wtorek, 22 stycznia 2019

"Gdzie śpiewają diabły" - Magdalena Kubasiewicz

Historie o więzi bliźniąt są mocno przesadzone, przynajmniej w ich przypadku. Trudno byłoby znaleźć dwie osoby różniące się od siebie bardziej niż Ewa i Piotr. On – twardo stąpający po ziemi. Ona – wiecznie bujająca w obłokach, pogrążona w swoich fantazjach.
A jednak, choć Ewa zaginęła bez śladu już dziewięć lat temu, on nadal jej szuka i nie potrafi odpuścić. Nieoczekiwanie w sprawie Ewy pojawia się nowy trop. Jej zdjęcie znaleziono w rzeczach Patrycji, dziewczyny zamordowanej w miasteczku gdzieś na końcu świata, do którego nie dotarła współczesna cywilizacja. Śledczy rozkładają ręce, ale Piotr bez chwili wahania wyrusza do Azylu, by wypytać miejscowych o siostrę. Tyle że w Azylu nikt nie słyszał o Ewie. Mieszkańcy częstują go za to swoimi wersjami miejscowej legendy o Diable i jego czarownicy. Azyl przypomina miejsca z horroru: mała społeczność, mroczne sekrety
i zmowa milczenia. A może Piotra tylko ponosi wyobraźnia? Co prawda nigdy nie grzeszył jej nadmiarem, ale… W takim miejscu jak to wszystko wydaje się możliwe.

[Uroboros, 2019]

[Opis i okładka: https://www.empik.com/gdzie-spiewaja-diably-kubasiewicz-magdalena,p1220859753,ksiazka-p]

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uroboros.

PATI:

Nie ukrywam, że na “Gdzie śpiewają diabły” - najnowszą książkę Magdaleny Kubasiewicz, czekałam naprawdę z niecierpliwością i była chyba najbardziej wyczekiwaną przeze mnie styczniową premierą. Od autorki, która zaintrygowała mnie w swojej powieści “Spalić wiedźmę”, oczekiwałam czegoś, co mnie zaiste oczaruje. Dlatego z lekkimi wypiekami i niczym trochę wyrodna matka, porzuciłam wszystko, co czytałam w danym momencie, by poświęcić całą swoją uwagę tylko tej pozycji. I niech będzie jasne - nie żal mi ani jednej minuty, którą spędziłam razem z bohaterami tej książki. 

Piotr od 9 lat nie ustaje w poszukiwaniach Ewy - zaginionej siostry bliźniaczki. Kiedy odnaleziono w lesie ciało kobiety - także zaginionej przed wieloma laty, w jej rzeczach było zdjęcie, z którego do Piotra uśmiecha się jego Ewa - starsza, inna i radosna, ale bez żadnych wątpliwości, była to jego siostra. Piotr bierze więc kilka dni urlopu i wyrusza do wioski, na dosłownym “zadupiu”, w poszukiwaniu informacji o swojej siostrze i jej zażyłości z zamieszkałą w niej dotychczas denatką. Co wcale nie dziwi, cała społeczność wspólnie trzyma zmowę milczenia, a okazywana Piotrowi wrogość, upewniają tylko naszego bohatera, że coś jest z tymi ludźmi nie tak, a pośród nich najprawdopodobniej ukrywa się morderca. Do tego w Azylu diabeł śpiewa na dobranoc, a tajemnicza atramentowa tafla jeziora, gdzie według jednej z wersji miejscowej legendy, spoczywa serce zakochanego w czarownicy diabła, przyciąga Piotra niczym magnes. 

Małe miasteczka często skrywają wielkie tragedie, ale także piękne legendy. Hermetyczność autochtonów tak zniechęcająca i nużąca dla ludzi z zewnątrz często ma także swój cel - chronić siebie i najbliższych przed światem spoza granic, zwłaszcza, jeśli miejscowość nosi tak dumną nazwę jak Azyl. Ale kiedy do wioski przybywa młody chłopak Piotr odkrywa, że ogólna wrogość mieszkańców tyczy się tylko jego osoby, bo nie tylko tam “nie pasuje”, ale i zadaje niewygodne pytania. I choć kolejne wersje legendy o Diable i jego Czarownicy mieszają w głowie nawet stojącemu twardo na ziemi i pozbawionemu wyobraźni Piotrowi, to sam główny bohater jawi się czytelnikowi, jako człowiek dość antypatyczny i naprawdę trudno jest go polubić. Nie współczuje mu się ani trochę, kiedy kolejne nieprzyjemności mniejsze lub większe spadają mu na głowę, a same poszukiwania siostry wydają się u niego bardziej obsesją niż prawdziwą potrzebą serca. Jako świadek i “kronikarz” wydarzeń w Azylu był przeze mnie tolerowany tylko dlatego, że razem z nim chciałam dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się z Ewą i kto odpowiada za śmierć nieszczęsnej Patrycji. Niemniej rozumiem zamysł autorki - Piotr był taki jaki być powinien, będąc prozaicznym tłem dla reszty jakże niezwykłych bohaterów.

“Gdzie śpiewają diabły” jest mroczne, z wyważonym humorem, ale za to mocno oparte na polsko-wiejskich korzeniach i z tym niesamowitym Klimatem, przez duże K, którego tak od dawna poszukuję w książkach, a w tak niewielu niestety go znajduję. Oniryczny opis Azylu, wcielonego koszmaru każdego listonosza, jawi się błotem, deszczem, ale też i bzem pachnące z lirycznymi nazwami poplątanych uliczek. Sami mieszkańcy na widok Piotra przechodzą na drugą stronę ulicy, a każda kolejna niechętnie napotkana osoba wydaje się jeszcze dziwniejsza od poprzedniej i ta ciągła powracająca echem legenda o Diable i Czarownicy nigdy nie brzmiąca dwa razy tak samo.

Jeśli chcemy uprościć książkę to jest ona o zdradzie, miłości i zazdrości, jeśli nie… to odnajdziemy w niej o wiele więcej. To opowieść o… opowieści, która ma tyle wersji, ile ludzi nią żyje i oddycha, ale także tworzy ją w niej uczestnicząc. A także o rzeczach, których wybaczyć się nie potrafi, bo nawet wielka miłość nie musi skończyć się zawsze amerykańskim happy endem, tylko jakby bardziej polską goryczą. Jednak to też jest powieść magiczna, której zakończenie tak naprawdę możemy sobie sami wybrać - autorka pozostawia nam pełną dowolność, w co chcemy wierzyć, a w co nie. Tylko, że wybór “naszego” zakończenia przewrotnie określa także i nas samych oraz naszą przynależność do jednego z dwóch światów: do magii Azylu lub pokrytego smogiem Krakowa. Ja osobiście wolę oddychać mgłą i magią znad atramentowo czarnego jeziora Diable bo przecież “za uśmiech diabła warto oddać dusze”. I za tę książkę także.

Ocena: 9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz