych ofiar, którym nikt nie płaci, by brali naoczny udział w rozpadzie ich krewnych. Gdy egzystencja pacjentów ogranicza się do najprostszych czynności i myśli, Berry próbuje oswoić swoją przyszłość, która czeka większość z nas, składającą się z czynności fizjologicznych, degradacji cielesnej i umysłowej, pełnej pieluch, sączących się ran i zapachu uryny. Towarzyszy ofiarom w ich oczekiwaniu na spokojne odejście, licząc, że nie trafi się jej dzień, w którym odnajdzie w domu zamiast klienta, wesołego trupka. Jako jedna z wielu zuniformizowanych na granatowo jednostek, jakimi są opiekunki, w bezdusznym świecie obowiązków wyznaczonych przez grafik, odkrywa, że starość to głównie godzenie się ze wszystkimi i na wszystko; na samotność, bezradność, zatwardzenia, słabość, niepamięć, na bycie zapomnianym i niechcianym.

W książce Tkliwość nie ma nic z czułości, serdeczności i delikatności. Gdy ciało odmawia posłuszeństwa, umysł stacza się w niepamięć, a tylko fotografie przypominają o tym, że kiedyś było się funkcjonalną jednostką społeczeństwa, posiadającą marzenia, wolę i siły do ich spełniania. Staje się dla rodziny niewygodną zapowiedzią ich losu, a dla opieki społecznej, bezosobowym punktem w grafiku.

Książka Jagody Grudzień jest mniej opowieścią, a bardziej dziennikiem na pograniczu z raportem. Czyta się ją jak historię spisaną ku pamięci, na bieżąco, trochę refleksyjną, ale nie pogłębioną emocjonalnie. Pisaną w niedoczasie. Tytuł Tkliwość brzmi jak sarkazm, również w kontekście stylu pisania autorki. Berry nazywa podopiecznych ofiarami lub nadaje im eufemistyczne przydomki, jak: na-na-na, amatorka puzzli, pampuszkowa agentka, czy wyzwoliciel aliantów, które to pozwalają identyfikować bohaterów. To pogłębia ich uprzedmiotowienie, tym bardziej że względem przedmiotów martwych używa zdrobnień, jak guziczki, korytarzyk, kubeczek, tableteczki itp., a klienci są tak naprawdę punktami w grafiku, pomiędzy którymi Berry śmiga, by zapewnić sobie funciaki. Ten pośpiech, brak imion, sporadyczne refleksje dotyczące postaw rodzin i opieki socjalnej, tworzy obraz smutny i emocjonalnie chłodny, jednostronny i trochę zbyt płytko zobrazowany, ale jednocześnie odkrywający okrucieństwo dnia codziennego ludzi starszych i niedołężnych.

Tkliwość zdecydowanie jest ciekawą, choć mam wrażenie nie do końca konstrukcyjnie przemyślaną książką. Nie jest to opowieść z gatunku okruchy życia, nie jest to też dziennik opiekunki socjalnej, nie jest to też suchy i bezosobowy raport społeczny. Może jest to forma swoistej autoterapii, by nie zwariować w świecie bezduszności. Największą dla mnie zaletą tej pozycji są błyskotliwe i trafne spostrzeżenia, które zawierają w sobie kwintesencję prawdy o życiu. I tak umieranie określa jako znikanie w tak zwanym międzyczasie, fizyczną bliskość, jako układanie cielesnych puzzli, a demencję jako zjazd po zjeżdżalni dziur w mózgu. Te i wiele innych trafnych językowych konstrukcji zostanie ze mną tak długo, aż nie ulegnę peselozie.

Od udaru mózgu, nietrzymania moczu i demencji zachowaj mnie, Panie.

Ocena: 6/10

"LUST - ta noc" - Magdalena Pasternak

 

Luna Clark to kobieta, która uwielbia iść pod prąd, nie boi się mówić prawdy prosto w oczy i zawsze osiąga swój cel. Oddanie pracy i pasja nie idą jednak w jej przypadku w parze ze szczęściem w życiu osobistym. Kiedy więc niewzruszone do tej pory serce Luny napotyka ucieleśnienie swoich pragnień w postaci najmniej odpowiedniego Hawajczyka, na horyzoncie pojawia się niemożliwa do uniknięcia katastrofa. Katastrofa, której na imię Gino Nakamura.

Nieustanne złośliwości i wzajemne prowokacje wzniecają między nimi trudny do ugaszenia ogień namiętności. Burzliwa relacja kochanków komplikuje się jeszcze bardziej za sprawą mrocznej rzeczywistości Nakamury. Luna zostaje wciągnięta w głąb świata gróźb, strzelanin i pościgów, z którego nie ma powrotu. Jak wielką cenę przyjdzie zapłacić obojgu za uczucie, które nigdy nie powinno było się zrodzić?

Odwracam się od niego i jakby wcale nie było go w pomieszczeniu, wracam do porządkowania papierów. […] W tej samej sekundzie na moich plecach pojawia się gorący oddech. Jako że w biurze jest zupełnie cicho, wręcz go słyszę. Jest ciężki i nierówny.

– Chcesz się przekonać, że sama nie dasz mu rady? – pyta, obniżając głos.

Ciało zaczyna mi lekko drżeć. Jego parzące, wydychane powietrze niemalże masuje moją skórę. Serce rzuca się do galopu, a ja wbijam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.

Próbuję rozproszyć swój umysł. Szukam w głowie jakiejś riposty. Na marne. Nakamura odgarnia mi z szyi blond fale, przerzucając włosy na prawe ramię. Biorę w zęby dolną wargę i mocno ją przygryzam. Pragnę poczuć ból, który skutecznie przełamie rosnące we mnie podniecenie.

Magdalena Pasternak – dwudziestoletnia rzeszowianka, studentka ekonomii na jednej z warszawskich uczelni, miłośniczka elegancji, dekoracji wnętrz oraz wielka fanka jazdy za kółkiem. Już w szkole podstawowej stawiała swoje pierwsze pisarskie kroki. Nie sądziła wtedy, że niewinna zabawa czy ucieczka w wyimaginowaną rzeczywistość zmieni się w jedną z największych pasji jej życia. Po kilku literackich próbach postanowiła w końcu wypłynąć na głębsze wody, oddając w ręce czytelnika historię prosto z Honolulu.

[Novae Res, 2021]
[Opis i okładka: Novae Res]

Recenzja przygotowana dla DużeKa


AGA:

Lust. Ta noc to powieść debiutancka dwudziestoletniej rzeszowianki Magdaleny Pasternak, która w swojej powieści przenosi czytelnika na piękne Hawaje. W tym tropikalnym raju Luna Clark, temperamentna agentka nieruchomości zatrudniona w The Diamond Properties, wraz ze swoją szefową Amandą Johansson, stoi przed bardzo trudnym i ważnym zadaniem. Muszą udowodnić właścicielowi firmy, Kenowi Nakamurze, że oddział w Honolulu jest prowadzony perfekcyjnie i nie kwalifikuje się do zamknięcia. Przeprowadzana kontrola komplikuje się, gdy zamiast seniora przybywa do filii junior-Gino Nakamura. Bezwzględny, humorzasty, oziębły i bezczelny Hawajczyk gra na nerwach Lunie, która nie pozostaje mu dłużna. Sprawa nabiera rumieńców, gdy Luna orientuje się, że Gino, to mężczyzna, którego nachalne awanse odrzuciła w klubie, dzień przed jego pojawieniem się w firmie. Burzliwe relacje Luny z przełożonym zaprowadzą ją w głąb jego tajemnic, które okażą się znacznie bardziej niebezpieczne, niż mogła przypuszczać.

Ten romans z elementami powieści gangsterskiej przyjemnie zaskakuje. Obecnie na rynku panuje trend na romanse z mafią w tle, na niegrzecznych facetów o wybujałym ego, samców alfa z zacięciem do poniżania kobiet, dlatego doceniam debiut pani Pasternak, która potrafiła w swojej powieści zawrzeć poza stałymi elementami, humor i zadziorność, które nadają historii charakteru. Owszem męska postać jest bliska określeniu nadanemu przez Lunę-Pan Wybujałe Ego, ale nie jest neandertalczykiem, których niemało w mafijnych romansach. Autorka również nie wybieliła ani jego, ani syndykatu Hunamoku, co przydaje choć odrobiny realizmu temu romansowi. Najważniejsze jednak, że główna bohaterka ma charakterek i zadziorny temperament, uparta i pyskata, nie traci inteligencji, gdy tylko miękną jej kolana na widok Gina. Wzbudziła moją sympatię podobnym do mojego zamiłowaniem do szybkiej jazdy samochodem, pomimo że jej czasem nieprzewidywalne zachowanie, było nielogiczne i lekko irytujące, to jednak usankcjonowane tempem wydarzeń mających miejsce w jej życiu.

Fabuła jest spójna, choć raczej nie zaskakująca, zwłaszcza w drugiej części książki. Zapewne rozpoczęte wątki w tomie pierwszym, wprowadzenie postaci Jasona Pattersona i spotkania z Rafaelem McBanem, pojawią się w kontynuacji. Mam też nadzieję, że autorka ustrzeże się drobnych błędów i manier. Prędkość pokonywana przez Lunę w Audi RS7 powinna być podawana w milach na godzinę, nie kilometrach. Bohaterka, będąca rodowitą Amerykanką również nie pomyślałaby sobie, że amerykańska siatka drogowa gwarantuje mi, że w końcu zbliżę się do głównej ulicy. Autorka zanadto stara się urealnić świat przedstawiony, wprowadzając mnóstwo niepotrzebnych szczegółów, jak choćby nazwy marek i szczegółowy opis każdego stroju. Wprowadza to dysonans w charakterze Luny, która z jednej strony dba o każdy element ubioru, jednocześnie unosząc się honorem, pozbywa się ekskluzywnych prezentów od Gina. Poza tym prawdę powiedziawszy, taki choćby element jak czerwona obwódka wokół start Engine stop, jest szczegółem uwypuklającym fascynację i wiedzę autorki o samochodach, ale do fabuły, czy świata przedstawionego nie wnosi nic.

Lust. Ta noc to dobrze napisany romans i bardzo dobry debiut. Historia wciąga w wir akcji, a bohaterowie są świetnie nakreśleni i temperamentni, jednocześnie zabawni, jak i bardzo ludzcy (choć nadal Gino potrafi zabić ot, tak). Widzę też, choć to tylko hipotetyczne ględzenie, podobieństwo głównej bohaterki do autorki, która podobnie jak Luna jest blondynką zamiłowaną w elegancji i szybkich samochodach. Jeżeli tylko autorka usunie trochę nadmiernie powtarzających się niepotrzebnych elementów świata przedstawionego, to kontynuacja zapowiada się ekscytująco. Podsumuję recenzję złą wiadomością, powieść ma klasyczne zakończenie typu cliffhanger. Tak też łączę się w bólu z innymi czytelnikami i czekam z niecierpliwością na tom drugi, a pani Magdalenie Pasternak gratuluję bardzo dobrego debiutu.

Ocena: 8/10

poniedziałek, 19 lipca 2021

"Co zrobić z idiotami. I jak samemu nie wyjść na idiotę" - Maxime Rovere

Masz wrażenie, że otaczają cię idioci, którzy sprzysięgli się, by zatruć ci życie?

Nie możesz ich zignorować ani przed nimi uciec. Spotykasz ich wszędzie: w sklepie, w pracy, na rodzinnym obiedzie, na imprezie, w urzędzie… Próbujesz nie czytać komentarzy internetowych oszołomów, szerzących w sieci swoje spiskowe teorie i rozpowszechniających fake newsy niczym zarazę. Nieopatrznie włączasz jednak telewizor, a tam… debata sejmowa.

Jeśli poraża cię wszechobecna głupota i wciąż zadajesz sobie pytanie, skąd wzięli się ci wszyscy ignoranci i dlaczego to właśnie oni zawsze wygrywają – przeczytaj tę książkę.

Filozof Maxime Rovère z humorem, łagodną ironią i mądrością analizuje sytuacje dnia codziennego. Pokazuje, jak nie dać się złapać w pułapki, które zastawiają na nas idioci, jak rozmawiać z tymi, którzy nie chcą słuchać, a przede wszystkim: jak nie dać się wyprowadzić z równowagi i zachować zimną krew, by samemu nie wyjść na idiotę.

Ta książka to prawdziwe lekarstwo na plagę naszych czasów i zbiorową chorobę, która niszczy nam życie – głupotę.

[Znak Koncept, 2021]
[Opis i okładka: Znak Koncept]

Recenzja przygotowana dla DużeKa


AGA:

Idiotą jest ten, kto nie ma szacunku do innych, gardzi zasadami zdrowego rozsądku, a ostatecznie niszczy warunki niezbędne do wspólnego życia.

Książkę Maxime'a Rovere'a wybrałam, ponieważ nie czuję się idiotką, za to czuję się osaczona przez idiotów. Gdy napisze się czarno na białym, to, co każdy o sobie myśli, brzmi to butnie, tym bardziej że przecież każdy z nas jest czyimś idiotą. Największym idiotyzmem jest myśleć inaczej.

Sięgając, po Co zrobić z idiotami. I jak samemu nie wyjść na idiotę spodziewałam się poradnika a la Idioci dla opornych. Nic bardziej mylnego. Maxime Rovere jest pisarzem lubującym się w filozofii, w szczególności w poglądach reprezentowanych przez Barucha Spinozę. Myśl Rovere'a przesiąknięta jest ideałami Spinozy, który identyfikował zło i dobro jako wynik relacji, a nie cech osobowościowych, hołdował cierpliwości, panowaniu nad sobą i dystansowi względem emocji. Dlatego też Co zrobić z idiotami, jest instrukcją samokontroli w duchu pokory, którą można osiągnąć, dzięki zrozumieniu mechanizmów relacji międzyludzkich.

Powyższy akapit brzmi bardzo poważnie. Czy książka też jest taka? Wstęp i początkowe rozdziały nie napawały optymizmem, że będzie to lekka lektura pozbawiona filozoficznego bełkotu. I owszem, styl pisania Maxime'a Rovere'a nie pozbawiony jest stylistyki charakterystycznej dla tej dziedziny nauki, jednak wystarczy po prostu czytać książkę uważnie, by zrozumieć przesłanie autora. A w miarę czytania, zaczyna się również dostrzegać sarkastyczny, niewymuszony humor, który pojawia się pomiędzy wierszami pełnymi mądrości.

Jeżeli jednak sądzicie, że dzięki tej książce osiągniecie mądrość, która pozwoli wam usunąć z drogi, co więcej może nawet ze społeczeństwa, idiotów, to się rozczarujecie, takie cuda się nie zdarzają. Jednak spostrzeżenia i wnioski Maxime'a Rovere'a w zakresie etyki interakcji pozwala zrozumieć, jak ulegamy niejednemu chamowi i kretynce, przez co stajemy się sami idiotami. Droga zrozumienia, wyciszenia, wejścia na wyższy poziom kultury własnej, jest wymagająca, bowiem wymaga sięgnięcia do głębokich pokładów pokory, które, ustalmy, nie każdy z nas potrafi znaleźć w sobie pod wpływem emocji. Pokonywanie czyjegoś lenistwa, niedbalstwa, idiotyzmu wymaga stałego uczenia się i nieustannego traktowania siebie, jako podmiotu, który teoretycznie nie ma racji. Dopiero gdy w kontakcie z idiotą, bądź idiotką, możemy dowieść swojej wartości, nie dając się wciągnąć w wojnę emocjonalną.

Przyznam bardzo ciężko napisać recenzję tak, by była w zgodzie z treścią książki i jednocześnie, by była zrozumiała dla czytelnika, który jeszcze się z nią nie zaznajomił. Osobiście podejście pana Rovere'a do interakcji społecznych jest bardzo zbieżne z moim, dlatego tę książkę czytało mi się bardzo dobrze. Kto nie czytałby z przyjemnością mądrych słów, które utwierdzałyby nas we własnych przekonaniach? Stosowanie się do zasad prezentowanych przez pana Rovere'a przede wszystkim pozwala na wyciszenie się i zdystansowanie do sytuacji, w której często czujemy się jak idioci. Relacje z ludźmi, które często przyjmują postawę agresywną, gwałtowną, czy dominującą, są dla nas destruktywne, więc umiejętność negocjowania, z tymi, którzy są skłonni do tego lub wycofania się, gdy nie są, jest kluczowe dla naszego spokoju ducha i zdrowia psychicznego. Należy pamiętać, że równowaga kosmiczna pozostanie całkowicie obojętna zarówno na pokój, jak i na wojnę.

A tak w ogóle to filozofów należy czytać, ale nie koniecznie im wierzyć, więc po prostu miłej lektury życzę.


Ocena: 8/10