piątek, 25 listopada 2016

"Graf Zero" - William Gibson

Turner, niezależny cyberwiedźmin, specjalizuje się w podkradaniu ludzi wielkim korporacjom. Odtworzony na nowo po wybuchu, rusza w ślad za wynalazcą nowego typu biochipów, ale firma nie zamierza go oddać konkurencji żywego. Bobby, pod pseudonimem Graf Zero, chce zostać hakerem, "kowbojem cyberprzestrzeni". Jego pierwszym zadaniem ma być włamanie do słabo strzeżonej bazy danych z filmami porno. Jednak w czasie włamania prawie ginie, a posiadanym przez niego programem zaczynają się interesować potężni ludzie...


[Książnica, 2009]
[Okładka: http://encyklopediafantastyki.pl/index.php/Graf_Zero]
[Opis: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/47585/graf-zero]




AGA:

Po przeczytaniu „Neuromancera” stwierdziłam, że pójdę za ciosem i przeczytam całą Trylogię Ciągu. Muszę przyznać, że zbiorcze wydanie MAGa bardzo to ułatwiło i zmotywowało. Drugi tom cyklu wydany został oryginalnie dwa lata po „Neuromacerze” w 1986 roku pt. „Count Zero”. W Polsce dopiero 5 lat po pierwszym wydaniu „Neuromacera” i rok po wznowieniu przez Zysk i S-kę, czyli w 1997 roku, nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. „Graf Zero”, co ciekawe oryginalnie pojawił się jako powieść w odcinkach w Isaac Asimov's Science Fiction Magazine; pierwszy odcinek wydano w styczniu 1986 r., następny w lutym, który pokrył się z pierwszym książkowym wydaniem u Gollancza, a trzeci w marcu, który pokrył się z wydaniem Arbor House. Była to pierwsza powieść wydana w odcinkach przez Isaac Asimov's Science Fiction Magazine, a trudu tego podjął się sam Gardner Dozois, który właśnie w styczniu 1986 roku przejął redakcję tego magazynu po Shwana McCarthy. A o czym opowiada „Graf Zero”?

Siedem lat po wydarzeniach w „Neuromancerze” w Matrixie dzieją się różne dziwne rzeczy, cyberprzestrzeń opanowują bogowie voodoo. W rzeczywistym świecie wielkie korporacje, Maas Biolabs i Hosaka, toczą wojnę o nowe zdobycze technologiczne. Na tych dwóch poziomach rozgrywają się trzy wątki fabularne. Pierwszy to historia Turnera, najemnika, wolnego strzelca, który zostaje wynajęty do wyciągnięcia z Maas Biolabs, naukowca Christophera Mitchella. Drugi wątek to opowieść o Bobbym Newmarku, nazywającym się Grafem Zero, który jako hacker-amator testuje nowy soft-oprogramowanie i pakuj się w wielkie kłopoty. Trzeci wątek przedstawia historię zniesławionej właścicielki galerii sztuki w Paryżu Marly Krushkovej, której zostaje postawione zadanie przez multimilionera Josefa Vireka, które polegać ma na odszukaniu autora artystycznych pudełek w stylu Josepha Cornella. Wszystkie te trzy wątki, a także wydarzenie z „Neuromancera”, przeplatają się i przenikają, aby na końcu połączyć w jedną, zrozumiałą całość.

Tom drugi trylogii jest według mnie najlepiej napisany i może nie jest najbardziej innowacyjny w porównaniu z „Neuromancerem”, ale zdecydowanie jest najprzyjemniejszy w lekturze. Gdybym miała polecić jedną z części Trylogii Ciągu do indywidualnego czytania, to właśnie byłby nią „Graf Zero”. Powieść napisana jest dynamicznie, mając w sobie bardzo dużo z powieści sensacyjnej - dotyczy to głównie wątku Turnera i Angie. Historia najemnika, który znalazł się podczas wykonywanego zadania w trudnej sytuacji, gdy musi dobrze ocenić, kto tak naprawdę czyha na jego życie, w dużym stopniu przypomina sensacyjną powieść szpiegowską. Oczywiście nie byłby to Gibson, gdyby nie bohater cyberprzestrzeni, czyli Bobby Newmark, który mając za duże mniemanie o sobie, nie spostrzega, że tak naprawdę zostaje wykorzystany do przetestowania „trefnego” softu. Dzięki jednak dość dotkliwym doświadczeniom, odkrywa w Matrycy o wiele więcej, niż spodziewał się znaleźć. I na koniec wątek Marly, która reprezentuje styl detektywistyczny. Ma ona odszukać twórcę zagadkowych pudełek, którego największym osiągnięciem wcale nie są artystyczne, quasi cornellowskie dziełka, a coś znacznie, znacznie poważniejszego. Najpiękniejsze u Gibsona jest to, że tworzy on trzy historie, które łączą się na końcu ze sobą. Czytelnik stopniowo próbuje odgadnąć po pierwsze do czego dąży cała fabuła, a po drugie krok po kroku odkrywa delikatne powiązania pomiędzy pozornie niezależnymi bohaterami, a nawet odnajduje elementy z „Neuromancera”, które są rozsiane po całej powieści. Te wszystkie fragmenty z pozoru ze sobą nie powiązane, są jak elementy pudełek, które szuka Marly; osobno nie są w stanie stworzyć niczego ciekawego, spójnego, ale ich suma połączona w całość, finalnie poskładana w jedność, daje ten jeden właściwy obraz na całą powieść, a czytelnik nagle oświecony wzdycha – Acha!

„Graf Zero” jest według mnie najlepszą powieścią z Ciągu ze względu na tempo akcji, właściwe i odpowiednio stopniowane „odkrywanie kart” przez autora, a także ciekawe, zakręcone wątki. Powieść można czytać niezależnie od pozostałych, ale najpełniejszy obraz można uzyskać jedynie czytając całą Trylogię.

Ocena: 8,5/10
Przesłanie: "Po nitce do kłębka".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz