Kiedy jesteś sierotą wojenną, świat ma dla ciebie głównie pogardę, odrzucenie, brutalność i ból. Czasem, jeśli akurat masz szczęście, obojętność. Jeśli natomiast do tego jesteś dziewczynką, szczęście ma twoja przybrana rodzina. Zawsze może ubić interes i sprzedać cię za żonę jakiemuś zamożnemu staruchowi.
Rin doświadczyła tego wszystkiego. Jest nikim, jej życie nie ma dla nikogo żadnego znaczenia, nikogo też nie obchodzi jej los. Jeśli chce wydostać się z rynsztoka, w którym się wychowała, ma tylko dwie drogi. Pierwsza wiedzie przez łóżko obmierzłego starca. Druga przez bramę akademii sinegardzkiej – elitarnej szkoły wojskowej. Aby podążyć tą drugą drogą, Rin zrobi wszystko, co tylko leży w ludzkiej mocy. A nawet więcej.
To nie jest historia o potędze nauki, sile przyjaźni czy starciach wielkiej magii. To jest historia o kołach czasu, które nieustępliwie i bezlitośnie mielą ludzkie losy. I o dziewczynie, która zniszczyła cały mechanizm. Kamieniem, bo na miecz była za biedna.
[Fabryka Słów, 2020]
[Opis i okładka: Fabryka Słów]
Dziękuję Fabryce Słów za udostępnienie egzemplarza.
AGA:
„The Poppy War” to tytuł, który
wielokrotnie przebijał się do mojej świadomości czytelniczej, a
nazwisko Rebekki F. Kuang pojawiało się w nominacjach do Nebuli,
WFA, Locusa, czy Goodreads Choice. Jednak trzeba było poczekać dwa
lata, co uznaję za i tak całkiem niezły wynik, aby książka
ukazała się nakładem polskiego wydawcy. Teraz po lekturze szczerze
jestem wdzięczna Fabryce Słów za to, że podjęła się
wprowadzenia tej powieści na polski rynek, bo jest to pierwsza
książka, którą przeczytałam po roku czasu. Tak długiego impasu
nie zaznałam nigdy i ta stagnacja mnie przerażała.
Rebecca F. Kuang, Amerkanka chińskiego
pochodzenia, zadebiutowała „Wojną makową” w 2018 r. i
zrobiła to naprawdę z klasą.
Powieść Panny Kuang to mieszanka high
i heroic fantasy, choć początek się tak nie zapowiada. Fang Runin,
to przygarnięta przez rodzinę handlarzy opium, sierota. Nie będąca
faktycznym członkiem rodu, nie ma co liczyć na świetlaną
przyszłość. Ignorowana i wykorzystywana do różnych prac, nie
stanowiła dla rodziny Fangów żadnej wartości. A jednak uśmiechem
losu zostaje wyswatana z zamożnym kupcem, przypadkowo będącym
inspektorem importu w Tikany. Jednak co wydaje się szczęściem dla
cioteczki Fang, dla Rin oznacza koszmarną przyszłość. Tak
zmotywowana czternastolatka podejmuje decyzję zdać za wszelką cenę
państwowy egzamin i dostać się do Sinegardu, w którym mogłaby
kontynuować naukę. I tak rozpoczyna się wielka przygoda Rin i
cudowna podróż dla czytelników.
Przyznaję po pierwszym rozdziale lekko
zwątpiłam w tę powieść i po cichu myślałam, że ponownie w
moje ręce trafiła powieść dla nastolatków. Jest biedna sierotka
z zapadłej dziury, która dzięki swojej wielkiej motywacji zdaje na
uczelnię, gdzie prześladowana przez rozwydrzone dzieci
możnowładców, walczy o swoją drogę do chwały. No cóż i tak i
nie. Owszem Panna Kuang wprowadziła standardowe elementy
wykorzystywane w fantasy, ale dodając szczyptę chińskich realiów
opierających się na bezwzględności i braku skupienia na
jednostce, pozbawia lukru szkolny stereotyp. A potem akcja leci na
łeb na szyję.
Nie chcąc za dużo zdradzić powiem,
że trzeba w obecnych czasach wykazać się sporym talentem, by w
jednym tomie zawrzeć tyle, ile innym udaje się dopiero w trzech
tomach. W jednym tomie czytelnik dostaje cały ogrom spisków, zdrad,
krwawych bitew, wojennej tułaczki, a wszystko okraszone magią. A do
tego wszystkiego jeszcze dochodzą wyjątkowo zachłanni bogowie.
„Wojna makowa” porwała mnie w wir
wielu przygód, zachwyciła mnie tym, że nie ma w sobie żadnych
elementów zbędnych, a zwroty akcji i nieprzewidywalne koleje losu
Rin, nie pozwalają na wytchnienie. Sama bohaterka cudowna w
niejednoznaczności, powoduje swoimi decyzjami, że czasem się jej
współczuje, czasem nienawidzi, a jeszcze innym razem kibicuje.
Osobiście świetnie bawiłam się również, ale to zboczenie
wynikające z dorastania w rodzinie historyków i sinofilów,
wyszukując smaczków z historii Chin takich, jak wojny opiumowe,
masakra nankińskia, rebelia An Lushana, czy unifikacja za czasów
Qin Shi Huangdi. Jeżeli ktoś, podobnie jak ja, interesuje się
Dalekim Wschodem to odnajdzie o wiele więcej elementów wiążących
Chiny z Nikanem.
„Wojna makowa” na tyle wciągnęła
mnie w swój świat, że po raz pierwszy zdecydowałam się sięgnąć
po tom drugi w oryginale, nie czekając na polskie wydanie.
Trzymajcie za mnie kciuki, a Wam szczerze polecam powieść bez
względu na wiek, czy płeć.
Ocena: 10/10
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz