"Skrzyżowanie
epoki wiktoriańskiej z X-Menami
Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.
Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.
Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód."
Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.
Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.
Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód."
[Fabryka
Słów, 2013]
[Opis
i okładka
z: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146250/dziewczyna-w-stalowym-gorsecie]
PATI:
Jako,
że jestem miłośniczką steampunku - tej całej otoczki, gadżetów
i w ogóle wiktoriańskich strojów i czasów- „Dziewczyna w
stalowym gorsecie” Kady Cross od razu znalazła się na mojej
liście do czytania. Zasiadłam do niej z dużą ciekawością i
sporą dozą zaufania, podświadomie spodziewając się czegoś w
rodzaju Protektoratu Parasola, który Aga mi kiedyś poleciła i
zjadłam wszystkie 4ry części w 2 i pół dnia. Ale niestety moja
intuicja mnie tym razem kompletnie zawiodła, ja się chyba nigdy nie
przyzwyczaję do tak wielkich rozczarowań...
I
chociaż pomysł na książkę, autorka miała całkiem niezły, tak
wykonanie jest poniżej wszelkiej krytyki. Ja nie napiszę, że tego
nie da się czytać, skoro skończyłam to... coś, ale z całego
serca odradzam, i wręcz zalecam omijać szerokim łukiem.
A
początek nawet zaczynał się ciekawie. Niestety z każdą kolejną
przewróconą kartką widziałam coraz więcej analogi to „Klanu
Nieśmiertelnych” Joanny Rybak – jednej z najgorszych pozycji z
przeczytanych przeze mnie w życiu książek. Mamy więc grupę
przyjaciół / współpracowników, takich X-Menów Steampunkowych.
Dołącza do niej właśnie kolejna nowa członkini - Finley Jayne,
która wpadła im dosłownie pod koła. Oczywiście najważniejsze
było to, żeby jej nakupić strojów i przyodziać odpowiednio i
wcielić do swojej ekipy dzielnych wojowników o miłość i
sprawiedliwość w imię królowej Anglii i całego świata. Bo
Finley okazała się nie być taką tam zwykłą panną, o nie! W jej
ciele zamieszkują dwie osobowości – dobra i zła, a w sytuacjach
stresowych (np. próba gwałtu) zła przejmuje kontrole nad jej
ciałem i zgniata przeciwników na proch, pył, kurz i roztocza.
Generalnie jej tatuś za dużo eksperymentował i można by go nazwać
bez wielkiego przekłamania - Panem Jekyllem i Hydem. A swoją
przypadłość przekazał córeczce w genach. Idiotyczne? To jeszcze
nic! Wyobraźcie sobie, że wystarczy trochę pomedytować, żeby
scalić obydwie osobowości i już mniej więcej macie obraz na jakim
poziomie jest ta książka. Do tego, tak po standardzie, Finley
oczywiście nie może być całkowicie zaakceptowana przez całą
ekipę, bo musi być jakiś oportunista, który jej grozi, ale jak mu
się życie uratuje to już ją lubić będzie forever. Litości...
ta książka jest tak głupia, tak naiwna, tak beznadziejna i tak
nudna, że żal serce ściska ile biednych drzew musiało oddać
żywot na jej druk. Każda z napotykanych przez nas na kartach
książki postaci jest płaska i sztuczna; dziwna sytuacja goni
płytką, za którą następuje słaba akcja, po której autorka
raczy nas nudnym przemyśleniami któregoś z bohaterów. I tak aż
do ostatniej strony bez chwili wytchnienia...
W
tej książce nie ma czegoś takiego jak intryga czy tajemnica. Śmiem
nawet twierdzić, że te słowa są zupełnie obce autorce. Trzeba by
mieć naprawdę mały iloraz inteligencji żeby nie domyślić się w
trakcie czytania tych wszystkich oczywistości, które nam serwuje
Pani Cross. Akcji nie ożywia nawet nieudolna próba wprowadzenia
trójkąta, gdzie tak na marginesie Jack to jedyna w miarę sensowna
postać o całkowicie zaprzepaszczonym potencjale.
Język
pisarki Pani Cross też jest poniżej wszelkiej krytyki. Wytłumaczcie
mi jak można w książce stylizowanej na epokę używać zwrotów
typu „ma fajny tyłek”? Ani to klimatyczne, ani konieczne. W
tamtych czasach powiedziałoby się, że „był raczej dobrą partią
na męża z przystojną obustronną fizjonomią”. Wtrącenia z
współczesnego młodzieżowego języka do książki, która chociaż
w teorii dzieje się w dawnych czasach, uważam osobiście za
zbrodnie, która powinna być karana co najmniej ścięciem. I to
tępym toporem. Przez ślepego Kata.
Śmiem
także twierdzić, że ktoś kto bierze się za literaturę typu
steampunk powinien mieć chociaż większą wiedzę i wyobraźnię,
wykraczającą poza opisy typu: „przebudowane z żelazka z dyszami
i rurami”. Ale może to ja mam po prostu za mało wyobraźni i
potrzebuję czegoś bardziej rozbudowanego?
Nie
polecam. A najgorsze, że to ma kilka części... Ludzie, chrońmy
lasy!
Ocena: 2 (Bardzo zła)
Przesłanie: "Stalowy gorset ciśnie - dosłownie i w przenośni".
AGA:
Kady
Cross, to Kathryn Smith kanadyjska autorka licznych romansów
historycznych. W Polsce nieznaną pisarkę wprowadziła w 2013 roku
na rynek wydawniczy Fabryka Słów, która od czasu do czasu
wypuszcza literacką lipę dla młodzieży, a że młodzi z założenia
są mało krytyczni, to powinni być zachwyceni. Dziewczyna w
stalowym gorsecie odstręcza od początku do końca; począwszy od
stwierdzenia autorki, że chce napisać „skrzyżowanie Ligi
Niezwykłych Dżentelmenów z nastoletnimi X-menami”, a
zakończywszy na zapowiedzi drugiego tomu pt. Dziewczyna w
mechanicznym kołnierzu, który ma się ukazać w marcu tegoż roku.
Historia
rozpoczyna się w Londynie, a gdzieżby indziej, ma być
steampunkowo, prawda?, w roku pańskim 1897, za panowania Wiktorii
Hanowerskiej, ma być też wiktoriańsko, gdzie agresywna,
schizofreniczka napada w obronie własnej syna swoich mocodawców,
który w sposób mało taktowny, chciał zaskarbić sobie jej cnotę.
Tak poznajemy główną bohaterkę Finley Jayne, pokojówkę, która
w obronie swej godności, zmasakrowała Felixa Augusta-Raynesa,
należącego do „gangu uprzywilejowanych drani”, napalających
się na pokojóweczki. W tak dramatycznych okolicznościach bohaterce
nie pozostaje nic innego, jak zakasać spódnicę i salwować się
ucieczką, ale że to ma być romans, rejterada kończy się
wpadnięciem pod stalowego rumaka, dosiadanego oczywiście przez
księcia. Biedna dziewczyna z niższych sfer trafia pod czułą
opiekę księcia Greythorne, Griffina. Akcja się rozkręca, gdy
Finley okazuje swoje drugie, drapieżne oblicze, czym urzeka swojego
nowego opiekuna. Oczywiście w tle mamy rodzinne tragedie, polityczne
dramaty, prywatne zemsty, tajemnicze automatony i schwarz charakter w
osobie Mechanisty, ale w sumie to mało ważne.
Kady
Cross rozpoczęła pisanie z założeniem, że będzie to
skrzyżowanie Ligi Niezwykłych Dżentelmenów z nastoletnimi
X-menami w klimacie steampunk. Wykorzystała klasyczny już pomysł,
w którym szalony mniej lub bardziej wynalazca, zagraża królowej
Wiktorii, a odważni bohaterowie galopują jej na ratunek. Autorka
stworzyła też świat steampunkowy z niezbędnymi elementami; po
Londynie jeżdżą welocypedy, automatony usługują ludziom, w
podziemiach budowane są tajne laboratoria, organity leczą i
udoskonalają ludzi, a nawet powstają pierwsze cyborgi. Z powyższego
opisu można by wnioskować, że to dobrze zapowiadająca się
steampunkowa powieść z klasycznym pomysłem, romantycznym wątkiem
i nutką przygody.
Niestety
Dziewczyna w stalowym gorsecie jest doskonałym przykładem na to,
jak brak umiejętności pisarskich i niefrasobliwości redaktorów,
może skończyć się po prostu perfekcyjnym gniotem. Pisarka nie
posiada za grosz talentu pisarskiego, a swoje umiejętności
szlifowała na tanich romansidłach, co najbardziej uwidacznia się w
górnolotnych i patetycznie idiotycznych dialogach. Bohaterowie nawet
jeżeli nie są dwuwymiarowi, to generalnie antypatyczni; Griffin
jest nijakim i niezdecydowanym smarkaczem, Sam wykazuje wszystkie
cechy zakutej pały, a ciotka Kordelia nie może się zdecydować,
czy być wścibską telepatką, czy dojrzałą głową rodziny, a
główna bohaterka to zagubiona sierotka o agresywnych,
kretyńskich schizofrenicznych napadach. Pozostałe postacie takie
jak Emily, Machinista, czy jedynie pozytywnie i przystępnie
nakreślony, Jack Dandy, są niedopracowane. Fabuła pogrążona w
letargu brazylijskiej telenoweli, krąży ciągle wokół relacji
Griffin-Finley-Sam i tylko na krótką, końcową chwilę autorka
przypomina sobie o spisku i intrydze Machinisty.
Najgorszą
stroną książki jest, jak już wspominałam, język. Pisarka
prowadzi dialogi w stylu brazylijskich telenowel, i to tych
pośledniejszego gatunku, których głównym tematem są uczucia,
emocje, frustrujące dylematy i zazdrosne oskarżenia. Niektóre
fragmenty będą mi się śniły po nocach, a sporo zdań wryło mi
się w pamięć, a oto przykład wiekopomnego porównania: „Aura
niebezpieczeństwa przylegała do niej jak plama ropy”. Cóż za
urok i powab!
Dziewczyna
w stalowym gorsecie jest powieścią, która nie powinna zostać
wydana. To, że powstają takie powieści, to nic nowego. Wpisują
się one w filozofię hołdującą zasadzie, że nie ma dobra bez
zła. Jednak zatrważa mnie fakt, że beztrosko wydaje się taką
szmirę, bezrefleksyjnie, wykazując przy tym brak poszanowania
młodego czytelnika !!!
Ocena: 1/10
Przesłanie:
„Dziewczyna w stalowym gorsecie przylgnęła do Fabryki Słów jak
plama ropy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz