Zmieniająca się w kojota Mercy Thompson wie, że jej wspólne życie z jej partnerem, Alfą wilkołaków Adamem, nigdy nie będzie nudne, ale nawet ich wesele nie poszło zgodnie z planem. Niemniej jednak, dziesięciodniowy miesiąc miodowy na brzegi rzeki Columbia, gdzie są zupełnie sami, tylko ich dwoje, powinien to nadrobić. Ale podróż – i ich odpicowana przyczepa – jest prezentem od rasy fae. A nic, co związane z tą rasą, nie przychodzi z łatwością i bez ograniczeń…
[Fabryka Słów, 2015]
[Opis i okładka:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/93896/pietno-rzeki]
AGA:
Patricia
Briggs, to amerykańska pisarka znana z książek z serii o Mercedes
Thomson, które powstały na fali egzaltacji nie tyle urban fantasy,
co wilkołaczych, wampirzych, a nawet zombicznych amantów. Pierwszy
tom serii wydany został dwa lata po K. Harrison „Przynieście mi
głowę wiedźmy”, a rok po premierze „Zmierzchu” S. Meyer.
Aktualnie, po trzech latach od wydania „Zrodzonego ze srebra”, na
rynku polskim ukazał się szósty tom serii - „Piętno rzeki”.
Mercedes
Thompson, jak pięknie zostało to określone, nigdy nie zaczyna
nadnaturalnych rozrób, natomiast zawsze je kończy. Przyciąga
paranormalne kłopoty jak magnez, tym bardziej, jako awatar Kojota,
ma skłonności do wprowadzania nie tyle chaosu, co zmian. We
wszystkich tomach bohaterka wpada w tarapaty, z których udaje jej
się zawsze z mniejszymi, bądź większymi obrażeniami, wyjść
cało. „Piętno rzeki” pod tym względem nie różni się od
innych części.
Adam i
Mercy połączeni zostają węzłem małżeńskim, a więc książka
rozpoczyna się bardzo słodkawo i romantycznie. Zaciekawił mnie
jeden aspekt tego wydarzenia, a mianowicie nie występuje w powieści
problem akceptacji wilkołaków i istot magicznych przez Kościół,
rozumiem, że to nie tej klasy powieść, by prowadzić dywagacje
religijne, ale jednak brak konfliktu pomiędzy Kościołem, a
istotami nadnaturalnymi z jednej strony jakby uprawomocnia ich
istnienie w świecie ludzi, z drugiej jednak strony jest to nierealna
akceptacja, a autorka zamyka sobie w ten sposób możliwość
wprowadzania ciekawego wątku, np. świętej inkwizycji. Wracając
jednak do treści książki; Mercy i Adam udają się w podróż
poślubną, a gdzie? Wilkołak w Paryżu? Kojot na Akropolu?
Egzotyczne plaże tylko dla futrzaków? Nie, to byłoby zbyt
romantyczne, dlatego udają się w niedalekie strony, zresztą
bliskie autorce, na kemping stworzony przez królową wróżek, z
przyczepą kempingową pożyczoną od wujka Zee, który sam to
wszystko zaproponował. A przecież w poprzednim tomie wyraźnie
podkreślono, aby nie pożyczać, nie prosić o pomoc, czy przysługę
istot magicznych. Oczywiście książka byłaby totalnie stracona dla
czytelnika, który nie pała miłością do sielankowych opisów
pożycia małżeńskiego, dlatego w końcu po około 120 stronach
pojawia się pierwszy domniemany trup i pierwsza prawdziwa,
aczkolwiek oddychająca ofiara, na pocieszenie dodam, że z
odgryzioną stopą, a raczej jej brakiem. Jak to w świecie Mercy
bywa, okazuje się, że wujek Zee nie bezinteresownie oddał im do
dyspozycji przyczepę. Małżeństwo Hauptmanów musi dowiedzieć
się, co grasuje w rzece, dlaczego Mercy ukazuje się duch ojca, a
także pozbyć się piętna rzeki i spróbować przy tym nie zginąć.
Niestety
szósta część przygód kojocicy okazała się, jak dotąd,
najsłabszym tomem w serii. Znakomitą część książki stanowią
wewnętrzne dywagacje Mercedes na różne tematy, najpierw dotyczące
ślubu, a następnie jej poczucia braku przynależności,
niedostosowania do grupy i inne bolesne postraumatyczne
pseudopsychologiczne roztkliwianie się nad sobą. Konstrukcja
powieści została oparta na prostym i konwencjonalnycm schemacie;
Mercy wpada w tarapaty, musi rozwikłać, powiedzmy, że tajemniczą
zagadkę, następnie ratuje świat. Efektem pracy autorki nad tym
tomem jest wielki niedobór wszystkiego, czym książki z tej serii
odróżniały się od innych, a mianowicie; prawdziwej tajemnicy,
niespodziewanych zwrotów akcji, bogatego tła magicznego. Patricia
Briggs, jakby idąc po łatwiźnie, uczepiła się pochodzenia Mercy,
jej domieszki krwi indiańskiej i całą fabułę oparła na tym
wątku. Powieść mogłaby zostać uratowana, gdyby nie postać
potwora wodnego ukształtowanego na wzór chińskich smoków oraz
magicznego ołtarza odlanego z betonu na kształt Stonehenge.
Rozumiem, że kultura Ameryki Północnej to głównie kiczowaty
zlepek wielu kultur, że w Maryhill, rzeczywiście istnieje taka
replika kręgu megalitycznego, że zbiory Muzeum Sztuki w Maryhill,
najprawdopodobniej autorka opisywała z autopsji, ale to jednak za
mało. Wszystko, co zostało zaczerpnięte z bogactwa kultury Indian
jest powierzchowne i płytkie, dlatego cała historia jest po prostu
słaba.
„Piętno
rzeki”, gdyby nie sentyment do bohaterów całej serii, uznałbym
za szmirę. Historia Mercy w tej powieści jest naciągana, płytka,
prosta jak cep i stereotypowa. Jako miłośniczka książek Patricii
Briggs, mam ogromną nadzieję, że w kolejnych tomach odżyje duch
prawdziwego talentu pisarki, inaczej uznam, że należało zabić
bohaterkę w piątym tomie.
- A book published this year.
- A book with nonhuman character.
- A book by female author.
- A book set in different country.
- A book with magic.
- A book that was originally written in a different language.
Ocena:
3/10
Przesłanie:
„Nie miałam pomysłu, a tam wezmę trochę indiańskich wierzeń,
dorzucę Stonehenge, zamieszam miłosną pałeczką i Mercy stanie
się pogromczynią chińskiego smoka. Fani wszystko łykną, a co
tam.”
No trudno mi się z Tobą nie zgodzić (o dziwo :)) Moim zdaniem to też była najsłabsza część z całej serii o Mercy :)
OdpowiedzUsuń