niedziela, 9 marca 2014

"Mistrz zagadek z Hed" - Patricia A. McKillip

Pierwszy tom trylogii Mistrza Zagadek. Dawno, dawno temu z powierzchni ziemi zniknęli czarodzieje, pozostawiając po sobie ukrytą w zagadkach wiedzę. Morgon, książę prostych kmieci z wyspy Hed, okazał się mistrzem w ich rozwiązywaniu, kiedy to rzucając na szalę własne życie, wezwał na pojedynek Pevena, zmarłego lorda Aum, i wygrał od niego koronę. Ale oto przeciwko Morgonowi sprzysięgły się starożytne siły zła...


[MAG, 1999]
[opis i okładka z: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/41513/mistrz-zagadek-z-hed ]


PATI:

Mistrz Zagadek z Hed” czekał na mnie wiele lat, zanim się porządnie za niego zabrałam. Za starych czasów, kiedy na polskiej scenie fantasy brylował pan Andrzej Sapkowski, pojawił się nawet cykl wydawniczy Maga sygnowany jego nazwiskiem. Przeczytałam zachwalaną przez „Sapka” Rapsodię, która okazała się kawałkiem porządnego fantasy, a do Mistrza Zagadek z Hed miałam chyba jedno podejście. Już wtedy - ponad 10 lat temu - odrzuciła mnie ta pozycja, chyba głównie dlatego, że jest to naiwne na potęgę posępnego czerepu, prościuteńkie fantasy. Niestety, książka po tych latach jest nadal bardzo kiepska, ale tym razem przynajmniej udało mi się ją skończyć.


Już sam początek książki, jest co najmniej dziwny, bo trafiamy w sam środek jakieś chryjo - hecy, gdzie książę z zapyziałego królestwa Hed przyznaje się swej rodzinie, iż korona wypatrzona pod łóżkiem przez jego młodszą siostrę, to ta słynna od upiora z Aum. Przez ten wyjątkowo nietypowy początek, ma się wrażenie, że nie czyta się pierwszej części, tylko coś bardzo ważnego nas ominęło i zdezorientowani sprawdzamy, czy na pewno nie ma jakiegoś poprzedniego tomu.
Tego samego dnia na wyspę Hed przybywa Harfiarz Najwyższego i dalej wszystko się tak zazębia, że wpada w tryb jakieś ciągłej akcji, a skołowany i zniesmaczony czytelnik ledwo nadąża przewracać kartki. Nasz dzielny i mądry chłopak wypływa po rękę księżniczki, która została zawarta w pakiecie do korony, o czym informuje go Harfiarz. Oczywiście miał on już możliwość poznać ową Pannę, bo studiował z jej bratem, a do tego zdążył się już w niej na zakochać w skrytości serca. Banał jakich mało, ale to nie koniec takich idiotycznych rozwiązań w tej książce. Niedługo po wizycie na „zagadkowym uniwersytecie” ma miejsce wypadek łodzi, którą nasze książątko płynie i zostaje wyrzucony przez fale na brzeg... Bez pamięci i nie wiadomo dlaczego, nie potrafiący mówić. Ale oczywiście zostaje uratowany przez brata okolicznego możnowładcy, który opiekuje się nim jak własnym synem... Zmiennokształtni czyhają na życie księcia z Hed, raz po raz próbując go zaszlachtować, a ich kończące się ciągłymi niepowodzeniami próby są tak nudne, że w pewnym momencie zaczęłam już im nawet kibicować, tak jak trzymało się kciuki za biednego kojota, co by wreszcie złapał tego cholernego strusia z bajek Hanna-Barbera.

Im dłużej czytałam tym to bardziej, kartka po kratce, było idiotyczne. Główny bohater okazał się niezwykle irytującą jednostką pokroju Shinji Ikari z Evangeliona – z podejściem - nie chce nie i nie będę, żeby po chwili robić dokładnie to, co mu każą, jęcząc przy tym: „jestem taki biedny, chce być tylko zwykłym chłopcem”... Fakt, że ktoś coś sobie wymyślił 2 tysiące lat temu i przewraca to Morgonowi świat do góry nogami, nie zezwala jednak na zachowywanie się jak cipa. Nasz, jakże antypatyczny, bohater jest w sumie prowadzony na smyczy jak piesek bez możliwości wyboru, to jednak marudząc, ale grzecznie uczy się nowych skilli i we wszystkim jest absolutnie rewelacyjny.

Choć to zabrzmi pewnie trochę ironicznie, to wszystkie postacie w tej książce są papierowe - płaskie i płytkie. Trudno mi tu opisywać bohaterów, wątki czy głębszy sens, bo go tu nie znajdziemy. Całość tchnie na kilometr: nudą, odtwórstwem i banałem.

Jedyne co - odrobinę - broni tą książkę, to bardzo nielubiane przeze mnie zakończenie typowo suspensowe, które sprawia, że człowiek myśli sobie "wtf?!" i pomimo kiepskiej książki ma ochotę kontynuować czytanie tej kiepskiej historii dalej. O dziwo, bo myślałam, że nie chwycę za dalsze tomy. Uznajmy więc, że lepiej nie zaczynać tej trylogii w ogóle. Nie polecam nikomu, może jedynie dzieciom w podstawówce, które uważają, że Harry Potter rządzi.

Ocena: 3 (słaba)
Przesłanie książki: „Nie chcem, ale muszem”


2 komentarze:

  1. dokładnie odżegnałaś mnie od przeczytania tej pozycji :) dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. niestety musze sie zgodzić. Bohater nie nadąża za akcją, a logika dawno podziękowała za współpracę. Autorka, z sobie znanych powodów nawet nie próbuje zarysować podstaw funkcjonowania społeczeństwa, jakiegoś kontekstu geograficznego czy czasowego. Część bohaterów ma po 700 lat i w ogóle nie można się zorientować, co uznać za "działo się dawno". Aczkolwiek przyznaję, że też zerknęłam czy w bibliotece nie ma kolejnego tomu..

    OdpowiedzUsuń