A wszystko przez to, że Mieszko I zdecydował się nie przyjąć chrztu…
Gosława Brzózka, zwana Gosią, po ukończeniu medyny wybiera się do świętokrzyskiej wsi Bieliny na obowiązkową praktykę u szeptuchy, wiejskiej znachorki. Problem polega na tym, że Gosia – kobieta nowoczesna, przyzwyczajona do życia w wielkim mieście – nie cierpi wsi, przyrody i panicznie boi się kleszczy. W dodatku nie wierzy w te wszystkie słowiańskie zabobony. Bogowie nie istnieją, koniec, kropka!
Pobyt w Bielinach wywróci jednak do góry nogami jej dotychczasowe życie. Na Gosię czeka bowiem miłość. Czy jednak Mieszko, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziała, naprawdę jest tym, za kogo go uważa? I co się stanie, gdy słowiańscy bogowie postanowią sprawić, by w nich uwierzyła?
Słowiańskie bóstwa, pradawne obrzędy, romans, a przede wszystkim – solidna dawka humoru!
[W.A.B., 2016]
[Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/262011/szeptucha]
AGA:
Tuż przed wakacjami stwierdziłam, że
potrzebuję dobrze zaakcentować tą radosną chwilę, jakąś
przyjemną, niegłupią, ale lekką lekturą. Szczęśliwie mój
wybór padł na „Szeptuchę”, która zaintrygowała mnie pomysłem
Polski pogańskiej, tym bardziej, że akurat byłam po lekturze
Elżbiety Cherezińskiej „Koronie śniegu i krwi”. Z Katarzyną
Bereniką Miszczuk dotąd literackich dróg nie skrzyżowałam, choć
jej „Gwiezdny Wojownik” nadal czeka na półce gdzieś pomiędzy
Nealem Stephensonem, a Danem Simmonsem – nie powiem, zacne i
przyciężkawe towarzystwo. Sięgając po powieść spodziewałam się
Polski nasiąkniętej słowiańskimi wierzeniami, pełnej magii i
mitycznych istot. A jak było naprawdę?
„Szeptucha” to historia Gosławy
Brzózki, lekarki, no prawie lekarki. Gosia skończyła studia i
właśnie odebrała dyplom ze swojej uczelni, a także skierowanie na
praktykę, na daleką prowincję, gdzieś, gdzie według Gosi nie
dotarła jeszcze cywilizacja. Dziwnym trafem okazuje się, że
zostaje skierowana do matczynej, rodzinnej miejscowości w
Kielecczyźnie, do Bielin, pod skrzydła lokalnej szeptuchy. Gosia do
Kielc trafia wraz ze swoją przyjaciółką Sławą, po czym udaje
się na praktykę do Jarogniewy, po drodze spotyka przystojnego
Mieszka, który na dobre zagości w jej życiu, ratując ją z wielu
opresji, a czasem jeszcze głębiej ją w nie wpakowując. Biedna
Gosława, która jest ateistką, wierzy w prawdziwą, naukową
medycynę, cierpi na fobię czystości, zmuszona zostanie do
zweryfikowania swojej wiedzy o otaczającym ją świecie, co zresztą
będzie robiła z godnym podziwu oportunizmem i beztroską
ignorancją. Bielińska przygoda rozpoczyna się na dobre, a na
drodze głównej bohaterki staną słowiańscy bogowie, żercy,
rusałki, utopce i wiele wiele innych mitycznych postaci. Cytując za
główną bohaterką: „Jakimś tajemniczym sposobem ja-
pragmatyczna hipochondryczka – wpadłam w sidła przygody. Nie
podobało mi się to. Supełnie mi się to nie podobało, chociaż w
bonuie dostałam seksownego władcę, którego kręcą koronki”.
Nie ma co się łudzić, „Szeptucha”,
to stereotypowa powieść z typu, napisałabym, urban fantasy, ale
akcja toczy się na prowincji, to może country fantasy (?), z
elementami słowiańskich wierzeń i romansu. Przyznam, że zauroczył
mnie motyw Polski słowiańskiej, zacnej i potężnej, gdzie nadal
wierzy się w Swarożyca i Peruna. Niestety pomysł nie został
wykorzystany prawie w żadnym stopniu. Autorka sprytnie wybrnęła
przed koniecznością mocnego zarysowania świata przedstawiona
dzięki faktowi, że Gosława tak naprawdę jest ateistką. Dzięki
takiemu zabiegowi elementy zostały wrzucone do fabuły, a nie fabuła
została mocno osadzona w świecie. W fabuke z resztą też nic
nadzwyczajnego się nie dzieje; główna bohaterka staje się
centralnym punktem, wokół którego toczą się wszystkie
wydarzenia, pojawia się oczywiście zagrożenie, pomocnicy i rycerz
na białym koniu. Wszystko boleśnie przewidywalne. To dlaczego mi
się podobało i szczerze polecam tę książkę? Ponieważ powiela
ona dobrze znane i lubiane motywy, które okraszone może prostym,
ale lekkim, humorem, naprawdę daje dużo przyjemności podczas
czytania. Gdybym miała porównywać „Szeptuchę” do innych
książek z tego gatunku, to wspomniałabym o cyklu Patricii Briggs o
Mercedes Thompson, z którą wspólny ma pomysł na wykorzystanie
lokalnych wierzeń, czy o Aleksandrze Rudej i Oldze Gromyko, do
których podobna jest w poczuciu humoru. Niestety zabrakło ambicji
Anny Brzezińskiej, z cyklu o Wilżyńskiej Dolinie, która potrafiła
solidnie zakorzenić akcję książki w lokalnym folklorze, dzięki
przaśnemu językowi i barwnym charakterom ludzkim.
„Szeptucha” Katarzyny Bereniki
Miszczuk, to fantastyczna, lekka lektura na letnie wieczory. Trzeba
pogodzić się, że nie stworzono w niej naprawdę słowiańskiej
atmosfery i że pomysł na prawdziwą polską magię został
zaprzepaszczony. Pomimo tego z utęsknieniem wypatruje jesieni, na
którą ma się pojawić drugi tom - „Noc Kupały”.
Ocena: 7/10
Przesłanie: "Sięgając po książkę nie rozczarujemy się, gdy wiemy czego się spodziewać lub gdy przymkniemy oko na ewidentny brak ambicji".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz