Turner, niezależny cyberwiedźmin, specjalizuje się w podkradaniu ludzi wielkim korporacjom. Odtworzony na nowo po wybuchu, rusza w ślad za wynalazcą nowego typu biochipów, ale firma nie zamierza go oddać konkurencji żywego. Bobby, pod pseudonimem Graf Zero, chce zostać hakerem, "kowbojem cyberprzestrzeni". Jego pierwszym zadaniem ma być włamanie do słabo strzeżonej bazy danych z filmami porno. Jednak w czasie włamania prawie ginie, a posiadanym przez niego programem zaczynają się interesować potężni ludzie...
[Książnica, 2009]
[Okładka: http://encyklopediafantastyki.pl/index.php/Graf_Zero]
[Opis: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/47585/graf-zero]
AGA:
Po przeczytaniu „Neuromancera”
stwierdziłam, że pójdę za ciosem i przeczytam całą Trylogię
Ciągu. Muszę przyznać, że zbiorcze wydanie MAGa bardzo to
ułatwiło i zmotywowało. Drugi tom cyklu wydany został oryginalnie
dwa lata po „Neuromacerze” w 1986 roku pt. „Count Zero”. W
Polsce dopiero 5 lat po pierwszym wydaniu „Neuromacera” i rok po
wznowieniu przez Zysk i S-kę, czyli w 1997 roku, nakładem
wydawnictwa Prószyński i S-ka. „Graf Zero”, co ciekawe
oryginalnie pojawił się jako powieść w odcinkach w Isaac Asimov's
Science Fiction Magazine; pierwszy odcinek wydano w styczniu 1986 r.,
następny w lutym, który pokrył się z pierwszym książkowym
wydaniem u Gollancza, a trzeci w marcu, który pokrył się z
wydaniem Arbor House. Była to pierwsza powieść wydana w odcinkach
przez Isaac Asimov's Science Fiction Magazine, a trudu tego podjął
się sam Gardner Dozois, który właśnie w styczniu 1986 roku
przejął redakcję tego magazynu po Shwana McCarthy. A o czym
opowiada „Graf Zero”?
Siedem lat po wydarzeniach w
„Neuromancerze” w Matrixie dzieją się różne dziwne rzeczy,
cyberprzestrzeń opanowują bogowie voodoo. W rzeczywistym świecie
wielkie korporacje, Maas Biolabs i Hosaka, toczą wojnę o nowe
zdobycze technologiczne. Na tych dwóch poziomach rozgrywają się
trzy wątki fabularne. Pierwszy to historia Turnera, najemnika,
wolnego strzelca, który zostaje wynajęty do wyciągnięcia z Maas
Biolabs, naukowca Christophera Mitchella. Drugi wątek to opowieść
o Bobbym Newmarku, nazywającym się Grafem Zero, który jako
hacker-amator testuje nowy soft-oprogramowanie i pakuj się w wielkie
kłopoty. Trzeci wątek przedstawia historię zniesławionej
właścicielki galerii sztuki w Paryżu Marly Krushkovej, której
zostaje postawione zadanie przez multimilionera Josefa Vireka, które
polegać ma na odszukaniu autora artystycznych pudełek w stylu
Josepha Cornella. Wszystkie te trzy wątki, a także wydarzenie z
„Neuromancera”, przeplatają się i przenikają, aby na końcu
połączyć w jedną, zrozumiałą całość.
Tom drugi trylogii jest według mnie
najlepiej napisany i może nie jest najbardziej innowacyjny w
porównaniu z „Neuromancerem”, ale zdecydowanie jest
najprzyjemniejszy w lekturze. Gdybym miała polecić jedną z części
Trylogii Ciągu do indywidualnego czytania, to właśnie byłby nią
„Graf Zero”. Powieść napisana jest dynamicznie, mając w sobie
bardzo dużo z powieści sensacyjnej - dotyczy to głównie wątku
Turnera i Angie. Historia najemnika, który znalazł się podczas
wykonywanego zadania w trudnej sytuacji, gdy musi dobrze ocenić, kto
tak naprawdę czyha na jego życie, w dużym stopniu przypomina
sensacyjną powieść szpiegowską. Oczywiście nie byłby to Gibson,
gdyby nie bohater cyberprzestrzeni, czyli Bobby Newmark, który mając
za duże mniemanie o sobie, nie spostrzega, że tak naprawdę zostaje
wykorzystany do przetestowania „trefnego” softu. Dzięki jednak
dość dotkliwym doświadczeniom, odkrywa w Matrycy o wiele więcej,
niż spodziewał się znaleźć. I na koniec wątek Marly, która
reprezentuje styl detektywistyczny. Ma ona odszukać twórcę
zagadkowych pudełek, którego największym osiągnięciem wcale nie
są artystyczne, quasi cornellowskie dziełka, a coś znacznie,
znacznie poważniejszego. Najpiękniejsze u Gibsona jest to, że
tworzy on trzy historie, które łączą się na końcu ze sobą.
Czytelnik stopniowo próbuje odgadnąć po pierwsze do czego dąży
cała fabuła, a po drugie krok po kroku odkrywa delikatne powiązania
pomiędzy pozornie niezależnymi bohaterami, a nawet odnajduje
elementy z „Neuromancera”, które są rozsiane po całej
powieści. Te wszystkie fragmenty z pozoru ze sobą nie powiązane,
są jak elementy pudełek, które szuka Marly; osobno nie są w
stanie stworzyć niczego ciekawego, spójnego, ale ich suma połączona
w całość, finalnie poskładana w jedność, daje ten jeden
właściwy obraz na całą powieść, a czytelnik nagle oświecony
wzdycha – Acha!
„Graf Zero” jest według mnie
najlepszą powieścią z Ciągu ze względu na tempo akcji, właściwe
i odpowiednio stopniowane „odkrywanie kart” przez autora, a także
ciekawe, zakręcone wątki. Powieść można czytać niezależnie od
pozostałych, ale najpełniejszy obraz można uzyskać jedynie
czytając całą Trylogię.
Ocena: 8,5/10
Przesłanie: "Po nitce do kłębka".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz