czwartek, 27 marca 2014

"Ilion/Olimp" - Dan Simmons

AGA:

Twórczość Dana Simmonsa poznałam dzięki znajomemu, który kiedyś z żarem w oczach przytaszczył z księgarni świeżo zakupione tomy cyklu Hyperion/Endymioni z pasją w głosie agitował do przeczytania ich. Tak też zrodził się pomysł zapoznania się z twórczością Simmonsa bliżej. Idea chwilę poleżała w mojej głowie, dojrzała i w końcu przekłuła się w czyn. Od momentu przeczytania dylogii  Hyperiona (dylogia  Endymiona była jakimś twórczym nieporozumieniem), uznałam Simmonsa za najlepszego pisarza science fiction, ale żeby nie opierać swojej opinii wyłącznie na jednym przykładzie, sięgnęłam po dylogię Ilion/Olimp.



Ilion/Olimp zostały wydane również, tak jak Hyperion, przez wydawnictwo Amber, w roku 2004, zaledwie rok po ich  amerykańskiej  premierze.  Ponoć,  tak  jak  w  przypadku  cyklu  Hyperion/Endymion,  mają  być  wznowione również przez wydawnictwo Mag, ale kiedy, tego poza nimi nikt nie wie. Ilion w 2004 roku został uhonorowany nagrodą  Locusa, a w 2005 roku nagrodą  Sfinksa, a  Olimp otrzymał wyłącznie nominację do Locusa. Dylogia Simmonsa należy do tego typu książek, do których trzeba dużo wytrwałości, doświadczenia czytelniczego i po prostu lubować się w bardzo dobrej, choć nie prostej i jednoznacznej w odbiorze literaturze science fiction.

Jeżeli nie spotkało się wcześniej z prozą Simmonsa, to można na początku czytania  Ilionuczuć się zagubionym i przeładowanym  po  prostu  wszystkim.  Wspominałam  o  wytrwałości,  dlaczego?  Ponieważ  nagromadzenie bohaterów, wątków, rozbicie fabuły na trzy narracje, powoduje mętlik w głowie. Czyta się go mozolnie, nie można początkowo zorientować się o co w tym wszystkim chodzi (to uczucie pozostaje prawie do końca  Olimpu), gdzie się akcja toczy i kiedy, pytania się mnożą, a w tekście nie ma na nie odpowiedzi.

Oczywiście u Simmonsa nic nie może być proste.

Akcja  rozpoczyna  się  na  równinie  między  Troją  a  Skamandrem,  gdzie  toczy  się  homerycka  walka  pomiędzy wojskami zdradzonego Menelaosa, a obwarowanymi krajanami pięknolicego syna Priama, Parysa. Nic nowego, jeśli czytało się Iliadę Homera, wręcz nudnawo. Jednak na polu bitwy poza walecznymi mężami antycznego świata, pojawiają się bogowie, którzy prowadzą w tle swoje intrygi korzystając z nowoczesnej technologii, a nie magicznych, boskich mocy, a także wałęsają się wmorfowani w śmiertelników obserwatorzy, pracujący dla muz i bogów, których celem jest relacjonowanie i sprawdzanie wydarzeń, czy są w zgodności z literackim homerowym dziełem.

Akcja rozpoczyna się  na Europie, galileuszowym  księżycu Jowisza,  gdzie  morawiec  Mahnmut w swojej łodzi podwodnej „Mrocznej damie”, unika jak vernowski Nemo spotkania z krakenem, tylko po to, aby cało dotrzeć na spotkanie, na którym staje się członkiem zwiadu badawczego na Marsa. Morawce, czyli krzyżówka maszyny z organiczną istotą myślącą, zaniepokoił absurdalnie szybkie terraformowanie się czerwonej planety.

Akcja  rozpoczyna  się  na  Ziemi  w  dworze  Ardis,  gdzie  żywcem  ściągnięty  z  Nabukova  Daeman,  jedzie  na towarzysko-kulturalne przyjęcie w celu uwiedzenia swojej kuzyneczki Ady. Daeman, jak inni ludzie poruszają się między odległymi zakątkami świata za pomocą zaawansowanej technologii faksowania, ale jednocześnie nie potrafią  niczego,  ani  czytać,  ani  tworzyć,  ani  zadbać  o  własne  bezpieczeństwo,  będąc  pod  czujną  opieką wojniksów i służek.

Wszystko wydaje się rozczłonkowane, niespójne, niepowiązane ze sobą i niejasne. Wtedy zaczyna się zabawa.

Pod Troją scholista Thomas Hockenberry podejmuje się współpracy z Afrodytą. Otrzymuje z jej rąk boską „czapkę niewidkę” w postaci hełmu Hadesa oraz medalion do tekowania się z miejsca na miejsce. Odrzuca zasadę nie wtrącania się w osnowę Iliadyi rozpoczyna własną grę, mającą na celu przede wszystkim przeżycie. XX wieczny wskrzeszony z prochów uczony, rozpoczyna grę zarówno ze śmiertelnymi bohaterami, jak i z bogami olimpijskimi.

Zespół morawców, w składzie Mahnmut z Europy, Orphu z Io, Ri Po z Kallisto i Koros III z Ganimedesa, wyruszają na wyprawę badawczą na Marsa, która ma sprawdzić skąd na czerwonej planecie biorą się niespotykanej siły zaburzenia  kwantowe  i  je  wyeliminować,  tak  by  nie  zagrażały  już  więcej  swoją  niestabilnością  Układowi Słonecznemu.

Na  końcu  Ziemianie  za  sprawą  jedynego  na  świecie  czytającego  człowieka,  Harmana,  poznają  możliwość tworzenia  czegoś  własnoręcznie,  bez  pomocy  służek.  Rozpoczynają  również  podróż  w  poszukiwaniu  jedynej istoty, która mogłaby odpowiedzieć na nurtujące dociekliwego Harmana pytania - Żydówki Wiecznej Tułaczki zwanej też Wiedźmą – Savi.

Zaczyna być ciekawiej dopiero wtedy, gdy wszystko okazuje się czymś innym, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Gdy  przebrniemy  prze  połowę  Ilionu,  fabuła  staje  się  czytelniejsza.  Akcja  się  zagęszcza,  pojawiają  się  nowi uczestnicy rozgrywki o Wszechświat: skałowce, kalibany, Setebos, Sykoraks, Prospero i Ariel. Wszystkie trzy linie opowieści  –  Harmana,  Mahnmuta  i  Hockenberrego  –  przenikają  się  i  uzupełniają,  a  rozgrywka  toczy  się  o przetrwanie nie tylko ludzi, ale całego Układu Słonecznego. Ludzie pragnął przetrwać, morawce starają rozwikłać kwantową zagadkę i uratować Wszechświat, a trojańczycy i bogowie zdobyć przewagę w wojnie.

Dylogię Simmonsa rozpatruję jako jedną całość, dla mnie te dwa tomy są nierozerwalne, można co prawda zakończyć czytanie na  Ilionie, ale nie uzyska się odpowiedzi na nurtujące pytania, a i wiele spraw pozostanie niewyjaśnionych.

Ilion/Olimpjest wspaniałym przykładem intertekstualności. Nawiązania do innych tekstów literackich na pierwszy rzut oka są jasne –IliadaHomera i BurzaWilliama Shakespere'a – jednak to nie wszystko, im dalej czytałam, im bardziej  starałam  się  zrozumieć,  im  bardziej  zagłębiałam  się  w  znaczenia,  okazało  się,  że  Simmons  czerpał garściami również z innych utworów literackich: walka Mahmuta na początku  Ilionu nawiązuje do  20 000 mil podwodnej żeglugi Juliusza Verne'a; relacje pomiędzy Adą i Daemanem, postać Mariny oraz dwór Ardis, żywcem wzięte zostały z Vladimira Nabokova  Ady albo Żaru. Kroniki rodzinnej; ciągłe dysputy Orphu z Io o Marcela Prousta  W  poszukiwaniu  straconego  czasu; elojowie,  nazwa  użyta  przez  Savi  na  określenie  ludzi,  pochodzi przecież z Herberta George'a Wellsa  Wehikułu czasu; mogłabym wymieniać i wymieniać, ale zanudziłabym i pozbawiła  radości  odkrywania  powiązań  literackich,  dlatego  też  odsyłam  na  anglojęzyczną  stronę  Wiki Ilion/Olimp dylogia  –  TUTAJ, gdzie zostały wyszczególnione wszystkie nawiązania do innych utworów. Można poprzestać na czytaniu  Ilionu/Olimpu, bez zagłębiania się w powiązania literackie i onomastyczne, jednak obraz całości będzie wtedy płaski.

Książki  Simmonsa są  wymagające, ponieważ należy czytać je aktywnie i po prostu myśleć. Nie są napisane językiem trudnym, nie jest to udziwniona proza New Weird. Największą zaletą powieści jest zawarta w niej tajemnica, do czego fabuła nas zaprowadzić, co chce nam autor przekazać, na czym polega jego wykreowany świat,  bo  do  ostatnich  stron  nie  można  być  pewnym,  jak  się  wszystko  zakończy.   W dylogii  występuje charakterystyczne rozczłonkowanie fabuły, panuje groza i strach, ale jest to przede wszystkim epopeja ludzkości, napisana  z  rozmachem,  ukazująca  skalę  zmian  dokonanych  w  ciągu wielu  tysięcy  lat.  Jedynym  może mankamentem historii są postacie, które w przeciwieństwie do dylogii Hyperiona, stanowią tylko przyczynek do całej opowieści i nie nabierają właściwej sobie głębi.

Nie  spotkałam  dotąd  pisarza,  który  potrafiłby  kreować  fabułę  i  światy  przestawione  z  takim rozmachem  i nieprzewidywalnością jak Simmons. Historia przez niego stworzona jest jak sterta puzzli, którą należy poukładać w całość; raz elementy do siebie pasują, a raz okazują się iluzorycznie zgodne, dając nam tylko ułudę całości. A powieść Simmonsa, to takie intertekstualne puzzle składające się z 10000 elementów. Jego twórczość jest tak kreatywna, że nie powstałaby w żadnym innym umyśle. Niestety  Ilion/Olimp to lektura dla zaprawionych w bojach czytelników, dojrzałych i lubiących trudne do zgryzienia orzechy. Polecam, jak żadną inną książkę.

Ocena: 9,5/10
Przesłanie książki: „Czytajcie i płaczcie nad prostotą własnych umysłów”.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się, Simmons jest świetny w kreowaniu rzeczywistości i nowych / starych światów... Lubię, takie konkretne książki, które trochę wymagają... Number one od Simmonsa to Terror... Marzłem razem z marynarzami... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń