poniedziałek, 18 sierpnia 2014

"Kłamstwa Locke'a Lamory" - Scott Lynch

Powiadają, że Cierń Camorry to niezwyciężony fechmistrz, złodziej nad złodziejami, duch, który przenika ściany. Pół miasta wierzy, że jest legendarnym bohaterem i obrońcą biedaków; druga połowa uważa, że opowieści o nim to mit dla głupców. Jedni i drudzy się mylą. Drobny i słabo władający rapierem Locke Lamora rzeczywiście jest (ku swemu utrapieniu) Cierniem Camorry. Z pewnością nie cieszy się z plotek towarzyszących jego wyczynom – a specjalizuje się w najbardziej złożonych oszustwach. Istotnie, okrada bogatych (kogóż innego warto okradać?), ale biedni nie oglądają ani grosza z jego zdobyczy. Wszystko, co zdobędzie, przeznacza na użytek swój i swojego nielicznego gangu złodziei: Niecnych Dżentelmenów. Wielobarwny i kapryśny światek przestępczy wiekowej Camorry jest ich jedynym domem. Niestety, w ostatnich czasach nad miastem zawisło widmo tajemnicy, która grozi wybuchem wojny gangów i rozdarciem półświatka na strzępy. Locke’a i jego przyjaciół, wplątanych w śmiertelną rozgrywkę, czeka niezwykle trudna próba pomysłowości i lojalności. Jeśli chcą żyć, muszą z niej wyjść zwycięsko.


[ Wydawnictwo MAG ]
[ Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/194748/klamstwa-locke-a-lamory ]

AGA:
„Kłamstwa Locke'a Lamory” to jedna z niewielu książek, którą kupiłam pod wpływem pozytywnych recenzji i opinii znajomych, i pomimo mojej awersji do rozreklamowanych powieści, sięgnęłam po pierwszy tom cyklu „Niecnych Dżentelmenów”.

Oto mały Lamora, sierota, obdartus, kieszonkowiec o zdolnych paluszkach, urodzony kleptoman i niepohamowany złodziejaszek. Oto Camorra, państwo-miasto na wodzie, składające się z mniej więcej trzydziestu trzech dzielnic, rządzonych oficjalnie przez Księcia, nieoficjalnie przez capę Barsaviego, który zawarł Tajny Pakt z Pająkiem, szarą eminencją polityki cammorańskiej. Gdy Locke dorasta i wkracza na arenę Camorry, wszystko zaczyna trząść się w posadach.

Kim są Niecni Dżentelmeni? Jak to się dzieje, że zwykły ulicznik zostaje „księciem” złodziei? Locke po wielu perypetiach trafia pod opiekuńcze skrzydła Łańcucha, Bezokiego Kapłana mieszkającego w świątyni Peleranda, a wyznającego wiarę w Bezimiennego Trzynastego, Patrona Złodziei, Występnego Wartownika, Dobroczyńcy, Ojca Niezbędnych Pretekstów. Tam Locke w podziemiach świątynnych otrzymuje od niego bezcenny dar, rodzinę składającą się z niechcianych, ale zdolnych wyrzutków, takich jak bliźniacy Sanza, Calo i Galdo, wiecznie nieobecna Sabetha, tłuścioszek o stalowych mięśniach Jean, czy najmłodszy Pędrak. Otrzymuje także wszechstronną edukację, tak by ze zwykłego ulicznika i kieszonkowca, stać się inteligentnym, genialnym złodziejem, takim Arsènem Lupin Camorry. Do tego momentu wszystko wygląda idealnie, nawet zbyt idealnie, Locke i Niecni Dżentelmeni są błyskotliwi, nieuchwytni i niewyobrażalnie bogaci. Okradają najbogatszą arystokrację nie tyle dla pieniędzy, co dla samej sztuki złodziejskiej, dlatego, że mają na tyle tupetu, by to robić i nie dać się złapać. Na szczęście pisarz uratował całą sytuację i jak to Pati określiła następuje KABUM, które wywraca bohaterowi, a także czytelnikowi, świat do góry nogami. Co się wydarzyło, to trzeba przeczytać.

O czym są „Kłamstwa Locke'a Lamaory”? Jest to powieść o złodziejach i ich przygodach, ale także o odnajdywaniu swojego miejsca w niegościnnym świecie, o polityce, o osobistej zemście, o półświatku, o gangach, o występkach i o wyzysku. Scott Lynch ukazał miasto wyłącznie z perspektywy świata przestępczego, wszyscy bohaterowie są z moralnego, etycznego, a także prawnego punktu widzenia negatywni. Miasto jest jak mityczny Uroboros, samo siebie pożera, by na nowo się odradzać. Biedni żerują na trochę mniej biednych, ci okradają bogatszych, a bogaci wyzyskują wszystkich. A zwykli ludzie, ci którym mniej lub bardziej poszczęściło się w życiu, próbują za wszelką cenę odnaleźć dla siebie niszę, gdzie mogliby żyć.

Czytając „Kłamstwa Locka'e Lamory” nie można nie odnieść wrażenia, że autor mocno zakotwiczył swój świat w kulturze włoskiej, a w szczególności weneckiej. Miasto na wodzie kojarzy się jednoznacznie z Wenecją, która swojego czasu tak jak Camorra, była najznamienitszym portem kupieckim. Kolejne nawiązania do naszego świata można odnaleźć w nazewnictwie; Camorra (mafia), capa (capo, tytuł głowy rodziny mafijnej), don, doña (zwrot grzecznościowy), Andegawenka (kraina francuska i ród szlachecki). Jednak pomimo, można by rzec, odtwórczej kreacji świata przedstawionego, dorzucił autor drobne smaczki, które uważny czytelnik dostrzeże, drobne elementy, jak staroszkło (choć można by tu szukać nie tyle analogii, co inspiracji szkłem weneckim), pomarańcze o smaku brandy, szklane wieże, kule alchemiczne, skaczące rekiny, diabły morskie i inne oryginalne kreacje.

Scott Lynch garściami czerpie z tradycji literackich i filmowych kreując swój fantastyczny świat na wzór powieści mafijnych, czy płaszcza i szpady, „Kłamstwa Locka Lamory” są dla mnie skrzyżowaniem filmów kostiumowych z lat sześćdziesiątych, gdzie wszyscy byli nieustraszonymi bohaterami, którym wszystko się udawało, z filmami o mafii walczącej o wpływy, gdzie w ramach wendetty trup słał się gęsto.

Podsumowując, „Kłamstwa Locke'a Lamory” nie jest powieścią oryginalną w stu procentach, w wielu aspektach jest odtwórcza i naśladowcza, jednak jest również dobrze napisana i pomimo może powolnego początku, w dalszej części akcja nabiera tempa na tyle, aby czytelnik do końca książki nie nudził się. Po prostu przyzwoita powieść, lepsza od większości, choć mało oryginalna.

Ocena: 6/10
Przesłanie: „Wendetta w kolejnej odsłonie”.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PATI: 
„Kłamstwa Locke'a Lamory” to pierwsza część cyklu o „Niecnych Dżentelmenach” autorstwa Scott'a Lynch'a i okazała się książką całkiem przyzwoitą. Nie zdziwiło mnie to za bardzo, bo staram się do nowych autorów podchodzić z tak zwaną czystą kartą - nie czytając nawet innych recenzji, co mnie zdziwiło natomiast to to, że wcześniej się za to nie zabrałam. I choć mniej więcej do połowy książki było średnio, to już potem to tylko palce lizać i mniam. Innymi słowy nie ocenia się książki po okładce, a tym bardziej po tytule, który swoją drogą jest słaby.

Chciałabym teraz przestrzec wszystkich młodych czytelników, bo w dalszej części tekstu pojawi się zaraz mnogość niecenzuralnych epitetów.

Na początku książki niezmiernie denerwował mnie dysonans między przepięknie poetyckimi opisami wręcz żywcem wyjętymi z „Uczty Wyobraźni”, a kutasochujami i kurwymaciami, które pojawiały się w ilości „dużo” na każdej kolejnej kartce książki. Rytm czytania całkowicie mi się zaburzał między rozmową bohaterów na początku na niebotycznie wysokim poziomie: „azaliż wżdy cny rycerzu”, by po chwili opaść do poziomu „kuźwy, chuje i dzikie węże”. Na początku nie zdajemy sobie tak do końca sprawy dlaczego to tak jest, a w paru sytuacjach po dziś dzień nie rozumiem celowości tych zabiegów autora. Później dialogi już tak nie wariują, początkowa maniera przestaje być dominująca i jedynie pozostają nam te nieszczęsne opisy - choć już w ilości śladowej. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że między innymi właśnie dlatego ta druga połowa książki jest duuuużooo lepsza.

Drugi mój zarzut do tej pozycji - to ciągłe przeskakiwanie po linii czasu i zaburzanie przez to całkowicie chronologii. Teraźniejszość jest ciągle przerywana wspomnieniami i doświadczeniami z dzieciństwa poszczególnych bohaterów. To jeszcze by było pół biedy, ale niestety te wspomnienia mają zazwyczaj postać kolejnych cofnięć się w czasie - na zasadzie opowiadam komuś o czymś dawno temu, jak to tam coś zrobiłem i wtedy cofam się w czasie po raz kolejny do swego dzieciństwa - no masakra. Widzę w tym pewien sens, ale kiedy akcja rozgrywa się w szybkim tempie i przerywana jest historią nauki szermierki - to to, za przeproszeniem, drażni jak cholera. Jakoś nie bardzo mnie interesuje u kogo i gdzie bohaterowie się uczyli i jak odkryli, która broń jest dla nich najfajniejsza. Poza tym odnosiłam cały czas wrażenie, że te „wcześniejsze historie” były wręcz dopisane po czasie, żeby wyjaśnić skąd bohaterowie posiadają pewne umiejętności, całkowicie nie potrzebnie szatkując przez to akcje całkiem fajnej powieści.

Brak wyjaśnienia związku z Sabethą to chyba mój największy zarzut. Ja wiem, że to pewnie zostawił Pan Lynch na dalsze książki, bo przecież musi być jakiś powód żeby po mnie sięgnąć. I powiem szczerze, że cel osiągnął – zamierzam czytać dalej. Może nie jeszcze teraz bo mam inne pozycje w kolejce, ale w niedalekiej przyszłości jak najbardziej z chęcią dowiem się co tam dalej nam Lynch zaserwuje. Mam tylko nadzieję, że tym razem znowu nie będę się musiała przekopywać przez pół książki.

Ale jak pisałam wcześniej książka jest dobra... Dlaczego? Bo ucieszyło mnie nawet bardzo, że genialnemu złodziejowi wszystko się w pewnym momencie wymyka się z rąk. Sam zaczyna być pionkiem w cudzych planach, i nie musimy się już tylko zachwycać jego geniuszem, ale i możemy się z niego wreszcie ponabijać. Nie wiem jak Wy, ale ja jakoś emanuję wrodzoną wrogością do osób zbyt idealnych i nadzwyczaj mądrych. A jak już się „wali”, to że zacytuję książkę: „to się jebie nie tylko na maksa, ale z wielkim pierdut i fajerwerkami”. Trupów cały wór, Lamora zaszczuty i ranny ukrywa się w lepiance i chociaż wiemy, że jakoś sobie pewnie poradzi to pewności co do tego nie mamy. Autor okazał się dość bezwzględny jeżeli chodzi o wybijanie bohaterów i choć może daleko mu do Martina to i zaskoczyć pozytywnie potrafi. Szkoda tylko, że żeby docenić ten bezwzględny kunszt, trzeba przebrnąć przez pół dość średniej jakościowo powieści. Potem już jest z górki :)

Książkę generalnie polecam choć tylko tym wytrwałym, którym nie straszne jest początkowe wymęczenie się. Wartka akcja, dużo „deadów”, sporo genialnych pomysłów i zaskakujących rozwiązań. Po prostu kawał nieźle napisanej powieści fantasy o złodziejskiej szajce i ich tytułowym liderze - Locky'm Lamorze – człowieku z nizin społecznych igrającym ze śmietanką towarzyską.


Ocena: 5 / 10 (Średnia)
Przesłanie książki: „Byle do połowy”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz