Mamy rok 2108, a Wspólnota Północnoamerykańska trzeszczy w szwach.
Dla pasożytniczych nierobów pokroju Andrew Graysona, są tylko dwie drogi, żeby wyrwać się z zarobaczonych, pełnych przemocy bloków socjalnych, gdzie dzienna racja żywieniowa to marne dwa tysiące kalorii smakującej jak papier przetworzonej soi: można albo łudzić się nadzieją na wygraną w loterii i otrzymanie biletu do jednej z pozaziemskich kolonii, albo się zaciągnąć.
Wybór jest prosty: mrzonki na bok, kalkulacja przodem.
Andrew zaciąga się do sił zbrojnych, skuszony prawdziwym żarciem, pensją z emeryturą i możliwością wyrwania się z Ziemi.
Ale szybko po rozpoczęciu kariery pełny oczekiwań i roszczeń Andy odkrywa, że dobre jedzenie i przyzwoita opieka medyczna słono kosztują… a nawet zasiedlona galaktyka skrywa o wiele większe niebezpieczeństwa, niż wojskowa biurokracja albo rządzące slumsami gangi.
Militarne science fiction jest zdradliwe, bo albo próbuje niepotrzebnie uprościć i upiększyć instytucję wojskowości, albo z kolei opisuje ją tak, że trzeba absolutnie kochać broń, żeby w ogóle móc taką książkę przeczytać. „Pobór” doskonale balansuje po tej cienkiej linii, pokazując świat, gdzie wojsko jest jedną z nielicznych rozsądnych opcji ucieczki ze zniszczonej Ziemi, umiejętnie dozując wiedzę taktyczno-zbrojeniową tak, że nie odstrasza niedoświadczonego czytelnika.
[Fabryka Słów, 2016]
[Okładka i opis: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3721332/pobor]
Recenzja dla Secretum.pl, książka udostępniona z uprzejmości Fabryki Słów.
AGA:
Na polskim rynku wydawniczym od kilku
lat fantastyka militarna przechodzi prawdziwy renesans. Po wielu
latach tłamszenia tego gatunku przez Davida Webera, pojawia się
coraz więcej, nowych nazwisk i tytułów. Wydawnictwa polskie coraz
częściej prezentują autorów takich jak Evan Currie, Ian Douglas,
Kennedy Hudner, czy John Scalzi. Pora teraz również na mało
znanego Marko Kloosa, niemieckiego pisarza, piszącego i
publikującego w Stanach Zjednoczonych. Jego cykl Frontlines właśnie
rozpoczyna swoją karierę, dzięki wydawnictwu Fabryka Słów, które
we wrześniu tego roku wypuszcza pierwszy tom „Pobór”. Pytanie
brzmi, czy po grafomańskim Weberze, lekkim Curriem, czy nagradzanym
Scalzim, pozostała jakaś nisza dla Kloosa?
Andrew Greyson, to typowy
przedstawiciel jednej z Dzielnic Zakwaterowania Komunalnego;
zniechęcony skromnym życiem na socjalnym garnuszku, zamiast
próbować wyrwać się z dołów społecznych ciężką pracą -
kombinuje. Jako syn niedoszłego wojskowego, zamiast liczyć na ślepy
traf w loterii, czyli bilet do jednej z pozaziemskich kolonii,
skuszony perspektywą prawdziwego żarcia i płatnej emerytury,
zaciąga się do wojska. Jego jedynymi pragnieniami są: nigdy nie
wrócić do DZK, wyrwać się z Ziemi i po odbyciu służby otworzyć
sobie pełne pieniędzy konto w banku. Andrew trafia na szkolenie
przygotowawcze Sił Zbrojnych Wspólnoty Północnoamerykańskiej,
potem trafia do Armii Terytorialnej, a to dopiero początek przygody
z wojskiem. Jak mówi chińskie przysłowie: „Obyś żył w
ciekawych czasach”.
Powieść Marko Kloosa reprezentuje
jeden z wariantów powieści militarnej fantastyki, ten tzw. „od
zera do bohatera”, choć w stopniu dość umiarkowanym, z pewnością
nie tak rozbuchanym, jak w Honorverse Webera. Główny bohater
dostaje się do wojska i w związku z różnymi zbiegami okoliczności
pakuje się w kłopoty, a potem ratuje sobie wielokrotnie tyłek,
przy okazji łapiąc się na kilka kolorowych odznaczeń.
Trzeba przyznać, że Marko Kloos
sprytnie ominął klasyczne pułapki, jakie czyhają na pisarza
militarnej fantastyki, takie jak kreowanie nieprzeciętnie odważnego
bohatera (por. Alicia
DeVries ze „Ścieżki furii”
D. Webera), zbyt obszerne opisy techniczne i taktyczne (por. tomy
powyżej piątego Honor Harrington), czy ubajkowienie służby
wojskowej (Hayden War Evana Currie). Przede wszystkim główny
bohater nie otrzymuje tego, czego pragnie od razu, musi się
rzeczywiście napracować, by w końcu zrealizować swoje marzenia.
Ne jest to typ nieprzeciętnie odważnego bohatera, tylko po prostu
dobrego żołnierza.
Niestety nie tylko Andrew musi się
namęczyć, ale czytelnik również. Dlaczego? Powieść jest źle
napisana, ciężkim, wojskowym i technicznym żargonem? Nie. Akcja
jest powolna i nudna? Nie. To w czym problem? Przez 70% książki
czytelnik towarzyszy Greysonowi podczas zakwaterowania w koszarach,
uczy się dyscypliny i porządku, biega, bierze udział w wykładach,
akcjach Armii Terytorialnej i zaczyna się zastanawiać, czy aby na
pewno czyta fantastykę. Świat przedstawiony, wyposażenie
żołnierzy, akcje woskowe, tak niewiele różnią się od realiów
współczesnego żołnierza, że odniosłam wrażenie, że czytam po
prostu dziennik piechociarza. Pomimo tego, że akcja wciąga, a opisy
życia wojskowego naprawdę są realistyczne, byłam przez sporą
część książki bardzo rozczarowana. A jednak Marko Kloos obronił
się, po tych pieczołowitych opisach dnia codziennego w koszarach i
manewrach wojskowych rodem z „Helikoptera w ogniu” (2001, reż.
Ridley Scott), w końcu nasz wojak trafia do marynarki i zostaje
wystrzelony w kosmos, gdzie trafia na... obcych. I w końcu wracamy
do FANTASTYKI militarnej.
Powieść Kloosa z jednej strony jest
nowatorska, ponieważ ukazuje z pieczołowitością, realistycznie i
bez koloryzowania codzienność żołnierzy, z drugiej strony jest
mocno odtwórcza. Wielkie mocarstwa są w klasycznej opozycji
politycznej Wschód-Zachód, czyli Związek Chińsko-Rosyjski contra
Wspólnota Północnoamerykańska, wielkie blokowiska przypominają
osiedla zamknięte z filmu „Dredd” (2012, reż. Pete Travis), a
miłość piechociarza do pilota marynarki nasuwa proste skojarzenie,
niestety bardzo żałosne, z miłością Johnnego Rico do Carmen
Ibanez z „Żołnierzy kosmosu” Paula Verhoevena. Na szczęście
dla Kloosa obcy to nie gigantyczne owady (prawie, ale pssst..).
Starałam się dość obiektywnie
ocenić powieść „Pobór”, która tak naprawdę ma bardzo
niewiele wad, a te które się pojawiają, są marginalne. Akcja
powieści jest wystarczająco wartka, by wciągnąć czytelnika w
świat Andrew Greysona, który wcale nie okazuje się takim strasznym
egoistycznym obibokiem, jak go opisano w blurbie, a styl pisania
Kloosa jest znacznie bardziej poważny i rzetelny niż na przykład
Evana Currie. Proza Marko Kloosa nie jest tak rozbuchana jak Davida
Webera, nie jest tak lekka jak Evana Currie i nie jest tak
wizjonerska, jak Johna Scalzi, innymi słowy znalazła się nisza dla
tego pisarza – realizm, jeśli można o takim pisać w ramach
fantastyki.
Ocena: 6/10
Przesłanie: "Szczęśliwie mało pompatyczna historia pewnego wojaka".
Dzięki, fajna recenzja. Miło mi się czytało jako tłumaczowi tej książki. A drugi tom jest lepszy. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że recenzja przypadła do gustu. Miło mi słyszeć, że drugi tom będzie lepszy, rzadko się to zdarza, by kontynuacje były ciekawsze. Tak też, czekam na "Ewakuacje" :)
OdpowiedzUsuń