*
W poszukiwaniu Jake'a to piąta książka Chiny Miéville'a i jego pierwszy zbiór opowiadań. Akcja większości z trzynastu opowiadań oraz jednej mikropowieści rozgrywa się w Londynie, ale niemal zawsze zmienionym w jakiś niezwykły, często trudny do zdefiniowania sposób, co stwarza niesamowitą atmosferę przesycającą wszystkie zawarte w zbiorze utwory.
[ Wydawnictwo Zysk i S-ka ]
[ Opis i okładka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/62722/w-poszukiwaniu-jake-a-i-inne-opowiadania ]
AGA:
Czasem
trzeba popełnić błąd, by utwierdzić się w swoim przekonaniu.
Zdarza się pisarz tak niekompatybilny w swej twórczości z
czytelnika wyobraźnią, że nie ma możliwości przeskoczenia tego
niezrozumienia. China Miéville był na mojej liście „pisarzy
nie-do-przebrnięcia” od czasu „Dworca Perdido”, gdzie po
przeczytaniu zaledwie kilku stron, stwierdziłam, że to nie moja
bajka. Po wielu latach odważyłam się, a szkoda, sięgnąć po coś
krótszego tego autora, tak by się przekonać, czy może jednak
stworzył coś, co pozwoli mi wyrobić sobie o nim lepsze zdanie.
Niestety utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że światy
Miéville'a, nie należą do tych, które chciałabym odwiedzać.
Niewielu
pisarzy potrafi utrzymać równie dobry poziom we wszystkich
opowiadaniach, osobiście miałam przyjemność poznać tylko dwóch
takich autorów, i nie był to Miéville, a Robert Sheckley i Mike
Resnick. Gwiazdce angielskiego rynku wydawniczego, niestety nie udało
się to, choć wydaje mi się, że utrzymuje równy - kiepski poziom.
Wiem, obrazoburczo oceniam uznanego autora, ale co tam, niech żyje
wolność słowa.
Antologia
zawiera czternaście utworów, w tym nawet jeden komiks, napisane w
latach 1998-2005, cztery premierowo wydane. Wszystkie nawiązują do
różnych obliczy Londynu, które stanowi tło dla wydarzeń, a
klimat i atmosfera w nich panująca przesiąknięta jest grozą,
trwogą, ponuractwem, defetyzmem i gęstą, wiktoriańską, angielską
mgłą, która przybiera nowy przyodziewek steampunku. Niestety ani
przemycane koncepcje polityczne Miéville'a, ani steampunkowe gadżety
nie ratują utworów. Dlaczego? Ponieważ, aby być dobrym pisarzem
nie wystarczy mieć pomysł i niestandardową wyobraźnię, to co
najważniejsze, to styl i język, jakim przemawia się do czytelnika.
Czy przygnębiające wizje, ponure światy są domeną Brytyjczyków?
Możliwe, czytałam Iana McLeoda i jego Anglia jest też „ciemna”,
zadymiona i przygnębiająca, ale tym różni się od Chine'a
Miéville'a, że potrafi pisać, jego wizje spisane są językiem
bogatym i przemawiającym do wyobraźni, a pomysły są dopracowane w
szczegółach i zrozumiałe dla odbiorcy. Chine Miéville szarpie
opowieści, które są niezwykłe, koncepcje oryginalne, ale utopione
w topornym stylu, cechującym autorów niecierpliwych, których wizje
wypływają za szybko z głowy w stosunku do możliwości językowych
pisarza.
O
czym są opowiadania zebrane w zbiorze „W poszukiwaniu Jake'a”?
To surrealistyczne obrazy post apokaliptycznego świata, wykreowane
same dla siebie („W poszukiwaniu Jake'a”, „Lustra”), to
legendy miejskie o strasznych miejscach i niespotykanych zjawiskach,
jak wędrujące ulice („Doniesienia o pewnych wypadkach w
Londynie”), ukryte potwory w otaczających nas rzeczach i
krajobrazach („Szczegóły”) lub lustrach („Lustra”), czy
inne światy ukazujące się w oknach („Inne nieba”), to w końcu
poważniejsze teksty nawiązujące do terroryzmu („Łącznik”),
czy zbrodni wojennych („Fundamenty”), aż w końcu można
odnaleźć poglądy polityczne samego autora, jego skrajny socjalizm,
objawiający się w krytyce wyuzdanego konsumpcjonizmu („Dzień
dziś wesoły”), pozornego altruizmu i fałszywej filantropii
(„Koniec z głodem”). Pomysły zawarte w większości opowiadań
podobały mi się; historia przemieszczających się ulic, czy
opowieść o człowieku rozmawiającym z budynkami, była dla mnie
ciekawym powrotem do klasyki literatury fantastycznej, niestety
Miéville powinien poprzestać na tych dwóch pomysłach i nie pchać
się dalej z opowieścią o oknie ukazującym inny świat, która
jest odtwórcza, mało oryginalna i po prostu tandetna. Osobiście
najbardziej przerażającym dla mnie opowiadaniem stał się „Pokój
kulek”, może dlatego, że moje dziecko często korzystało z
takich przybytków i wykorzystanie tego miejsca do stworzenia nowej
miejskiej legendy, bardzo dogłębnie do mnie przemówiło, a może
czytanie nocne tylko pomaga odnieść autorowi zamierzony efekt.
Oczywiście kapitalne jest opowiadanie o skomercjalizowaniu Świąt
Bożego Narodzenia w „Dniu dziś wesołym”, choć zdecydowanie
moim zwycięzcą jest, pomimo braku głębszego przesłania,
„Szczegóły”, które jako jedyne wydaje się przemyślane przez
autora. Na koniec wyliczanki, muszę wspomnieć o „Lustrach”, tak
beznadziejnym, idiotycznym i bezsensownym pomyśle autora. Oto
historia Londynu, w którym toczą się walki pomiędzy istotami,
które wypełzły z luster, a ludźmi, którzy nieświadomie je przez
wieki więziły we wszystkich wypolerowanych powierzchniach. Oto
koncepcja wampiryzmu, w którym szpiedzy najpotężniejszego imago,
Ryby z Lustra (!), porywają ciała ludzi wcielając się w nie,
tracą odbicia i stają się dla człowieczej kultury wampirami.
Jeżeli apokaliptyczna wizja walczącego Londynu z wampirami z
luster, Rybą z Lustra, krwiożerczymi gołębicami, jest nadal
niewystarczająca, by zabić całe opowiadania, to dodam, że
bohaterem jest mężczyzna o imieniu Sholl, które to imię kojarzy
mi się, pomimo braku jednej literki, ze specyfikami do stóp.
Zdecydowaną
zaletą antologii jest umożliwienie mi napisania soczystej,
pełnokrwistej recenzji, zdecydowaną wadą antologii jest język,
styl, brak organizacji literackiej autora, a czasem idiotyzm i
absurdalność pomysłów. Osobiście nie przypadł mi do gustu ten
zbiór opowiadań, nad którym męczyłam się zdecydowanie za długo.
Ocena:
3/10
Przesłanie:
„Gdyby nie wyśmiewany przez autora konsumpcjonizm i marketing, nie
zaistniałby Chine Miéville na rynku wydawniczym, bo talentu ma
za mało”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz