czwartek, 2 kwietnia 2020

"Wojna makowa" - Rebecca F. Kuang

Kiedy jesteś sierotą wojenną, świat ma dla ciebie głównie pogardę, odrzucenie, brutalność i ból. Czasem, jeśli akurat masz szczęście, obojętność. Jeśli natomiast do tego jesteś dziewczynką, szczęście ma twoja przybrana rodzina. Zawsze może ubić interes i sprzedać cię za żonę jakiemuś zamożnemu staruchowi. 

Rin doświadczyła tego wszystkiego. Jest nikim, jej życie nie ma dla nikogo żadnego znaczenia, nikogo też nie obchodzi jej los. Jeśli chce wydostać się z rynsztoka, w którym się wychowała, ma tylko dwie drogi. Pierwsza wiedzie przez łóżko obmierzłego starca. Druga przez bramę akademii sinegardzkiej – elitarnej szkoły wojskowej. Aby podążyć tą drugą drogą, Rin zrobi wszystko, co tylko leży w ludzkiej mocy. A nawet więcej. 

To nie jest historia o potędze nauki, sile przyjaźni czy starciach wielkiej magii. To jest historia o kołach czasu, które nieustępliwie i bezlitośnie mielą ludzkie losy.                 I o dziewczynie, która zniszczyła cały mechanizm. Kamieniem, bo na miecz była za biedna.

[Fabryka Słów, 2020]
[Opis i okładka: Fabryka Słów]

Dziękuję Fabryce Słów za udostępnienie egzemplarza.

AGA:


„The Poppy War” to tytuł, który wielokrotnie przebijał się do mojej świadomości czytelniczej, a nazwisko Rebekki F. Kuang pojawiało się w nominacjach do Nebuli, WFA, Locusa, czy Goodreads Choice. Jednak trzeba było poczekać dwa lata, co uznaję za i tak całkiem niezły wynik, aby książka ukazała się nakładem polskiego wydawcy. Teraz po lekturze szczerze jestem wdzięczna Fabryce Słów za to, że podjęła się wprowadzenia tej powieści na polski rynek, bo jest to pierwsza książka, którą przeczytałam po roku czasu. Tak długiego impasu nie zaznałam nigdy i ta stagnacja mnie przerażała.

Rebecca F. Kuang, Amerkanka chińskiego pochodzenia, zadebiutowała „Wojną makową” w 2018 r. i zrobiła to naprawdę z klasą.

Powieść Panny Kuang to mieszanka high i heroic fantasy, choć początek się tak nie zapowiada. Fang Runin, to przygarnięta przez rodzinę handlarzy opium, sierota. Nie będąca faktycznym członkiem rodu, nie ma co liczyć na świetlaną przyszłość. Ignorowana i wykorzystywana do różnych prac, nie stanowiła dla rodziny Fangów żadnej wartości. A jednak uśmiechem losu zostaje wyswatana z zamożnym kupcem, przypadkowo będącym inspektorem importu w Tikany. Jednak co wydaje się szczęściem dla cioteczki Fang, dla Rin oznacza koszmarną przyszłość. Tak zmotywowana czternastolatka podejmuje decyzję zdać za wszelką cenę państwowy egzamin i dostać się do Sinegardu, w którym mogłaby kontynuować naukę. I tak rozpoczyna się wielka przygoda Rin i cudowna podróż dla czytelników.

Przyznaję po pierwszym rozdziale lekko zwątpiłam w tę powieść i po cichu myślałam, że ponownie w moje ręce trafiła powieść dla nastolatków. Jest biedna sierotka z zapadłej dziury, która dzięki swojej wielkiej motywacji zdaje na uczelnię, gdzie prześladowana przez rozwydrzone dzieci możnowładców, walczy o swoją drogę do chwały. No cóż i tak i nie. Owszem Panna Kuang wprowadziła standardowe elementy wykorzystywane w fantasy, ale dodając szczyptę chińskich realiów opierających się na bezwzględności i braku skupienia na jednostce, pozbawia lukru szkolny stereotyp. A potem akcja leci na łeb na szyję.

Nie chcąc za dużo zdradzić powiem, że trzeba w obecnych czasach wykazać się sporym talentem, by w jednym tomie zawrzeć tyle, ile innym udaje się dopiero w trzech tomach. W jednym tomie czytelnik dostaje cały ogrom spisków, zdrad, krwawych bitew, wojennej tułaczki, a wszystko okraszone magią. A do tego wszystkiego jeszcze dochodzą wyjątkowo zachłanni bogowie.

„Wojna makowa” porwała mnie w wir wielu przygód, zachwyciła mnie tym, że nie ma w sobie żadnych elementów zbędnych, a zwroty akcji i nieprzewidywalne koleje losu Rin, nie pozwalają na wytchnienie. Sama bohaterka cudowna w niejednoznaczności, powoduje swoimi decyzjami, że czasem się jej współczuje, czasem nienawidzi, a jeszcze innym razem kibicuje. Osobiście świetnie bawiłam się również, ale to zboczenie wynikające z dorastania w rodzinie historyków i sinofilów, wyszukując smaczków z historii Chin takich, jak wojny opiumowe, masakra nankińskia, rebelia An Lushana, czy unifikacja za czasów Qin Shi Huangdi. Jeżeli ktoś, podobnie jak ja, interesuje się Dalekim Wschodem to odnajdzie o wiele więcej elementów wiążących Chiny z Nikanem.

„Wojna makowa” na tyle wciągnęła mnie w swój świat, że po raz pierwszy zdecydowałam się sięgnąć po tom drugi w oryginale, nie czekając na polskie wydanie. Trzymajcie za mnie kciuki, a Wam szczerze polecam powieść bez względu na wiek, czy płeć.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz