Fragment
1
Przed
drzwiami galerii czekała wilczyca, co oznaczało, że był czwartek.
To z kolei oznaczało, że Bryce była potwornie zmęczona, skoro
ustalała upływ dni tygodnia na podstawie obecności lub
nieobecności Daniki.
Ciężkie metalowe drzwi
Griffin Antiquities zadrżały od uderzeń pięści wilczycy. Bryce
dobrze znała te dłonie i wiedziała, że pomalowane na metaliczny
fiolet paznokcie rozpaczliwie domagają się manicure. Chwilę
później rozległ się ostry głos kobiecy, przytłumiony przez
stal:
– Na Hel, otwieraj, B.! Ja
pieprzę, jak tu gorąco!
Bryce, która siedziała przy
biurku w skromnym salonie pokazowym galerii, uśmiechnęła się i
wywołała obraz z kamer przed wejściem. Założywszy kosmyk
czerwonych niczym wino włosów za szpiczasto zakończone ucho,
powiedziała do interkomu:
– Czemu jesteś taka brudna!
Wyglądasz, jakbyś przetrząsała kontener ze śmieciami!
– Co ty pierdzielisz? Że co
niby robiłam? – Danika podskakiwała to na jednej nodze, to na
drugiej. Jej czoło lśniło potem. Przetarła je brudną ręką,
rozmazując krople czarnej cieczy.
– Przetrząsała.
Zrozumiałabyś mnie, gdybyś kiedykolwiek wzięła książkę do
ręki – powiedziała uśmiechnięta Bryce i wstała od biurka.
Cieszyła się z przerwy w badaniach, które zapowiadały się
nużąco.
Galeria nie miała okien,
złożony system kamer stanowił jedyny sposób na sprawdzenie, kto
stoi na zewnątrz. Dzięki dziedzictwu Fae Bryce dysponowała
znakomitym słuchem, ale nie była w stanie usłyszeć wiele z tego,
co się działo za żelaznymi drzwiami – poza waleniem pięściami.
Nagie, pozbawione wszelkich dekoracji ściany z piaskowca kryły
najnowszą technologię oraz znakomitą magię, która podtrzymywała
działanie galerii oraz chroniła wiele książek przechowywanych w
archiwum pod powierzchnią ziemi.
– Czy to Danika? – odezwał
się kobiecy głos zza grubych na sześć cali drzwi do archiwum.
„Zupełnie jakbym przywołała
ją samym myśleniem o piętrach pod moimi obcasami” – pomyślała
Bryce.
– Tak, Lehabah. – Bryce
położyła dłoń na klamce frontowych drzwi.
Wpojone w nią zaklęcia
zadrżały pod jej dłonią i oplotły jej piegowatą, złocistą
skórę niczym strużki dymu. Dziewczyna zacisnęła zęby i
wytrzymała nieprzyjemne doznanie, do którego nadal nie mogła się
przyzwyczaić, choć pracowała w galerii od roku.
– Jesiba nie lubi, gdy ona tu
przychodzi – ostrzegła ją Lehabah, nadal zasłonięta pozornie
prostymi drzwiami z metalu.
– To ty tego nie lubisz! –
poprawiła ją Bryce i zmrużyła bursztynowe oczy, wpatrzona w drzwi
do archiwum. Wiedziała, że po drugiej stronie unosi się niewielka
ognista zjawa, podsłuchując, jak zawsze, gdy ktoś przychodził. –
Lepiej wracaj do pracy.
Lehabah nie odpowiedziała, co
oznaczało, że przypuszczalnie odpłynęła w dół, by strzec ksiąg
na niższych piętrach.
Bryce wywróciła oczami i
szarpnięciem otworzyła frontowe drzwi. W jej twarz uderzyło
powietrze tak gorące i suche, że wręcz groziło wyssaniem z niej
życia. A lato dopiero co się zaczęło.
Danika nie tylko wyglądała,
jakby przetrząsnęła śmietnik, ale tak też śmierdziała. Kosmyki
jej srebrzystych blond włosów, zazwyczaj prostych i jedwabistych,
umykały z grubego, długiego warkocza. Pasemka ametystu, szafiru i
różu upstrzone były plamami ciemnej, oleistej substancji,
cuchnącej metalem i amoniakiem.
– Ale ty się grzebiesz –
warknęła Danika i wkroczyła do galerii.
Miecz przytroczony do jej
pleców podskakiwał z każdym krokiem. Warkocz wplótł się w
starą, skórzaną rękojeść i gdy Danika zatrzymała się przed
biurkiem, Bryce pozwoliła sobie go uwolnić. Chwilę później
szczupłe palce Daniki odpięły rzemienie, którymi przymocowała
broń do znoszonej kurtki motocyklowej.
– Muszę to zrzucić tu na
kilka godzin – powiedziała i ruszyła z mieczem w ręku do
kantorku, ukrytego za drewnianą ścianką działową.
Bryce oparła się o krawędź
biurka i założyła ramiona na piersiach. Jej palce musnęły czarny
materiał obcisłej sukienki.
– Twoja torba z rzeczami na
siłownię wystarczająco już tam nasmrodziła – rzekła. –
Jesiba wraca dziś po południu. Wywali twój bajzel do śmieci,
jeśli się na niego natknie.
Było to chyba najmniejsze z
zagrożeń, jakie czekało tego, kto sprowokuje Jesibę Rogę.
Licząca sobie ponad czterysta lat czarodziejka przyszła na świat
jako wiedźma, ale uciekła i wstąpiła do Domu Płomienia i Cienia,
a obecnie odpowiadała jedynie przed samym Podziemnym Królem. Dom
Płomienia i Cienia bardzo jej odpowiadał – opanowała arsenał
czarów, dzięki czemu mogła stawić czoła każdemu czarodziejowi
czy nekromancie w najmroczniejszym z Domów. Mówiono o niej, że
doprowadzona do wściekłości zamieniała ludzi w zwierzęta. Bryce
nigdy nie zdobyła się na to, by spytać, czy drobne zwierzęta
żyjące w dziesiątkach akwariów i terrariów zawsze były
zwierzętami. Starała się też nigdy nie wkurzać Jesiby, bo Wanom
łatwo się było narazić. Nawet najmniej potężny z Wanów, grupy,
do której zaliczały się wszystkie istoty żyjące na Midgardzie
poza ludźmi i zwykłymi zwierzętami, mógł okazać się zabójczym
przeciwnikiem.
– Później wszystko zabiorę
– obiecała Danika i ruszyła w stronę wejścia do kantorka.
Nacisnęła ukryty przycisk, by go otworzyć.
Bryce trzykrotnie ją
ostrzegała, że kantorek salonu wystawowego nie jest jej osobistym
schowkiem, ale Danika zawsze odpowiadała, że z galerii, leżącej w
samym środku Starego Rynku, wszędzie ma bliżej niż z Nory wilków
w Lunaborze. I na tym się kończyło.
Drzwi się otworzyły, a Danika
zamachała dłonią na wysokości nosa.
– To moja
torba zasmradza to miejsce? – spytała i czarnym butem popchnęła
worek, w którym Bryce trzymała swój strój do tańca, obecnie
wepchnięty między mopa i wiadro. – Kiedy ty, kurwa, ostatni raz
prałaś te szmaty?
Bryce zmarszczyła nos, gdy i
do niej dotarł smród starych butów i przepoconej odzieży.
Rzeczywiście, dwa dni temu zapomniała zabrać trykot i rajstopy do
domu po popołudniowym treningu, ale winę za to ponosiła Danika,
która przesłała jej wiadomość wideo. Bryce ujrzała w niej
stosik radochny na blacie kuchennym i usłyszała muzykę dudniącą
z głośników. Podpis do filmiku nakazywał jej szybki powrót do
domu, a Bryce nie wahała się ani chwili.
Wypaliły tyle radochny, że
Bryce właściwie mogła nadal być na haju, gdy wczoraj rano
wtoczyła się do pracy. Właściwie nie istniało żadne inne
wyjaśnienie, dlaczego napisanie maila składającego się z dwóch
zdań zajęło jej dziesięć minut. Litera po literze.
– Dobra, dobra –
powiedziała. – Musimy o czymś pogadać.
Danika przestawiała przedmioty
w schowku, by zrobić miejsce dla swoich rzeczy.
– Już cię przeprosiłam za
zjedzenie reszty twoich klusek. Odkupię ci je dziś.
– Nie o to mi chodziło, ale
skoro mi przypomniałaś, to ujmę to tak: wal się. Pozbawiłaś
mnie lunchu.
Danika zachichotała.
– Chodzi o ten tatuaż! –
poskarżyła się Bryce. – Boli, jakby mnie demon z Hel podrapał!
Nie mogę się nawet oprzeć o krzesło!
– Tatuażysta ostrzegał, że
będzie piekło przez parę dni! – odparła Danika śpiewnym
głosem.
– Byłam tak nawalona, że
zrobiłam błąd ortograficzny we własnym imieniu, gdy
podpisywałyśmy papiery! Nie sądzisz chyba, że w moim stanie
mogłam zrozumieć, co oznacza: „będzie piekło przez parę dni”.
Danika, która zafundowała
sobie pasujący tatuaż na plecach, nie narzekała, bo jej już się
zdążył zagoić. Jedną z przewag Wanów pełnej krwi była szybka
regeneracja wszelakich obrażeń w porównaniu z ludźmi lub
półludźmi jak Bryce.
Danika upchnęła miecz w
bałaganie kantorka.
– Obiecuję, że wieczorem
pomogę ci obłożyć plecy lodem. Daj mi tylko się tu wykąpać –
poprosiła.
Nieraz się zdarzało, że
wpadała do galerii, zwłaszcza w czwartki, kiedy jej poranny patrol
kończył się kilka ulic dalej, ale jak dotąd nigdy nie korzystała
z łazienki w podziemiach archiwum.
Bryce wskazała brud i smar na
jej ciele.
– Co ty masz na sobie? –
spytała.
Danika skrzywiła się, a plamy
zasychające na jej skórze zaczęły pękać.
– Musiałam przerwać bójkę
między satyrem a nocnym węszakiem – oznajmiła i obnażyła białe
kły, patrząc na czarną substancję na dłoniach. – Zgadnij,
który obrzygał mnie swoimi sokami.
Bryce parsknęła i wskazała
jej drzwi do archiwum.
– Prysznic jest twój. W
najniższej szufladzie znajdziesz czyste ubrania.
Danika położyła brudną dłoń
na klamce drzwi. Zacisnęła zęby, a starszy tatuaż na jej karku –
szczerzący kły, rogaty wilk, będący znakiem Watahy Diabłów –
zadrżał z napięcia. Bryce, widząc nagle zesztywniałe plecy
przyjaciółki, uświadomiła sobie, że powodem nie jest wysiłek.
Zerknęła na kantorek, którego drzwi nadal stały otworem. Miecz
Daniki, otoczony sławą nie tylko w mieście, ale także daleko poza
jego granicami, stał wsparty o ścianę między miotłą a mopem.
Jego starożytna, skórzana pochwa była niemal zasłonięta przez
pełen kanister benzyny, używanej do uruchomienia elektrycznego
generatora. Bryce często się zastanawiała, po co Jesibie
starodawny generator, ale jej wątpliwości rozwiała awaria
elektrowni brzaskowej w ubiegłym tygodniu. Po tym jak siadło
zasilanie, stary spalinowy generator umożliwił funkcjonowanie
mechanicznych zamków i zapobiegł splądrowaniu galerii, gdy bandy
mętów z Mięsnego Rynku otoczyły budynek i rozpoczęły
bombardowanie wejścia kontrzaklęciami. Ale…
Bryce zaczęła łączyć
fakty. Miecz Daniki zostawiony w biurze. Danika, która musi się
wykąpać. Sztywne plecy przyjaciółki.
– Masz spotkanie z Władcami?
Od chwili gdy się poznały
pięć lat temu na pierwszym roku Uniwersytetu Księżycowego Miasta,
Bryce na palcach jednej ręki mogła policzyć sytuacje, w których
Danika została wezwana na spotkanie z siedmiorgiem na tyle ważnych
osób, że musiała na tę okazję wziąć prysznic i się przebrać.
Nawet podczas składania meldunków dziadkowi, Pierwszemu wśród
valbarańskich Wilków, oraz Sabine, własnej matce, Danika zazwyczaj
miała na sobie skórzaną kurtkę, dżinsy i jakiś T-shirt ze
starym zespołem, który akurat nadawał się do założenia.
Oczywiście Sabine, alfę Watahy Księżycowego Sierpa i
przywódczynię oddziałów zmiennokształtnych w Siłach
Porządkowych miasta, doprowadzało to do szału, ale z drugiej
strony denerwowało ją dosłownie wszystko, co miało związek z jej
córką oraz z Bryce. Nie miał znaczenia fakt, że Sabine od wieków
była Dziedziczką Tytułu i po śmierci starzejącego się ojca
miała przejąć jego stanowisko. Nie miało znaczenia również to,
że Danika była oficjalnie jej następczynią. Sytuację zaogniły
bowiem przekazywane szeptem plotki, że to Danika powinna zostać
Dziedziczką Tytułu i wyprzedzić matkę w hierarchii. Co gorsza,
stary wilk przekazał wnuczce swój stanowiący rodowe dziedzictwo
miecz, choć wiele stuleci temu obiecał Sabine, że to ona
odziedziczy go po jego śmierci. Starzec wytłumaczył nieoczekiwaną
decyzję tym, że broń przemówiła do Daniki w dniu jej
osiemnastych urodzin, wyjąc niczym wilk podczas pełni. Sabine nigdy
nie zapomniała tego upokorzenia, tym bardziej że Danika nigdy się
z mieczem nie rozstawała i chętnie z nim paradowała na oczach
matki.
Teraz stała i wpatrywała się
w głąb korytarza ze sklepionym sufitem. Kryte zielonym dywanem
stopnie prowadziły do pomieszczeń pod galerią, gdzie spoczywał
prawdziwy skarb tego miejsca, strzeżony dzień i noc przez Lehabah.
Z tego właśnie powodu Danika, która studiowała historię na UKM,
lubiła tu wpadać tak często i oglądać starożytne dzieła sztuki
oraz księgi, choć Bryce nieustannie natrząsała się z jej
czytelniczych zwyczajów.
Naraz Danika odwróciła się i
przymknęła karmelowe oczy.
– Dziś wypuszczają Philipa
Briggsa.
Bryce zamarła.
– Co?
– Wypuszczają go z powodu
jakiejś cholernej przeszkody prawnej. Ktoś spartaczył robotę
papierkową. Na spotkaniu mamy usłyszeć pełen raport. –
Zacisnęła wąskie szczęki. Światło lamp brzaskowych nad schodami
odbijało się od jej brudnych włosów.
– Ależ to popieprzone. –
Bryce poczuła, jak przewraca jej się w żołądku.
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Uroboros
Data premiery: 2020-05-20
Do kupienia w Empik.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz