Rycerz Siedmiu Królestw to prawdziwa gratka dla wszystkich miłośników George’a R.R. Martina i jego Gry o tron. Osadzone w świecie cyklu Pieśń Lodu i Ognia trzy minipowieści (Wędrowny rycerz, Zaprzysiężony miecz, Tajemniczy rycerz) prezentują wszystko to, co przyniosło autorowi światową sławę – fascynującą „rycerską” fabułę, nakreślone wiarygodnie psychologicznie postaci, rubaszny humor i niespodziewane zwroty akcji, a wszystko to okraszone odrobiną unoszącej się nad krainami Westeros smoczej magii.
Rycerskie turnieje, zhańbione damy, dworskie intrygi – to codzienne życie młodzieńca imieniem Dunk, który po śmierci swego rycerza wyrusza na turniej w poszukiwaniu sławy oraz honoru, nie wiedząc, że świat nie jest gotowy na przyjęcie kogoś, kto dotrzymuje przysiąg. W kolejnych częściach Dunk oraz jego kumpel Jajo (późniejszy Aegon V Targaryen, książę Westeros, król i obrońca królestwa) wmieszają się w konflikt ser Eustace’a Osgreya ze Standfast z lady Webber z Zimnej Fosy, a także przybędą na ślub lorda Ambrose’a Butterwella z Białych Murów, gdzie Dunk stanie do turnieju jako Tajemniczy Rycerz, nieświadomy prawdziwego charakteru rozgrywających się wydarzeń…
[ Wydawnictwo Zysk i S-ka. 2014 ]
[ Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/204787/rycerz-siedmiu-krolestw ]
AGA:
Sięgając
z niechęcią po „Rycerza Siedmiu Królestw” prawdopodobnie byłam
jedną z niewielu, która nadal nie przeczytała „Gry o Tron” i
również nie oglądnęła serialu. Dlaczego z niechęcią zabrałam
się za opowiadania wielkiego Martina? Ponieważ spory czas temu
czytałam „Wierny miecz” (The Sworn Sward) w antologii „Legendy
II (Rebis, 2004) i nie spodobało mi się, było po prostu nudne,
przynajmniej tak je zapamiętałam. Sięgając po „Rycerza Siemiu
Królestw” uznałam, że wszyscy się wycwanili, zarówno Martin,
jak również wydawnictwa, i odcinają kupony z sagi „Pieśni Lodu
i Ognia”, i wydają już na mus wszystko, nawet po raz drugi,
trzeci, itd. Podejrzenia moje nie są bezpodstawne, wydawnictwa
kombinują jak mogą i spotkałam już antologie, które różniły
się między sobą wyłącznie jednym opowiadaniem - Ted Chiang
„Historia twojego życia” (Solaris, 2006) vs. „Siedemdziesiąt
dwie litery” (Solaris, 2010). Również z „Rycerzem...” jest
podobnie: „Wędrowny rycerz” („Hedge Knight”, 1998 r.) wydany
został w „Retrospektywa. Wędrowny rycerz” (Zysk i S-ka, 2008
r.) i w „Legendach” ( Rebis, 1999), „Zaprzysiężony miecz”
(The Sworn Sward”, 2003 r.) w „Legendy II” (pod tyt. „Wierny
miecz”, Rebis, 2004), a „Tajemniczy rycerz” („The Mystery
Knight”, 2010) jest tym jedynym dodatkiem. Ale, tak istnieje ale, w
tym wypadku wydanie tych trzech opowiadań pod jednym tytułem było
dobrym posunięciem, czego najlepszym przykładem jestem ja.
Dlaczego, czytajcie dalej.
„Rycerz
Siedmiu Królestw” to trzy opowiadania rycerskie, których
bohaterami są Duncan Wysoki, czyli Dunk, wędrowny rycerz, „Dunk
Przygłup, tępy jak buzdygan” i Jajo, czyli Aegon V Targaryen,
pradziadek Deanerys i Viserysa, niemożebnie wykształcony w
heraldyce chłopiec o niewyparzonym języku. W „Wędrownym rycerzu”
poznajemy początki znajomości Dunka, świeżo upieczonego rycerza o
honorze większym nawet niż jego olbrzymia postura, z Jajem, łysym
chłopcem o fiołkowych oczach, który żądny przygód uwolnił się
od swego zapijaczonego brata Daerona i został giermkiem Dunka. Tak
rozpoczyna się wspólna wędrówka po krainach Westeros. W kolejnych
opowiadaniach czytelnik odkrywa różne aspekty bycia wędrownym
rycerzem; częsty niedobór gotówki, służenie niewłaściwemu,
zdradzieckiemu panu, czy znalezienie się w niewłaściwym miejscu i
o nie właściwej porze, co skutkuje uwikłaniem się w spisek
przeciw koronie. Nic więcej o treści nie można napisać, po prostu
są to trzy opowiadania w klimacie rycerskich pojedynków, turniejów,
w świecie Westeros.
Na
początku wspomniałam, że pierwsze spotkanie z Dunkiem i Jajem było
dla mnie nudne i nieciekawe,
jednak po przeczytaniu całej historii ich przyjaźni, inaczej patrzę
na to, jak również na pozostałe
opowiadania. Zdecydowanie dobrym posunięciem było wyjaśnienie
znajomości Dunka z Jajem, natomiast głównym zarzutem wobec książki
jest brak zakończenia, tzn. brakuje opowiadania wieńczącego
ich znajomość, tego momentu, w którym Jajo zasiada na tronie, a
Dunk staje się jednym
z rycerzy Gwardii Króla.
Ten
niewielki zbiór opowiadań Martina zasługuje na uwagę, jako
ciekawe wprowadzenie historyczne do Gry o Tron, jednak opowiadania te
cechuje specyficzna powolność, akcja rozwija się każdorazowo
dopiero po połowie opowiadania, a fabuła pomimo że ciekawa, nie
jest pokrętna i skomplikowana.
Ocena:
6/10
Przesłanie:
„Na szczęście Dunkowi się udało, Eddard Stark za przerost
honoru nad rozumem zapłacił głową”.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PATI:
Moja
sytuacja jest ciut inna – ja zaliczyłam całą aktualnie dostępną
sagę oraz na bieżąco jestem z serialem. I niestety czytając
„Rycerza Siedmiu Królestw” nie potrafiłam się w żaden sposób
przywiązać do postaci ani Jaja, ani Dunka – chyba głównie
wychodząc z założenia, że oni i tak już nie żyją, bo to Saga
jest dla mnie teraźniejsza – ona się właśnie dzieje i to
z jej bohaterami i ich losem jestem związana. Natomiast Dunk i Aegon
V Targaryen vel Jajo - gdzieś tam sobie żyli przed tymi wszystkimi
wydarzeniami, na który dalszy ciąg z taką niecierpliwością
czekam. Może gdyby ich historia nie urywała się tak naprawdę w
środku, może gdyby te opowiadania miały jakiś wspólny powiązany
sens i cel, to może wtedy udałoby mi się ich jakoś bardziej
polubić. Może.
Dla
mnie jednak jest to także nadal trochę książka, która została
wydana z powodu wielkiego sukcesu serialu i generalnie nastawiona na
zarabianie kasy i odcinaniu kuponów od GoT. W pewnym sensie można
to potraktować jako jakiś tam wstęp do Sagi, ale nie jest on ani
konieczny, ani jakoś bardzo dopełniający całą historię, bo o
wspominanych w „rycerzu” postaciach było albo napomniane na
łamach sagi bardzo marginalnie, albo nie są one jakoś bardzo
znaczące. No może poza Freyami i wspomnianym kilkakrotnie Aemonie
:) A wiedza, że dwa z trzech opowiadań zostało gdzieś już
wcześniej wydane, także nie przekonuje mnie całkowicie do
zakupienia tej książki jakoś priorytetowo. Niemniej fajnie, że
wydali to w jednej książce tylko moim zdaniem mogli z tym jeszcze
trochę poczekać. Wiadomo, Martin pisze w swoim własnym tempie,
książki pojawiają się raz na kilka lat, więc czemu by nie
zarobić na czymkolwiek, nawet na czymś ewidentnie nieskończonym?
Za trzy lata wydadzą pewnie kolejny tom tym razem z czterema
opowiadaniami... za kolejne kilka z pięcioma...
Ale
skupmy się chwilkę nad samą treścią opowiadań i na głównych
postaciach.
Dunka
poznajemy w momencie kiedy jego mentor – rycerz Arlan z Pennytree
właśnie odszedł z tego świata i chłopak kopie mu grób (Staremu
zmarło się na katar). W spadku - jako giermkowi - dostaje mu się
miecz, zbyt mała kolczuga (Dunk to kawał chłopa) no i leciwy koń
bojowy Grom. W sumie, chłopakowi potrzebna już tylko zbroja i
przecież można go już uznać za rycerza pełną gębą – Sir
Duncana Wysokiego. A że niedaleko turniej rycerski się właśnie
odbywa – młody Dunk okłamuje wszystkich, że przed śmiercią
swego mentora został pasowany i chce stanąć w szranki z
najwaleczniejszymi. A przynajmniej wygrać chociaż jedno stracie na
kopie i za łup lub okup (zbroja z koniem przegranego lub ich
równowartość w monetach) ruszyć w dalszą drogę.
Ale pamiętajcie – to jest Martin, a nie Rowling. Tutaj to czego
byśmy chcieli się prawie nigdy nie sprawdza. Tutaj trup sypie się
gęsto, krew leje, mózgi wypadają z rozbitych czaszek. Tutaj ten
kto honorowy głowę traci, a ci źli i bogaci wygrywają. I jak na
takim świecie ma się odnaleźć nasz Dunk, chłopczyna prosty lecz
o zgrozo prawy, broniący słabszych, żyjący podle kodeksu
honorowo-rycerskiego? No jak to gdzie? W więzieniu, na szafocie lub
na murze :> No, ale tym razem czarny humor Martina wyszedł po raz
kolejny na jaw i Dunk ratuje się z opresji tylko, że z jego powodu
ginie aktualny następca tronu... A to się będzie za nim ciągnęło
dość długo i czkawką powracało. Może nie odkrywcze, ale takie
typowo Martinowskie jest pokazanie nam, że prawdziwymi rycerzami niekoniecznie są ci pasowani... Ale to przewrotne, węszę podstęp i
czuję śmierć w męczarniach niechybnie z czyjejś głupoty.
Jajo
to natomiast 10 letni chłopiec znany później na kartach historii
jako Aegon V Targaryen przyszły władca Westeros. Sugerują nam tu
od samego początku, że to właśnie dzięki znajomości z Duncanem
i wspólnej włóczędze wyrósł na dobrego człowieka i dobrego
króla - dzięki temu iż doświadczył głodu, chłodu i ciężkiej
pracy, a co najważniejsze przejął rycerskie zwyczaje Dunka. Ale to
będzie potem, bo na razie Jajo to „tylko” giermek o zbyt długim
języku, typowej chłopięcej niecierpliwości i co by tego złego
mało było to jeszcze sporej inteligencji. I tak z Dunkiem
przemierza on kraj ucząc się jak być rycerzem, ucząc się od
kogoś kto pamiętajmy wcale tym, rycerzem nie jest.
Zabawne
prawda?
Nie
jest to zła książka, nie jest to też Martin jakiego znamy (chyba,
że podstępnie się przyczaił i czeka by nas wszystkich zaskoczyć).
Choć jest wiele dużo lepszych pozycji, to jest też i milion
gorszych. Można, ale nie trzeba, a przynajmniej do czasu, kiedy nie
zostanie dopisany ciąg dalszy.
Ocena:
4 / 10 (ujdzie)
Przesłanie:
„I pamiętaj by nikogo nie polubić, bo wtedy umrze”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz