wtorek, 24 marca 2015

"Piętno rzeki" - Patricia Briggs

Zmieniająca się w kojota Mercy Thompson wie, że jej wspólne życie z jej partnerem, Alfą wilkołaków Adamem, nigdy nie będzie nudne, ale nawet ich wesele nie poszło zgodnie z planem. Niemniej jednak, dziesięciodniowy miesiąc miodowy na brzegi rzeki Columbia, gdzie są zupełnie sami, tylko ich dwoje, powinien to nadrobić. Ale podróż – i ich odpicowana przyczepa – jest prezentem od rasy fae. A nic, co związane z tą rasą, nie przychodzi z łatwością i bez ograniczeń…

[Fabryka Słów, 2015]
[Opis i okładka: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/93896/pietno-rzeki]






AGA:

Patricia Briggs, to amerykańska pisarka znana z książek z serii o Mercedes Thomson, które powstały na fali egzaltacji nie tyle urban fantasy, co wilkołaczych, wampirzych, a nawet zombicznych amantów. Pierwszy tom serii wydany został dwa lata po K. Harrison „Przynieście mi głowę wiedźmy”, a rok po premierze „Zmierzchu” S. Meyer. Aktualnie, po trzech latach od wydania „Zrodzonego ze srebra”, na rynku polskim ukazał się szósty tom serii - „Piętno rzeki”.

Mercedes Thompson, jak pięknie zostało to określone, nigdy nie zaczyna nadnaturalnych rozrób, natomiast zawsze je kończy. Przyciąga paranormalne kłopoty jak magnez, tym bardziej, jako awatar Kojota, ma skłonności do wprowadzania nie tyle chaosu, co zmian. We wszystkich tomach bohaterka wpada w tarapaty, z których udaje jej się zawsze z mniejszymi, bądź większymi obrażeniami, wyjść cało. „Piętno rzeki” pod tym względem nie różni się od innych części.

Adam i Mercy połączeni zostają węzłem małżeńskim, a więc książka rozpoczyna się bardzo słodkawo i romantycznie. Zaciekawił mnie jeden aspekt tego wydarzenia, a mianowicie nie występuje w powieści problem akceptacji wilkołaków i istot magicznych przez Kościół, rozumiem, że to nie tej klasy powieść, by prowadzić dywagacje religijne, ale jednak brak konfliktu pomiędzy Kościołem, a istotami nadnaturalnymi z jednej strony jakby uprawomocnia ich istnienie w świecie ludzi, z drugiej jednak strony jest to nierealna akceptacja, a autorka zamyka sobie w ten sposób możliwość wprowadzania ciekawego wątku, np. świętej inkwizycji. Wracając jednak do treści książki; Mercy i Adam udają się w podróż poślubną, a gdzie? Wilkołak w Paryżu? Kojot na Akropolu? Egzotyczne plaże tylko dla futrzaków? Nie, to byłoby zbyt romantyczne, dlatego udają się w niedalekie strony, zresztą bliskie autorce, na kemping stworzony przez królową wróżek, z przyczepą kempingową pożyczoną od wujka Zee, który sam to wszystko zaproponował. A przecież w poprzednim tomie wyraźnie podkreślono, aby nie pożyczać, nie prosić o pomoc, czy przysługę istot magicznych. Oczywiście książka byłaby totalnie stracona dla czytelnika, który nie pała miłością do sielankowych opisów pożycia małżeńskiego, dlatego w końcu po około 120 stronach pojawia się pierwszy domniemany trup i pierwsza prawdziwa, aczkolwiek oddychająca ofiara, na pocieszenie dodam, że z odgryzioną stopą, a raczej jej brakiem. Jak to w świecie Mercy bywa, okazuje się, że wujek Zee nie bezinteresownie oddał im do dyspozycji przyczepę. Małżeństwo Hauptmanów musi dowiedzieć się, co grasuje w rzece, dlaczego Mercy ukazuje się duch ojca, a także pozbyć się piętna rzeki i spróbować przy tym nie zginąć.

Niestety szósta część przygód kojocicy okazała się, jak dotąd, najsłabszym tomem w serii. Znakomitą część książki stanowią wewnętrzne dywagacje Mercedes na różne tematy, najpierw dotyczące ślubu, a następnie jej poczucia braku przynależności, niedostosowania do grupy i inne bolesne postraumatyczne pseudopsychologiczne roztkliwianie się nad sobą. Konstrukcja powieści została oparta na prostym i konwencjonalnycm schemacie; Mercy wpada w tarapaty, musi rozwikłać, powiedzmy, że tajemniczą zagadkę, następnie ratuje świat. Efektem pracy autorki nad tym tomem jest wielki niedobór wszystkiego, czym książki z tej serii odróżniały się od innych, a mianowicie; prawdziwej tajemnicy, niespodziewanych zwrotów akcji, bogatego tła magicznego. Patricia Briggs, jakby idąc po łatwiźnie, uczepiła się pochodzenia Mercy, jej domieszki krwi indiańskiej i całą fabułę oparła na tym wątku. Powieść mogłaby zostać uratowana, gdyby nie postać potwora wodnego ukształtowanego na wzór chińskich smoków oraz magicznego ołtarza odlanego z betonu na kształt Stonehenge. Rozumiem, że kultura Ameryki Północnej to głównie kiczowaty zlepek wielu kultur, że w Maryhill, rzeczywiście istnieje taka replika kręgu megalitycznego, że zbiory Muzeum Sztuki w Maryhill, najprawdopodobniej autorka opisywała z autopsji, ale to jednak za mało. Wszystko, co zostało zaczerpnięte z bogactwa kultury Indian jest powierzchowne i płytkie, dlatego cała historia jest po prostu słaba.

„Piętno rzeki”, gdyby nie sentyment do bohaterów całej serii, uznałbym za szmirę. Historia Mercy w tej powieści jest naciągana, płytka, prosta jak cep i stereotypowa. Jako miłośniczka książek Patricii Briggs, mam ogromną nadzieję, że w kolejnych tomach odżyje duch prawdziwego talentu pisarki, inaczej uznam, że należało zabić bohaterkę w piątym tomie.

  • A book published this year.
  • A book with nonhuman character.
  • A book by female author.
  • A book set in different country.
  • A book with magic.
  • A book that was originally written in a different language.



Ocena: 3/10

Przesłanie: „Nie miałam pomysłu, a tam wezmę trochę indiańskich wierzeń, dorzucę Stonehenge, zamieszam miłosną pałeczką i Mercy stanie się pogromczynią chińskiego smoka. Fani wszystko łykną, a co tam.”



1 komentarz:

  1. No trudno mi się z Tobą nie zgodzić (o dziwo :)) Moim zdaniem to też była najsłabsza część z całej serii o Mercy :)

    OdpowiedzUsuń